Photo by Rob Curran on Unsplash
(Mk 9, 30-37)
Jezus i Jego uczniowie przemierzali Galileę, On jednak nie chciał, żeby ktoś o
tym wiedział. Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: "Syn Człowieczy
będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity, po trzech dniach
zmartwychwstanie". Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go
pytać. Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był już w domu, zapytał ich: "O czym
to rozprawialiście w drodze?" Lecz oni milczeli, w drodze bowiem
posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. On usiadł,
przywołał Dwunastu i rzekł do nich: "Jeśli ktoś chce być pierwszym, niech
będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich". Potem wziął dziecko,
postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: "Kto jedno
z tych dzieci przyjmuje w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie
przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał".
Mili Moi…
No dzieje się sporo
dobrych rzeczy… W czwartek spotkałem się z uroczymi liderami poznańskiego
regionu Spotkań Małżeńskich. Byłem święcie przekonany, że księży mają tu pod
dostatkiem i pewnie wiele roboty dla mnie nie będzie. Okazało się, że ośrodek
jest niezwykle prężny, ale z ogromnym deficytem zaangażowanych księży. Wygląda
więc na to, że znalazł mi Pan nowe zajęcie, które, z racji na duży rozmach
lokalny, będzie znacznie bardziej zajmujące, niż podobne, podejmowane przeze
mnie w USA.
Tymczasem wczoraj udałem
się na pierwsze po wakacjach spotkanie animatorów tego ruchu… Wiecie, to jest
takie zupełnie niezwykłe, kiedy wchodzi się do jakiegoś pomieszczenia, gdzie
przebywa grupa ludzi, i człek czuje się przyjęty. Co więcej, czuje, że łączy go
z tymi ludźmi jakaś głęboka więź, choć widzą się po raz pierwszy w życiu. Mało
tego… Ludziom tym naprawdę o coś chodzi w życiu i w ich wierze, a nadto –
wyczuwa się subtelną atmosferę miłości… W drobnych, czułych gestach, w
spojrzeniach… Mam szczerą nadzieję, że to będzie także trochę „moje środowisko”.
W piątek zaś rozpocząłem
weekendowe rekolekcje powołaniowe u sióstr franciszkanek. To był dla mnie
swoisty sprawdzian. Nie robiłem tego od lat. I musze przyznać, że to było
niezwykle odświeżające. A ja jednak nie postarzałem się tak dramatycznie… Choć
czułem się lekko „podtatusiały” w gronie piętnastolatek. Na szczęście rozpiętość
wieku uczestniczek była dość znaczna, więc trochę się to wszystko wyrównywało.
Mówiliśmy o fascynacji, przyjaźni z Jezusem, miłości ofiarnej, czyli o rzeczach
dość trudnych. Ale dzisiejsze dzielenie na zakończenie przekonało mnie, że
dziewczyny przyjęły treści niezwykle głęboko i obawy o ich nadmierną trudność się
nie potwierdziły…
A z innych radości? Być może
pojawi się drugi klasztor sióstr, w którym będę spowiednikiem. Dzwoniły
poznańskie dominikanki, ale jako że tylko ja w naszym domu mogę jeszcze podjąć
takie zobowiązanie, sprawa została odłożona z racji na moja wczorajszą nieobecność.
Jak ja strasznie lubię sytuacje, w których jestem komuś potrzebny… No i dzwonił
wczoraj o. Mateusz z projektem internetowych rekolekcji wielkopostnych… No
pewnie, że się zgodziłem…
A Pan dziś znów niejako pokazał
mi ten właśnie kierunek – być sługą wszystkich… To kierunek jak powiadam, bo ja
wciąż gdzieś na początku drogi… Musze przyznać przed samym sobą, że na razie
chyba jestem zdolny do bycia sługą tylko niektórych. Ideał „wszystkich” jeszcze
jest dla mnie nieosiągalny. Bo „wszyscy” to również ci, którzy mnie nie znoszą,
którzy źle mi życzą, którzy są zainteresowani szkodzeniem – najkrócej mówiąc „wrogowie”.
A tym służyć w jakikolwiek sposób chyba jednak nie potrafię. Mało tego – Jezus mówi
również o byciu ostatnim ze wszystkich. Podobnie jak Jego Apostołowie mam z tym
duży problem (chociaż w tym jestem do nich podobny). Ale mam szczerą nadzieję,
że znając kierunek i własne ograniczenia, jest już zakreślona jakaś perspektywa
pacy… A zatem na razie do dzieła… Służyć jak najwięcej, jak najliczniejszemu
gronu braci i sióstr…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz