czwartek, 17 marca 2016

mała rocznica...

zdj:flickr/eltpics/Lic CC
(J 8,51-59)
Jezus powiedział do Żydów: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli kto zachowa moją naukę, nie zazna śmierci na wieki. Rzekli do Niego Żydzi: Teraz wiemy, że jesteś opętany. Abraham umarł i prorocy - a Ty mówisz: Jeśli kto zachowa moją naukę, ten śmierci nie zazna na wieki. Czy Ty jesteś większy od ojca naszego Abrahama, który przecież umarł? I prorocy pomarli. Kim Ty siebie czynisz? Odpowiedział Jezus: Jeżeli Ja sam siebie otaczam chwałą, chwała moja jest niczym. Ale jest Ojciec mój, który Mnie chwałą otacza, o którym wy mówicie: Jest naszym Bogiem, ale wy Go nie znacie. Ja Go jednak znam. Gdybym powiedział, że Go nie znam, byłbym podobnie jak wy - kłamcą. Ale Ja Go znam i słowa Jego zachowuję. Abraham, ojciec wasz, rozradował się z tego, że ujrzał mój dzień - ujrzał /go/ i ucieszył się. Na to rzekli do Niego Żydzi: Pięćdziesięciu lat jeszcze nie masz, a Abrahama widziałeś? Rzekł do nich Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Zanim Abraham stał się, Ja jestem. Porwali więc kamienie, aby je rzucić na Niego. Jezus jednak ukrył się i wyszedł ze świątyni.


Mili Moi…
No i wczoraj minął rok… Rok od wprowadzenia ogromnych zmian w moim życiu. Zmian związanych ze sposobem odżywiania i ruchem, którego do tej pory nigdy w moim życiu nie było w nadmiarze. Gdyby ktoś mi ponad rok temu opowiedział, że dziś siłownia stanie się właściwie moją codziennością, że będę pilnował tego, co jem i czasu między posiłkami, że będę często robił sobie soczki warzywne, że nauczę się jeść awokado i zasmakują mi różne owoce, a na śniadanie nie będę jadł nic innego poza owsianką, to pewnie potraktowałbym to jak świetny żart. A dziś? Traktuję to jako coś zupełnie naturalnego i źle się czuję, kiedy z różnych przyczyn nie mogę jeść tak, jak powinienem, a co więcej – tak, jak lubię… Efekt? Zrzucone 21 kilogramów. I dalsza perspektywa… Żyje się przyjemniej. Wyniki lepsze. Sznurówkę zawiązać można bez sapania. A z karku zniknęły trzy fałdy… Oczywiście nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie człek dobry, którego tu nie raz wspominałem, a który włożył wiele wysiłku w przekonanie mnie, że warto, że dam rade, że to możliwe… Nigdy dość wdzięczności… A do łatwych przypadków nie należę… Więc ten sukces jest sukcesem M. zrealizowanym przy współpracy o. Michała. I co do tego nie mam żadnych wątpliwości.

A dziś kończymy w naszej parafii rekolekcje. Misjonarz, który pokazał, że wiara jest prosta, dziecięca. Bez zadęcia i wielkich słów. Spokojnie i konsekwentnie. Widzieć działanie Boga i współdziałać z Nim. A życie staje się pełne smaku i staje się drogą radosnego wzrastania. Ten czas rekolekcji wprowadza nas niemal w Wielki Tydzień. Nie do wiary… Wielkanoc za pasem. Czy jesteśmy na nią gotowi?

A na naszą osobistą Paschę? Na przejście do wieczności? Dziś Pan mówi, że nie umrzemy wierząc w Niego. Znów zastanawiam się nad lękiem przed śmiercią. Ile go we mnie? I z czego wynika? Bo że jest, co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Zawstydza mnie ta myśl, ale dziś po raz kolejny przekonałem się, że nie bardzo jestem gotów stanąć twarzą w twarz przed moim Bogiem. I nawet nie chodzi o kwestie czystości mojego sumienia, bo dbam o nie i staram się trwać w łasce. Więc w czym rzecz? Boję się tego spotkania? A może jestem zbyt mocno przywiązany do mojego życia tu na ziemi? Tak… Coś w tym jest… Kocham życie i wciąż wydaje mi się, że jest tyle do zrobienia, że mógłbym być użyteczny… Więc żyję… I cieszę się każdą chwilą. A jednocześnie modlę się coraz częściej o to, żeby Pan Bóg przekonał mnie, że nie ma się czego bać, że śmierć jest Jego posłańcem i nie uczyni mi krzywdy, że należy się jej po prostu spodziewać i przyjąć gościnnie, kiedy się pojawi…

Czytałem ostatnio kilka świadectw ludzi, którzy przeżyli spotkanie z Bogiem w wewnętrznych wizjach. Nie było to wprawdzie doświadczenie śmierci. Ale wszyscy oni piszą o nieprawdopodobnej czułości Boga, której doświadczyli. Tak to sobie wyobrażam. Mój czuły Bóg, który otwiera ramiona i przyjmuje mnie, bo Jego tęsknota osiągnęła kres. Zawołał mnie do domu… Tak to sobie wyobrażam. I mam szczerą nadzieję, że będę gotów, gdy nadejdzie ta godzina… Bo w moim Bogu się nie umiera. W Nim się żyje… Coraz bardziej.

2 komentarze:

  1. no to trzeba zrobić następny krok w życiu.
    "rower" jest okazja

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojcze, gratulacje :)! I powodzenia, we wszystkim!

    OdpowiedzUsuń