poniedziałek, 3 września 2018

nowy głód...


Photo by Katherine Hanlon on Unsplash
(Łk 4, 16-30)
Jezus przyszedł do Nazaretu, gdzie się wychował. W dzień szabatu udał się swoim zwyczajem do synagogi i powstał, aby czytać. Podano Mu księgę proroka Izajasza. Rozwinąwszy księgę, znalazł miejsce, gdzie było napisane: "Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski Pana". Zwinąwszy księgę, oddał słudze i usiadł; a oczy wszystkich w synagodze były w Niego utkwione. Począł więc mówić do nich: "Dziś spełniły się te słowa Pisma, które słyszeliście". A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym łaski słowom, które płynęły z ust Jego. I mówili:" Czy nie jest to syn Józefa?" Wtedy rzekł do nich: "Z pewnością powiecie Mi to przysłowie: Lekarzu, ulecz samego siebie; dokonajże i tu, w swojej ojczyźnie, tego, co wydarzyło się, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum". I dodał: "Zaprawdę, powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę, mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman". Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwawszy się z miejsc, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na urwisko góry, na której zbudowane było ich miasto, aby Go strącić. On jednak, przeszedłszy pośród nich, oddalił się.


Mili Moi…
Miniony weekend spędziłem z pięknymi ludźmi. Znów Pan Bóg daje mi łaskę wędrowania ze Słowem. Skwapliwie z tego daru korzystam. I to dosłownie korzystam, bo podczas tych rekolekcji nie tylko mogłem służyć pięknym duszom, głodnym Słowa, słuchającym, wdzięcznym, ale nadto sam usłyszałem nowe zaproszenie do wejścia w głąb, do odkrywania tego, co najpiękniejsze – żywej obecności Jezusa w Jego Słowie. Dociera do mnie, że Ameryka mocno mnie spłyciła… A właściwie trzeba powiedzieć inaczej – ja pozwoliłem się spłycić. Wczorajsza Ewangelia wszak mówi jasno – wszystko rodzi się w człowieczym sercu… Niemniej poczułem w tych ostatnich kilku dniach nowy głód Słowa, tak wielki, tak dojmujący, tak żywy, że trudno go wyrazić ludzkim słowem. Dzięki Wam, moi nowi przyjaciele z Międzyrzecza, którzy staliście się jego współautorami – wiem, że niektórzy z Was zamierzają tu zaglądać…

A dziś pożegnałem pożyczone auto i wszystko wróciło do normy. Franciszkanin znalazł się tam, gdzie być powinien, czyli na kolejowym peronie. To była moja pierwsza przejażdżka koleją od lat i było to nawet ekscytujące. W każdym razie dotarłem do domu i od jutra rozpoczynam pracę na pełnych obrotach u Matki Bożej w Cudy Wielmożnej, Pani Poznania.

I właściwie na ten początek otrzymuję Słowo o Jezusie, który ogłasza rok łaski od Pana. Głosi słowa niełatwe, głosi z mocą, nie szczędzi wymagań, ale jednocześnie jest łagodny i pełen miłosierdzia. Na zakończenie weekendowych rekolekcji usłyszałem jedne z piękniejszych słów – ma ojciec taką łagodność w oczach, że człowiek czuje, że można ojcu powiedzieć wszystko… Chciałbym, żeby w istocie tak było. Chciałbym być stanowczy jak Jezus i pełen miłości jak ON. I to jest pewnie jakaś sfera pragnień na nadchodzące miesiące. Wierzę, że okazji mi tu, w naszym maryjnym sanktuarium nie zabraknie. A czy zostanę przyjęty, czy też, podobnie jak Jezus w Nazarecie, zlekceważony – wszystko w Jego ręku. Niech czyni, co uzna za słuszne… Chcę być gotów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz