zdj:flickr/Genaro/Lic CC
(J 8,21-30)
Jezus powiedział do faryzeuszów: Ja odchodzę, a wy będziecie Mnie szukać i w
grzechu swoim pomrzecie. Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie. Rzekli więc
do Niego Żydzi: Czyżby miał sam siebie zabić, skoro powiada: Tam, gdzie Ja idę,
wy pójść nie możecie? A On rzekł do nich: Wy jesteście z niskości, a Ja jestem
z wysoka. Wy jesteście z tego świata, Ja nie jestem z tego świata. Powiedziałem
wam, że pomrzecie w grzechach swoich. Tak, jeżeli nie uwierzycie, że Ja jestem,
pomrzecie w grzechach swoich. Powiedzieli do Niego: Kimże Ty jesteś?
Odpowiedział im Jezus: Przede wszystkim po cóż jeszcze do was mówię? Wiele mam
o was do powiedzenia i do sądzenia. Ale Ten, który Mnie posłał jest prawdziwy,
a Ja mówię wobec świata to, co usłyszałem od Niego. A oni nie pojęli, że im
mówił o Ojcu. Rzekł więc do nich Jezus: Gdy wywyższycie Syna Człowieczego,
wtedy poznacie, że Ja jestem i że Ja nic od siebie nie czynię, ale że to mówię,
czego Mnie Ojciec nauczył. A Ten, który Mnie posłał, jest ze Mną: nie
pozostawił Mnie samego, bo Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba. Kiedy to
mówił, wielu uwierzyło w Niego.
Mili Moi…
Trwają u nas
rekolekcje wielkopostne… Misjonarz z Afryki się trudzi. A ja wykorzystałem
okazję i uciekłem dziś z domu… Na cały dzień. Do Nowego Jorku. Ostatni raz
byłem tam 1 stycznia. Zimno było i tłoczno w pociągu. Dziś znacznie lepiej. Piękny,
ciepły dzień, choć bez odrobiny słońca. Złaziłem się okrutnie. Boli mnie
wszystko. Ale popatrzyłem na ludzi, chłonąłem atmosferę tego miasta, a kiedy
usiadłem z kaweczką na Union Square, to znów pojawiło się jakieś takie najgłębsze
doświadczenie radości z „tu i teraz”. Być w tym miejscu i nic nie musieć,
nigdzie się nie spieszyć. Po prostu siedzieć, patrzeć, słuchać. Żyć.
Przy okazji smutna
obserwacja. Właściwie ani jednego katolickiego znaku. No, może jeden otwarty
kościół, w którym pozdrowiłem Pana Jezusa. Mnóstwo Żydów, wielu hindusów w
turbanach na głowie, liczne jednopłciowe pary okazujące sobie wiele czułości i dowodzące,
że mentalna Sodoma ma się dobrze. I nigdzie znaku Jezusa, który wprowadzałby w
ten świat nadzieję. Musiałem w tym miejscu wyglądać równie dziwnie jak facet
ubrany w skóry i buciki na dwudziestocentymetrowym koturnie, czy ten drugi,
przebrany za geparda, z ogromną kryzą wokół szyi, który przyszedł i powiedział
mi, że wyglądam inaczej… No wyglądałem… Siedząc na ławce, chciałem wystawić
wielki szyld – spowiedź święta… Dla wszystkich, którzy jeszcze czują się
katolikami… Ale nie miałem ze sobą przyborów do pisania… Gdzie jesteś Panie???
W tym wielkim mieście… Gdzie jesteś???
Chciałoby się
zawołać tam, na tych ulicach – przyjdź i objaw się znowu. Przyjdź i daj
świadectwo prawdzie. Bo ci, którzy mieli to robić w Twoim imieniu jacyś tacy
ukryci, pochowani, nieobecni. Zajęci tak wieloma sprawami… A dusze giną. Tak
wiele Twoich dzieci zmierza ku zatraceniu. Nie wypuszczałem dziś Różańca z rąk.
Wołałem gorliwie za to miasto, prosząc, żeby zamiast ognia z nieba, Bóg sprowadził
tam wiele światła. Żeby Ten, który objawiał Ojca, czynił to nadal. Konsekwentnie
i wyraźnie, choć cicho i spokojnie. Wierzę w skuteczność modlitwy. Wierzę, że
tam wiele dusz ukrytych woła do Jezusa w dzień i w nocy. Wierzę, bo gdyby nie
one, byłoby bardzo smutno. Zmęczony i wymodlony wróciłem jednak do domu z iskrą
nadziei. Miłość i tam kiedyś zwycięży. I tu, w Bridgeport. I w każdym innym
miejscu na ziemi…
Wczoraj udało mi
się spotkać z dwoma budowlańcami, którzy mają przygotować wycenę remontu
łazienek w naszym kościele. Przedtem był jeszcze jeden, więc ufam, że
wybierzemy najlepszy plan i jeszcze przed wakacjami rozpoczniemy ten remont.
Udało mi się też złapać człowieka od klimatyzacji i umówiliśmy się na
kwietniowe udoskonalanie kościelnego chłodzenia. Wydaje się więc, że sprawy
bieżące idą nieźle… W kwietniu musi też powstać plan rozwoju naszej parafii.
Wkrótce i nad nim rozpoczniemy prace. Tak wiele do zrobienia, a moje siły takie
ograniczone. Niech więc łaska Jezusa objawia się w dobrych, oddanych Jego
sprawom ludziach. Bo nie można spocząć. Gra idzie o najwyższą stawkę. O
człowieka. Każdego, który zechce przestąpić próg naszego kościoła. Taka nasza
mikroskala. Ale od czegoś trzeba zacząć tę Bożą przemianę świata. A moja
największa radość, to w tym Jego projekcie uczestniczyć…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz