zdj:flickr/Ondřej Šálek/Lic CC
(J 13,1-15)
Było to przed Świętem Paschy. Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia
z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował. W
czasie wieczerzy, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza Iskarioty syna Szymona,
aby Go wydać, wiedząc, że Ojciec dał Mu wszystko w ręce oraz że od Boga wyszedł
i do Boga idzie, wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło
nim się przepasał. Potem nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi i
ocierać prześcieradłem, którym był przepasany. Podszedł więc do Szymona Piotra,
a on rzekł do Niego: Panie, Ty chcesz mi umyć nogi? Jezus mu odpowiedział:
Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale później będziesz to wiedział.
Rzekł do Niego Piotr: Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał. Odpowiedział mu
Jezus: Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną. Rzekł do Niego
Szymon Piotr: Panie, nie tylko nogi moje, ale i ręce, i głowę. Powiedział do
niego Jezus: Wykąpany potrzebuje tylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty. I
wy jesteście czyści, ale nie wszyscy. Wiedział bowiem, kto Go wyda, dlatego
powiedział: Nie wszyscy jesteście czyści. A kiedy im umył nogi, przywdział
szaty i znów zajął miejsce przy stole, rzekł do nich: Czy rozumiecie, co wam
uczyniłem? Wy Mnie nazywacie Nauczycielem i Panem i dobrze mówicie, bo nim
jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni
sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak
czynili, jak Ja wam uczyniłem.
Mili Moi…
Dziś Wielki
Czwartek. Kolejny na amerykańskiej ziemi. Ale niesamowicie radosny. Z jednego
zasadniczo powodu. Ludzi w kościele więcej, niż w ubiegłym roku. Serce rośnie.
Bóg dociera do serc i przekonuje o swojej obecności. Zaprasza i zaproszenie
zostaje przyjęte. Dla kapłańskiego serca nie ma większej radości jak patrzeć na
odpowiedź człowieka na Boża miłość. Ja tam innej, większej radości nie znam. A
tej mi dziś nie brakowało. On nas naprawdę przemienia. Nas wszystkich, tutaj, w
Bridgeport. Widzimy to, doświadczamy tego.
Wczoraj w
katedrze, podczas Mszy Krzyżma, biskup powiedział takie jedno zdanie, które we
mnie bardzo pozostało. Odeślijmy podczas tego Triduum demona do piekła, tam,
gdzie jego miejsce. Można to zrobić tylko w jeden sposób. Poprzez miłość. Tę,
której on najszczerzej nienawidzi. A nienawidzi dlatego, że się jej boi. Bo
tylko ona jest skuteczną bronią wobec jego zasadzek I to właśnie miłość go
ostatecznie pokonała. Ta objawiona na krzyżu przez Jezusa. Ta związana z
ofiarą, uniżeniem, darem z siebie…
Dziś przeżyłem mój
kolejny pierwszy raz. Pierwszy raz myłem nogi mężom dwunastu. Wielkie wrażenie.
Zapowiadając ten gest, mówiłem, że niczym Jezus, klękam przed nimi, a w nich
przed całym Kościołem i proszę o przyjęcie miłości. Jego miłości. Odczułem to
bardzo wyraźnie. Ten gest, gest samego Jezusa, który stał się moim udziałem
dziś. Wobec tych, którzy reprezentują wszystkich. Niezwykłe doświadczenie. Tak
prawdziwe w swojej wymowie. Proboszcz, który ma służyć swojej wspólnocie. Ma się
uniżyć. Klęknąć przed nią, błagając o przyjęcie miłości Jezusa…
Tej miłości,
której nie rozumiemy. Wciąż nie rozumiemy… Bo gdybyśmy rozumieli, to na każdej,
codziennej Mszy, mielibyśmy w kościele tłumy. Gdybyśmy rozumieli, to nie
pertraktowalibyśmy z faraonem tego świata. Gdybyśmy rozumieli, to nie dalibyśmy
sobie podmienić szczęścia na przyjemność i wolności na swobodę. Gdybyśmy
rozumieli, to demon nie zbliżałby się do nas, bo nasze promieniowanie byłoby dla
niego nie do zniesienia… Ale nie rozumiemy. Buntujemy się. Czujemy się
zażenowani i niespokojni wobec „takiego” Jezusa. Niczym Piotr… Niczym Judasz…
Wiele dobrych słów
dziś odebrałem… Cennych, serdecznych, pełnych miłości i wiary w Chrystusowe
kapłaństwo… Ale dwie wiadomości były szczególna. Pewna Boża dusza z Polski
podesłała mi podsumowanie naszej dwudziestoletniej przyjaźni. Wśród wielu zdań
było także i to - Bo ta relacja z Tobą
tak mi się kojarzy z radością i z trwaniem.... taką stałością bez względu na
zmiany. Dziękuję Ci L. Chciałbym zawsze i przez wszystkich być tak
widzianym. Chciałbym, żeby moje relacje były zawsze radosne i trwałe, czerpiąc
tylko z jednego, niezawodnego źródła – Boga samego. W drugim liście znalazłem
takie słowa - Dziękuję za Twoją postawę
modlitwy, życia zakonnego, to one mnie zachwyciły i pociągnęły do zakonu, nic
innego. Przykład życia! Dziękuję za Twoją cierpliwość i za to, że nadal
pokazujesz mi piękno życia zakonnego.
I ja Tobie dziękuję K. Bo dzięki Tobie uczyłem się i uczę nadal jak być ojcem…
A konsekracja, która nas dziś łączy i jednoczy ściśle w ideale ewangelicznego
życia pokazuje mi ciągle na nowo nieprzemijającą wartość miłości Chrystusa
wobec mnie i wobec Ciebie.
Powtarzałem to
milion razy i powtórzę milion pierwszy… Kocham moje kapłaństwo. I jedno wiem –
umrę jako ksiądz. Nikt i nic tego nie może zmienić. Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz