piątek, 4 marca 2016

nie bój się Życia...

zdj:flickr/Στέλιος Δ/Lic CC
(Łk 11,14-23)
Jezus wyrzucał złego ducha [u tego], który był niemy. A gdy zły duch wyszedł, niemy zaczął mówić i tłumy były zdumione. Lecz niektórzy z nich rzekli: Przez Belzebuba, władcę złych duchów, wyrzuca złe duchy. Inni zaś, chcąc Go wystawić na próbę, domagali się od Niego znaku z nieba. On jednak, znając ich myśli, rzekł do nich: Każde królestwo wewnętrznie skłócone pustoszeje i dom na dom się wali. Jeśli więc i szatan z sobą jest skłócony, jakże się ostoi jego królestwo? Mówicie bowiem, że Ja przez Belzebuba wyrzucam złe duchy. Lecz jeśli Ja przez Belzebuba wyrzucam złe duchy, to przez kogo je wyrzucają wasi synowie? Dlatego oni będą waszymi sędziami. A jeśli Ja palcem Bożym wyrzucam złe duchy, to istotnie przyszło już do was królestwo Boże. Gdy mocarz uzbrojony strzeże swego dworu, bezpieczne jest jego mienie. Lecz gdy mocniejszy od niego nadejdzie i pokona go, zabierze całą broń jego, na której polegał, i łupy jego rozda. Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie; a kto nie zbiera ze Mną, rozprasza.

Mili Moi…
Wczorajszy dzień był piękny… Zwłaszcza wieczór… Moja kochana wspólnota Odnowy zorganizowała mi piękne urodziny. Przypadają one wprawdzie w sobotę, ale zaczęliśmy świętować już wczoraj. Dużo dobrej modlitwy, a potem wspaniałe jedzenie i dobre towarzystwo. Czegóż chcieć więcej? Dobrzy ludzie dookoła. Jestem prawdziwie błogosławiony.

Przed południem zaś przeżyłem mój kolejny „pierwszy raz” na tej ziemi. Przełamałem się i odpowiedziałem na zaproszenie księży z katedry, którzy poprosili o pomoc w spowiedzi młodzieży z przykatedralnej, katolickiej szkoły. Dwie godziny siedzenia w sali gimnastycznej i wielka liczba wyspowiadanych dzieciaków. Wyglądali jakby rozumieli co do nich mówię i mam nadzieję, że tak w istocie było. Modliłem się mocno do Ducha Świętego, żeby im tłumaczył w sercach mój koślawy angielski…

A dziś też wspaniały początek dnia. Dostarczono mi fotel do pokoju, więc wreszcie mam na czym siedzieć. Brakuje jeszcze kilku drobiazgów, żebym mógł powiedzieć, że remont został całkowicie i ostatecznie zakończony. Potem pojawiło się piękne, wielkie zdjęcie Antonietty Meo, które będzie wisiało na ścianie… Ta mała dziewczynka, która zmarła dawno temu, oczekuje na beatyfikację. Jest „służebnicą Bożą” a ja czuje jakąś szczególną więź przyjaźni z tym dziecięciem. Może dlatego, że widziała Pana Jezusa tak bardzo prosto, po dziecięcemu. Pisała do Niego piękne listy. Tym piękniejsze, im bardziej cierpiała z powodu nowotworu, który ostatecznie przyczynił się do jej śmierci. Jej relikwie spoczywają w Rzymie. Odwiedzam ją zawsze, ilekroć tam jestem. A teraz będzie na mnie patrzeć codziennie…

No i to tyle radości.  Bo potem był pogrzeb. Panowie z domu pogrzebowego wyglądali tak, jakby sami byli już jedną noga po drugiej stronie. Kiedy ruszyliśmy z konduktem i zatrzymaliśmy się na światłach, nagle jeden z nich zaczął cofać.  Nie zdążyłem nawet zatrąbić i już miałem ich na przednim zderzaku. Na szczęście zdołali mi tylko pogiąć tablice rejestracyjną.  Huk wielki. A oni… nawet nie zauważyli. Masakra jakaś. Jedna wielka katastrofa – chaos w kondukcie, a potem już tylko gorzej. Rozwalony wieniec, którego pan z zakładu nie był w stanie donieść do grobu… Mam nadzieję, że to był pierwszy i ostatni pogrzeb z ich udziałem…

No nie, jeszcze jedna radość. Kolejny człowiek zanurzył się dziś w łasce Jezusa odprawiając spowiedź generalną. Ta posługa szczególnie mnie cieszy, bo mam takie ogromne doświadczenie przecinania w imię Jezusa więzów smutku, żalu, niepokoju. On jest i działa w sposób widzialny w ludzkim życiu..

Powoli też lądujemy z… kolędą. Dziś wieczorem jedna z ostatnich. Piękny czas. Wiele dobrych spotkań, rozmów. Poznałem bliżej wielu parafian. Niektórych odkryłem na nowo. Znacznie więcej tych wizyt, niż w zeszłym roku. A jutro kolejny pierwszy piątek, wizyty u chorych. I spotkanie z malarzem, który być może stworzy portret św. Jana Pawła II do naszego kościoła.

A myśl nad Słowem? Jak bardzo trzeba się bać Jezusa, żeby oskarżać Go o związki z demonem? To jest bardzo skuteczna metoda eliminowania przeciwnika. Zasiać wątpliwość w sercach ludzi. A jeśli On rzeczywiście nie pochodzi od Boga? A jeśli ulegliśmy jakiejś zbiorowej iluzji? A jeśli wszyscy błądzimy? Niezwykła moc ma ludzkie słowo. Moc burzenia tego, co dobre. Ich słowo przeciwko Jego słowu. I znów trzeba wybierać. To jest właściwie nasza codzienność, bo my każdego dnia na nowo słyszymy te wątpliwości. Są tak samo mało subtelne, a czasem wręcz prymitywne. Po co ci Jezus? Przecież zupełnie swobodnie możesz żyć bez Niego. Będziesz prawdziwie wolny i nikt nie będzie cię ograniczał. To ludzki wymysł – ten cały Jezus. To Kościół chce cię trzymać w szachu i tobą manipuluje. Ta sama śpiewka od wieków. A Jezus nieodmiennie bierze swój krzyż i idzie na Golgotę. Musi się to stać… Żeby świat żył… Żeby żyli wierzący i niewierzący. Żebyśmy wszyscy mieli czas. Na decyzję… Na życie prawdziwe…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz