wtorek, 29 marca 2016

kapłańskie "zwyklaki"...

zdj:flickr/Fr Lawrence Lew, O.P./Lic CC
(Mt 28,8-15)

Gdy anioł przemówił do niewiast, one pośpiesznie oddaliły się od grobu, z bojaźnią i wielką radością, i biegły oznajmić to Jego uczniom. A oto Jezus stanął przed nimi i rzekł: Witajcie. One podeszły do Niego, objęły Go za nogi i oddały Mu pokłon. A Jezus rzekł do nich: Nie bójcie się. Idźcie i oznajmijcie moim braciom: niech idą do Galilei, tam Mnie zobaczą. Gdy one były w drodze, niektórzy ze straży przyszli do miasta i powiadomili arcykapłanów o wszystkim, co zaszło. Ci zebrali się ze starszymi, a po naradzie dali żołnierzom sporo pieniędzy i rzekli: Rozpowiadajcie tak: Jego uczniowie przyszli w nocy i wykradli Go, gdyśmy spali. A gdyby to doszło do uszu namiestnika, my z nim pomówimy i wybawimy was z kłopotu. Ci więc wzięli pieniądze i uczynili, jak ich pouczono. I tak rozniosła się ta pogłoska między Żydami i trwa aż do dnia dzisiejszego.


Mili Moi…
Mówiąc szczerze – kocham Triduum Paschalne. Ale czuję się bardzo szczęśliwy, kiedy ono się kończy… Jest tak wiele rzeczy, które trzeba przygotować, o które należy zadbać, których trzeba dopilnować. Pisałem już o tym w ubiegłym roku. Zupełnie inaczej jest w Polsce, kiedy w kościele króluje zakrystianin, który dba o przygotowanie wszystkiego, a podczas Mszy ma się u boku ceremoniarza, który czuwa nad przebiegiem uroczystości i nad każdym krokiem księdza i całej służby liturgicznej. Tu trzeba być wszystkim po trochu. Samemu przygotować, obmyśleć gdzie i co postawić. Jak tam dojść, jak wrócić, kiedy, co i z kim przynieść. Moi kochani ministranci są oczywiście bardzo pomocni i cieszę się, że ich mam, ale są jeszcze w takim wieku, że ambona myli im się z pateną, więc poważnych zadań im zlecać nie można. Rzecz jasna dorośli pomagają jak potrafią, ale i dla nich powinienem przygotować jakieś katechezy wprowadzające do Triduum. Bo doskonale wiem, że jeśli oni czegoś nie wiedzą, to tylko dlatego, że ja im tej wiedzy nie dałem. Ale zdąż tu człowieku ze wszystkim… Może więc za rok…

Ogromna radość z liczby uczestniczących w Triduum. Jest ich co roku więcej. Szczególnie widać to było podczas Wigilii Paschalnej. Może kościół nie „pękał w szwach”, ale było znacznie więcej ludzi, niż rok temu. W ten najpiękniejszy wieczór, najważniejszą noc dla Kościoła. Powoli dojrzewa pomysł, żeby przedłużyć nasze czuwanie, jeśli nawet nie do świtu, to chociaż w głęboką noc… Kto wie, czy za rok nie spróbujemy…

Mam też wrażenie, że coraz więcej ludzi przestaje nas, kapłanów traktować jak kosmitów, do których nie wiadomo jak podejść. Ale zaczynają z nami rozmawiać, a co najważniejsze, zaczynają czuć się odpowiedzialni za tę parafię, za kościół, za tę wspólnotę… To naprawdę ogromnie cieszy, zwłaszcza jeśli dotyczy ludzi, którzy wcześniej angażowali się nieco mniej. Może nikt im nie powiedział, że można… Co roku objawiają się nowe talenty. I chwała za to Najwyższemu. Coraz bardziej rodzinnie w tej naszej świątyni i we wspólnocie parafialnej.

Wczoraj trochę czasu spędziliśmy w gościach, ale byliśmy w takiej kondycji, że musieliśmy salwować się ucieczką… Ja padłem o ósmej wieczorem i spałem jak zabity do dzisiejszego poranka… A dziś, za chwilę, jadę żegnać do domu pogrzebowego naszego parafianina, pana T. Miałem taką dość rzadką okazję towarzyszyć mu duchowo od wykrycia choroby nowotworowej, aż do jego odejścia. Namaściłem go kilka godzin przed przejściem do domu Ojca. Piękny czas wybrał dla niego Pan… Zresztą nie tylko dla niego… Żegnamy też Matkę Angelicę, bardzo znaną siostrę zakonną, twórczynię katolickiego kanału EWTN. A w Polsce księdza Jana Kaczkowskiego. Z jego odejściem wiąże się kilka smutnych obserwacji. Piękny to był człowiek i choć z wieloma jego stwierdzeniami się nie zgadzałem, to uważam, że zapisał piękną kartę kapłańskiej pracy w Kościele polskim. Z tym większym smutkiem czytałem dziś szereg komentarzy ludzi, którzy przy okazji wyrażania smutku z powodu śmierci księdza Jana pohukiwali na innych księży antagonizując „dobrego księdza Jana” z innymi „katabasami w sutannach”, którzy „winni zamilknąć i się uczyć”. Sporo słów pogardy znalazłem dziś w internecie. Pewnie – może podyktowanych smutkiem i żalem, może kiepskimi doświadczeniami. Ale Pan Bóg mówi przez wszystkich kapłanów, działa przez nich… Także przez bardzo biednych księży – duchowo, intelektualnie, organizacyjnie… Nawet przez tych, którzy nie pobudowali hospicjów i nie stali się „onkocelebrytami” (jak z pewną dozą humoru mówił o sobie ksiądz Jan). Wielu z nich nigdy nie zostanie usłyszanych, bo być może siedzą gdzieś w małej wsi, nie prowadzą blogów, ich kazania nie są nagrywane, nigdy nie poprowadzili żadnych rekolekcji… Po prostu modlą się, wiosną sieją marchewkę w ogrodzie i robią co do nich należy… Tak, jak potrafią… Ich parafianie są nimi mocno znudzeni bo nie wznoszą się na wyżyny oratorskich uniesień, nie potrafią poklepywać się po ramionach ze wszystkimi i nie puszczają w eter kontrowersyjnych uwag… Takie „zwyklaki” kapłańskie… A przez ich usta Jezus naucza i przez ich ręce uświęca… Szkoda, że oni wszyscy dziś oberwali… Z okazji śmierci księdza Jana…

Czasem sobie myślę, że bycie „zwyklakiem” jest bardzo franciszkańskie… Byle spotkać Jezusa i chętnie się Nim dzielić… Każdy według swojej miary. Idę więc potowarzyszyć rodzinie i przyjaciołom pana T. Tak zwyczajnie… Po kapłańsku.

A na koniec taka nasza Rezurekcja...


2 komentarze:

  1. Dziękuję za ten piękny i trafny komentarz. Często obserwuję dużą dozę niezwykłości właśnie w zwyklakach ��

    OdpowiedzUsuń
  2. "może podyktowanych smutkiem i żalem, może kiepskimi doświadczeniami"
    przykro bardzo...

    OdpowiedzUsuń