piątek, 25 marca 2016

kapłańskie ręce...

zdj:flickr/Ondřej Šálek/Lic CC

(J 13,1-15)
Było to przed Świętem Paschy. Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował. W czasie wieczerzy, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza Iskarioty syna Szymona, aby Go wydać, wiedząc, że Ojciec dał Mu wszystko w ręce oraz że od Boga wyszedł i do Boga idzie, wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło nim się przepasał. Potem nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany. Podszedł więc do Szymona Piotra, a on rzekł do Niego: Panie, Ty chcesz mi umyć nogi? Jezus mu odpowiedział: Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale później będziesz to wiedział. Rzekł do Niego Piotr: Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał. Odpowiedział mu Jezus: Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną. Rzekł do Niego Szymon Piotr: Panie, nie tylko nogi moje, ale i ręce, i głowę. Powiedział do niego Jezus: Wykąpany potrzebuje tylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty. I wy jesteście czyści, ale nie wszyscy. Wiedział bowiem, kto Go wyda, dlatego powiedział: Nie wszyscy jesteście czyści. A kiedy im umył nogi, przywdział szaty i znów zajął miejsce przy stole, rzekł do nich: Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy Mnie nazywacie Nauczycielem i Panem i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem.


Mili Moi…
Dziś Wielki Czwartek. Kolejny na amerykańskiej ziemi. Ale niesamowicie radosny. Z jednego zasadniczo powodu. Ludzi w kościele więcej, niż w ubiegłym roku. Serce rośnie. Bóg dociera do serc i przekonuje o swojej obecności. Zaprasza i zaproszenie zostaje przyjęte. Dla kapłańskiego serca nie ma większej radości jak patrzeć na odpowiedź człowieka na Boża miłość. Ja tam innej, większej radości nie znam. A tej mi dziś nie brakowało. On nas naprawdę przemienia. Nas wszystkich, tutaj, w Bridgeport. Widzimy to, doświadczamy tego.

Wczoraj w katedrze, podczas Mszy Krzyżma, biskup powiedział takie jedno zdanie, które we mnie bardzo pozostało. Odeślijmy podczas tego Triduum demona do piekła, tam, gdzie jego miejsce. Można to zrobić tylko w jeden sposób. Poprzez miłość. Tę, której on najszczerzej nienawidzi. A nienawidzi dlatego, że się jej boi. Bo tylko ona jest skuteczną bronią wobec jego zasadzek I to właśnie miłość go ostatecznie pokonała. Ta objawiona na krzyżu przez Jezusa. Ta związana z ofiarą, uniżeniem, darem z siebie…

Dziś przeżyłem mój kolejny pierwszy raz. Pierwszy raz myłem nogi mężom dwunastu. Wielkie wrażenie. Zapowiadając ten gest, mówiłem, że niczym Jezus, klękam przed nimi, a w nich przed całym Kościołem i proszę o przyjęcie miłości. Jego miłości. Odczułem to bardzo wyraźnie. Ten gest, gest samego Jezusa, który stał się moim udziałem dziś. Wobec tych, którzy reprezentują wszystkich. Niezwykłe doświadczenie. Tak prawdziwe w swojej wymowie. Proboszcz, który ma służyć swojej wspólnocie. Ma się uniżyć. Klęknąć przed nią, błagając o przyjęcie miłości Jezusa…

Tej miłości, której nie rozumiemy. Wciąż nie rozumiemy… Bo gdybyśmy rozumieli, to na każdej, codziennej Mszy, mielibyśmy w kościele tłumy. Gdybyśmy rozumieli, to nie pertraktowalibyśmy z faraonem tego świata. Gdybyśmy rozumieli, to nie dalibyśmy sobie podmienić szczęścia na przyjemność i wolności na swobodę. Gdybyśmy rozumieli, to demon nie zbliżałby się do nas, bo nasze promieniowanie byłoby dla niego nie do zniesienia… Ale nie rozumiemy. Buntujemy się. Czujemy się zażenowani i niespokojni wobec „takiego” Jezusa. Niczym Piotr… Niczym Judasz…

Wiele dobrych słów dziś odebrałem… Cennych, serdecznych, pełnych miłości i wiary w Chrystusowe kapłaństwo… Ale dwie wiadomości były szczególna. Pewna Boża dusza z Polski podesłała mi podsumowanie naszej dwudziestoletniej przyjaźni. Wśród wielu zdań było także i to - Bo ta relacja z Tobą tak mi się kojarzy z radością i z trwaniem.... taką stałością bez względu na zmiany. Dziękuję Ci L. Chciałbym zawsze i przez wszystkich być tak widzianym. Chciałbym, żeby moje relacje były zawsze radosne i trwałe, czerpiąc tylko z jednego, niezawodnego źródła – Boga samego. W drugim liście znalazłem takie słowa - Dziękuję za Twoją postawę modlitwy, życia zakonnego, to one mnie zachwyciły i pociągnęły do zakonu, nic innego. Przykład życia! Dziękuję za Twoją cierpliwość i za to, że nadal pokazujesz mi piękno życia zakonnego.  I ja Tobie dziękuję K. Bo dzięki Tobie uczyłem się i uczę nadal jak być ojcem… A konsekracja, która nas dziś łączy i jednoczy ściśle w ideale ewangelicznego życia pokazuje mi ciągle na nowo nieprzemijającą wartość miłości Chrystusa wobec mnie i wobec Ciebie.

Powtarzałem to milion razy i powtórzę milion pierwszy… Kocham moje kapłaństwo. I jedno wiem – umrę jako ksiądz. Nikt i nic tego nie może zmienić. Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz