poniedziałek, 21 marca 2016

tydzień nadziei...

zdj:Mariusz Nawrocki
E. Gdy On jeszcze mówił, oto zjawił się tłum. A jeden z Dwunastu, imieniem Judasz, szedł na ich czele i zbliżył się do Jezusa, aby Go pocałować. Jezus mu rzekł: + Judaszu, pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego? E. Towarzysze Jezusa widząc, na co się zanosi, zapytali: I. Panie, czy mamy uderzyć mieczem? I któryś z nich uderzył sługę najwyższego kapłana i odciął mu prawe ucho. Lecz Jezus odpowiedział: + Przestańcie, dosyć! E. I dotknąwszy ucha, uzdrowił go. Do arcykapłanów zaś, dówódcy straży świątynnej i starszych, którzy wyszli przeciw Niemu, Jezus rzekł: + Wyszliście z mieczami i kijami jak na zbójcę? Gdy codziennie bywałem u was w świątyni, nie podnieśliście rąk na Mnie, lecz to jest wasza godzina i panowanie ciemności.

Mili Moi…
Weszliśmy dziś w Wielki Tydzień… Tyle emocji on ze sobą niesie. Tak wiele myśli… Od rana się rozpoczęło… W kościele dziś znacznie więcej ludzi. Mnóstwo nieznanych twarzy. Wielu ludzi, którzy tylko raz w roku się pojawiają. Muszą odstać swoje w kolejkach do konfesjonału i wychodzą z poczuciem dobrze zrealizowanego, świątecznego obowiązku. Banał. Powierzchowność. Niezrozumienie. Potęgowane jeszcze opisem Męki Pańskiej. W naszych warunkach, gdzie wszyscy mają teksty, a partie bohaterów zbiorowych czytają wszyscy w kościele, wrażenie obojętności tłumu jeszcze się potęguje. Zawsze się zastanawiam dlaczego tak jest? Doświadczam ogromnej niezgody wewnętrznej, potężnego smutku. Często mówię w konfesjonale – zobacz, umrzesz… i co opowiesz Bogu o swoim życiu? Nie miałem czasu? Życie było takie trudne? Nie zdołałeś mnie do siebie przekonać?

Niektórzy mówią – cieszmy się, że chociaż raz w roku przychodzą… Wybaczcie, nie umiem się z tego cieszyć. Z tego można się tylko smucić. Dorośli ludzie, którzy wybierają w swoim życiu wszystko, tylko nie Boga. Tyle w tym niefrasobliwości. Taka beztroska. Kiedy pytam – dlaczego tak rzadko? Najczęściej słyszę – nie wiem… Człowieku! Czas może najwyższy postawić sobie pytania – gdzie jest Bóg w twoim życiu? Kim On jest dla ciebie? Bo jeśli o to nie zapytasz i nie znajdziesz odpowiedzi, to pod koniec życia może się również okazać, że nie wiesz po co żyłeś. A co gorsza – nie wiesz po co miałbyś żyć dalej, w wieczności. Jeśli nie „nauczysz się” Go teraz, to jak możesz przypuszczać, że spędzisz z Nim całą wieczność? Niby proste, a takie niemożliwe do pojęcia. Czasem czuję się jakbym poruszał się pod wodą, albo odbijał się o jakieś przeźroczyste ściany. Widzę ludzi, a nie umiem w żaden sposób do nich dotrzeć, nie umiem przekonać… Tyle prób, tyle Bożych faktów… i nic.

Nie, nie… Nie zniechęcam się… Nie zniechęcam się tylko dlatego, że On umiera dla wszystkich. Dla tych, którzy nie rozumieją tego, co On czyni również. I dla tych, którzy nigdy nie zrozumieją. I dla tych, którzy nigdy Go nie wybiorą. I dla tych, którzy nigdy nie wyjdą poza przestrzeń koniecznego obowiązku. I dla tych tkwiących w tradycjach raczej, niż w prawdziwej wierze. I jeśli On dla nich umiera, to ja nie mam prawa się zniechęcić. I nie mam prawa przestać Go głosić. I nie mam prawa tracić nadziei. Bo Jego męka jest tak prawdziwa, tak realna, tak święta, że może kiedyś zobaczą to również ci, którzy dziś nie widzą nic poza ekranem swoich telewizorów i miską, która musi być zawsze pełna… Może zobaczą. Ze mną, czy beze mnie, wszak nie o mnie tu chodzi. O Niego… Jedynego Wartego Uwagi…

Dziś przypomnieli mi o tym nasi parafianie wystawiający po raz kolejny Misterium Męki Pańskiej w naszym kościele. Coraz więcej osób w tym dziele uczestniczy. A i w ławach widzów nie brakowało. To dopiero prawdziwe źródło nadziei… Ciągle tak wielu tych, którzy rozumieją, którzy chcą zrozumieć. Ciągle tak wielu, którzy słyszą i widzą Jezusa, którzy chcą dzielić się Nim z tym światem. Z takimi ludźmi można iść i głosić… Oni są dla mnie dziś prawdziwymi świadkami. Dzięki nim zasnę spokojny… Bo jutro też jest dzień… Dzień głoszenia, świadectwa, posługi. Wielki Poniedziałek Wielkiego Jezusa…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz