zdj:flickr/Chris-Håvard Berge/Lic CC
(J 7,40-53)
Wśród słuchających Go tłumów odezwały się głosy: Ten prawdziwie jest prorokiem.
Inni mówili: To jest Mesjasz. Ale - mówili drudzy - czyż Mesjasz przyjdzie z
Galilei? Czyż Pismo nie mówi, że Mesjasz będzie pochodził z potomstwa
Dawidowego i z miasteczka Betlejem? I powstało w tłumie rozdwojenie z Jego
powodu. Niektórzy chcieli Go nawet pojmać, lecz nikt nie odważył się podnieść
na Niego ręki. Wrócili więc strażnicy do arcykapłanów i faryzeuszów, a ci
rzekli do nich: Czemuście Go nie pojmali? Strażnicy odpowiedzieli: Nigdy
jeszcze nikt nie przemawiał tak, jak ten człowiek przemawia. Odpowiedzieli im
faryzeusze: Czyż i wy daliście się zwieść? Czy ktoś ze zwierzchników lub
faryzeuszów uwierzył w Niego? A ten tłum, który nie zna Prawa, jest przeklęty.
Odezwał się do nich jeden spośród nich, Nikodem, ten, który przedtem przyszedł
do Niego: Czy Prawo nasze potępia człowieka, zanim go wpierw przesłucha, i
zbada, co czyni? Odpowiedzieli mu: Czy i ty jesteś z Galilei? Zbadaj, zobacz,
że żaden prorok nie powstaje z Galilei. I rozeszli się - każdy do swego domu.
Dzieje się
oczywiście całkiem sporo… Dziś na przykład spędziłem trzy urocze godziny na
spotkaniu w diecezji, które zorganizowano dla grup mających za zadanie napisać
dwuletni plan rozwoju parafii. Wspominałem o tym kiedyś… Z moją zacną grupą
wysłuchaliśmy więc wskazówek jak formułować cele priorytetowe i jak dostrzegać
problemy. Nie mogę powiedzieć, że był to całkiem zmarnowany czas, ale jednak
trzy godziny wyrwane z życiorysu. Choć z wielkim zadowoleniem słuchałem ludzi,
którzy mówili o tym, co ich przyciąga do Kościoła, czy czego w nim szukają.
Jedną z pierwszych, podkreślonych rzeczywistości były dobre homilie. Balsam na
moje uszy… Generalna refleksja – ludzie szukają duchowości.
Na szczęście po
południu znów mogłem być księdzem w działaniu. Dziś spotkanie porekolekcyjne
grupy Spotkań Małżeńskich. Niby tylko cztery pary, ale wspólne doświadczenie
bliskości i obecności Pana. Wspólna Eucharystia, a potem temat – „Bardziej
słuchać, niż mówić”. Dobry czas…
A poza tym kolejna
odsłona użalania się nad sobą. Okazało się przedwczoraj, że ktoś nas
(studentów) wprowadził w błąd, co do nowego ustawodawstwa, które nie daje nam
(jak błędnie uważaliśmy) możliwości wydłużenia studiów o dwa lata (co dawało
nam duże poczucie bezpieczeństwa), ale zaledwie o rok (co zmniejsza nasze
poczucie bezpieczeństwa mniej więcej o połowę). Stało się to przyczyną mojego
dużego niepokoju w temacie – czy ja aby z tym wszystkim zdążę? Staram się
przeciwdziałać zwątpieniu i pisać choć kawałek dziennie, ale mimo wszystko
czuję się niepewnie.
A nad Słowem dziś
myślę sobie skąd Nikodem miał w sobie tę siłę, żeby sprzeciwić się „jedynie
słusznej linii myślenia” reprezentowanej przez resztę Sanhedrynu? I
podejrzewam, że musiało mieć na to wpływ jego osobiste spotkanie z Jezusem.
Podczas gdy większość przywódców ludu spotykało się z Jezusem tylko po to, żeby
zastawiać na Niego pułapki, złapać Go na słowie, czy dowodzić Mu, że się myli,
Nikodem spotkał się z Nim szukając Prawdy. I Jezus zdołał go przekonać. Nikodem zaprotestował, odezwał się, ogłosił swoje „votum separatum”. I spotkał się z
tym, z czym spotkać się musiał – pogarda, szyderstwo, ironia, kpina…
Nikodem nie uległ, a jego kolejne spotkanie z Jezusem ma miejsce pod krzyżem.
To tam zostaje nagrodzony. Wtula się w Jezusa całym sobą. Przyjmuje w ramiona
Jego martwe Ciało. Wtedy, kiedy nikt już Go nie chciał, nikt na Niego nie
zwracał uwagi, nikt Go nie szukał. Wtedy właśnie pojawił się Nikodem, który
wbrew całemu światu wyprawił Jezusowi pogrzeb, zatroszczył się o Niego i okazał
się człowiekiem.
To chyba jest
klucz do budowania prawdziwej wspólnoty. Z Jezusem i między nami. Jeśli tego
osobistego spotkania zabraknie, jeśli tej odpowiedzialności zabranie, jeśli
tego świadomego wyboru zabraknie, to prawdopodobnie rozejdziemy się do domów…
Jak przywódcy ludu… Każdy sam… Ze sobą… Bez najmniejszych zmian… I choćbyśmy
byli najbardziej nabożni, to nic nam nie pomoże…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz