Photo by Katherine Hanlon on Unsplash
(Łk 4, 16-30)
Jezus przyszedł do Nazaretu, gdzie się wychował. W dzień szabatu udał się swoim
zwyczajem do synagogi i powstał, aby czytać. Podano Mu księgę proroka Izajasza.
Rozwinąwszy księgę, znalazł miejsce, gdzie było napisane: "Duch Pański
spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą
nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych
odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski Pana". Zwinąwszy księgę, oddał
słudze i usiadł; a oczy wszystkich w synagodze były w Niego utkwione. Począł
więc mówić do nich: "Dziś spełniły się te słowa Pisma, które
słyszeliście". A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym łaski
słowom, które płynęły z ust Jego. I mówili:" Czy nie jest to syn
Józefa?" Wtedy rzekł do nich: "Z pewnością powiecie Mi to przysłowie:
Lekarzu, ulecz samego siebie; dokonajże i tu, w swojej ojczyźnie, tego, co
wydarzyło się, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum". I dodał: "Zaprawdę,
powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę,
mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało
zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym
kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w
Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a
żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman". Na te słowa
wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwawszy się z miejsc, wyrzucili Go z
miasta i wyprowadzili aż na urwisko góry, na której zbudowane było ich miasto,
aby Go strącić. On jednak, przeszedłszy pośród nich, oddalił się.
Mili Moi…
Miniony weekend spędziłem
z pięknymi ludźmi. Znów Pan Bóg daje mi łaskę wędrowania ze Słowem. Skwapliwie
z tego daru korzystam. I to dosłownie korzystam, bo podczas tych rekolekcji nie
tylko mogłem służyć pięknym duszom, głodnym Słowa, słuchającym, wdzięcznym, ale
nadto sam usłyszałem nowe zaproszenie do wejścia w głąb, do odkrywania tego, co
najpiękniejsze – żywej obecności Jezusa w Jego Słowie. Dociera do mnie, że Ameryka
mocno mnie spłyciła… A właściwie trzeba powiedzieć inaczej – ja pozwoliłem się
spłycić. Wczorajsza Ewangelia wszak mówi jasno – wszystko rodzi się w
człowieczym sercu… Niemniej poczułem w tych ostatnich kilku dniach nowy głód
Słowa, tak wielki, tak dojmujący, tak żywy, że trudno go wyrazić ludzkim
słowem. Dzięki Wam, moi nowi przyjaciele z Międzyrzecza, którzy staliście się jego współautorami – wiem, że
niektórzy z Was zamierzają tu zaglądać…
A dziś pożegnałem
pożyczone auto i wszystko wróciło do normy. Franciszkanin znalazł się tam,
gdzie być powinien, czyli na kolejowym peronie. To była moja pierwsza
przejażdżka koleją od lat i było to nawet ekscytujące. W każdym razie dotarłem
do domu i od jutra rozpoczynam pracę na pełnych obrotach u Matki Bożej w Cudy
Wielmożnej, Pani Poznania.
I właściwie na ten początek
otrzymuję Słowo o Jezusie, który ogłasza rok łaski od Pana. Głosi słowa
niełatwe, głosi z mocą, nie szczędzi wymagań, ale jednocześnie jest łagodny i pełen
miłosierdzia. Na zakończenie weekendowych rekolekcji usłyszałem jedne z piękniejszych
słów – ma ojciec taką łagodność w oczach, że człowiek czuje, że można ojcu
powiedzieć wszystko… Chciałbym, żeby w istocie tak było. Chciałbym być
stanowczy jak Jezus i pełen miłości jak ON. I to jest pewnie jakaś sfera
pragnień na nadchodzące miesiące. Wierzę, że okazji mi tu, w naszym maryjnym sanktuarium
nie zabraknie. A czy zostanę przyjęty, czy też, podobnie jak Jezus w Nazarecie,
zlekceważony – wszystko w Jego ręku. Niech czyni, co uzna za słuszne… Chcę być gotów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz