środa, 16 marca 2016

gdzie jesteś?

zdj:flickr/Genaro/Lic CC
(J 8,21-30)
Jezus powiedział do faryzeuszów: Ja odchodzę, a wy będziecie Mnie szukać i w grzechu swoim pomrzecie. Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie. Rzekli więc do Niego Żydzi: Czyżby miał sam siebie zabić, skoro powiada: Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie? A On rzekł do nich: Wy jesteście z niskości, a Ja jestem z wysoka. Wy jesteście z tego świata, Ja nie jestem z tego świata. Powiedziałem wam, że pomrzecie w grzechach swoich. Tak, jeżeli nie uwierzycie, że Ja jestem, pomrzecie w grzechach swoich. Powiedzieli do Niego: Kimże Ty jesteś? Odpowiedział im Jezus: Przede wszystkim po cóż jeszcze do was mówię? Wiele mam o was do powiedzenia i do sądzenia. Ale Ten, który Mnie posłał jest prawdziwy, a Ja mówię wobec świata to, co usłyszałem od Niego. A oni nie pojęli, że im mówił o Ojcu. Rzekł więc do nich Jezus: Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że Ja jestem i że Ja nic od siebie nie czynię, ale że to mówię, czego Mnie Ojciec nauczył. A Ten, który Mnie posłał, jest ze Mną: nie pozostawił Mnie samego, bo Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba. Kiedy to mówił, wielu uwierzyło w Niego.


Mili Moi…
Trwają u nas rekolekcje wielkopostne… Misjonarz z Afryki się trudzi. A ja wykorzystałem okazję i uciekłem dziś z domu… Na cały dzień. Do Nowego Jorku. Ostatni raz byłem tam 1 stycznia. Zimno było i tłoczno w pociągu. Dziś znacznie lepiej. Piękny, ciepły dzień, choć bez odrobiny słońca. Złaziłem się okrutnie. Boli mnie wszystko. Ale popatrzyłem na ludzi, chłonąłem atmosferę tego miasta, a kiedy usiadłem z kaweczką na Union Square, to znów pojawiło się jakieś takie najgłębsze doświadczenie radości z „tu i teraz”. Być w tym miejscu i nic nie musieć, nigdzie się nie spieszyć. Po prostu siedzieć, patrzeć, słuchać. Żyć.

Przy okazji smutna obserwacja. Właściwie ani jednego katolickiego znaku. No, może jeden otwarty kościół, w którym pozdrowiłem Pana Jezusa. Mnóstwo Żydów, wielu hindusów w turbanach na głowie, liczne jednopłciowe pary okazujące sobie wiele czułości i dowodzące, że mentalna Sodoma ma się dobrze. I nigdzie znaku Jezusa, który wprowadzałby w ten świat nadzieję. Musiałem w tym miejscu wyglądać równie dziwnie jak facet ubrany w skóry i buciki na dwudziestocentymetrowym koturnie, czy ten drugi, przebrany za geparda, z ogromną kryzą wokół szyi, który przyszedł i powiedział mi, że wyglądam inaczej… No wyglądałem… Siedząc na ławce, chciałem wystawić wielki szyld – spowiedź święta… Dla wszystkich, którzy jeszcze czują się katolikami… Ale nie miałem ze sobą przyborów do pisania… Gdzie jesteś Panie??? W tym wielkim mieście… Gdzie jesteś???

Chciałoby się zawołać tam, na tych ulicach – przyjdź i objaw się znowu. Przyjdź i daj świadectwo prawdzie. Bo ci, którzy mieli to robić w Twoim imieniu jacyś tacy ukryci, pochowani, nieobecni. Zajęci tak wieloma sprawami… A dusze giną. Tak wiele Twoich dzieci zmierza ku zatraceniu. Nie wypuszczałem dziś Różańca z rąk. Wołałem gorliwie za to miasto, prosząc, żeby zamiast ognia z nieba, Bóg sprowadził tam wiele światła. Żeby Ten, który objawiał Ojca, czynił to nadal. Konsekwentnie i wyraźnie, choć cicho i spokojnie. Wierzę w skuteczność modlitwy. Wierzę, że tam wiele dusz ukrytych woła do Jezusa w dzień i w nocy. Wierzę, bo gdyby nie one, byłoby bardzo smutno. Zmęczony i wymodlony wróciłem jednak do domu z iskrą nadziei. Miłość i tam kiedyś zwycięży. I tu, w Bridgeport. I w każdym innym miejscu na ziemi…

Wczoraj udało mi się spotkać z dwoma budowlańcami, którzy mają przygotować wycenę remontu łazienek w naszym kościele. Przedtem był jeszcze jeden, więc ufam, że wybierzemy najlepszy plan i jeszcze przed wakacjami rozpoczniemy ten remont. Udało mi się też złapać człowieka od klimatyzacji i umówiliśmy się na kwietniowe udoskonalanie kościelnego chłodzenia. Wydaje się więc, że sprawy bieżące idą nieźle… W kwietniu musi też powstać plan rozwoju naszej parafii. Wkrótce i nad nim rozpoczniemy prace. Tak wiele do zrobienia, a moje siły takie ograniczone. Niech więc łaska Jezusa objawia się w dobrych, oddanych Jego sprawom ludziach. Bo nie można spocząć. Gra idzie o najwyższą stawkę. O człowieka. Każdego, który zechce przestąpić próg naszego kościoła. Taka nasza mikroskala. Ale od czegoś trzeba zacząć tę Bożą przemianę świata. A moja największa radość, to w tym Jego projekcie uczestniczyć…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz