niedziela, 23 września 2018

wszystkim...


Photo by Rob Curran on Unsplash
(Mk 9, 30-37)
Jezus i Jego uczniowie przemierzali Galileę, On jednak nie chciał, żeby ktoś o tym wiedział. Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: "Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity, po trzech dniach zmartwychwstanie". Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać. Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był już w domu, zapytał ich: "O czym to rozprawialiście w drodze?" Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: "Jeśli ktoś chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich". Potem wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: "Kto jedno z tych dzieci przyjmuje w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał".


Mili Moi…
No dzieje się sporo dobrych rzeczy… W czwartek spotkałem się z uroczymi liderami poznańskiego regionu Spotkań Małżeńskich. Byłem święcie przekonany, że księży mają tu pod dostatkiem i pewnie wiele roboty dla mnie nie będzie. Okazało się, że ośrodek jest niezwykle prężny, ale z ogromnym deficytem zaangażowanych księży. Wygląda więc na to, że znalazł mi Pan nowe zajęcie, które, z racji na duży rozmach lokalny, będzie znacznie bardziej zajmujące, niż podobne, podejmowane przeze mnie w USA.

Tymczasem wczoraj udałem się na pierwsze po wakacjach spotkanie animatorów tego ruchu… Wiecie, to jest takie zupełnie niezwykłe, kiedy wchodzi się do jakiegoś pomieszczenia, gdzie przebywa grupa ludzi, i człek czuje się przyjęty. Co więcej, czuje, że łączy go z tymi ludźmi jakaś głęboka więź, choć widzą się po raz pierwszy w życiu. Mało tego… Ludziom tym naprawdę o coś chodzi w życiu i w ich wierze, a nadto – wyczuwa się subtelną atmosferę miłości… W drobnych, czułych gestach, w spojrzeniach… Mam szczerą nadzieję, że to będzie także trochę „moje środowisko”.

W piątek zaś rozpocząłem weekendowe rekolekcje powołaniowe u sióstr franciszkanek. To był dla mnie swoisty sprawdzian. Nie robiłem tego od lat. I musze przyznać, że to było niezwykle odświeżające. A ja jednak nie postarzałem się tak dramatycznie… Choć czułem się lekko „podtatusiały” w gronie piętnastolatek. Na szczęście rozpiętość wieku uczestniczek była dość znaczna, więc trochę się to wszystko wyrównywało. Mówiliśmy o fascynacji, przyjaźni z Jezusem, miłości ofiarnej, czyli o rzeczach dość trudnych. Ale dzisiejsze dzielenie na zakończenie przekonało mnie, że dziewczyny przyjęły treści niezwykle głęboko i obawy o ich nadmierną trudność się nie potwierdziły…

A z innych radości? Być może pojawi się drugi klasztor sióstr, w którym będę spowiednikiem. Dzwoniły poznańskie dominikanki, ale jako że tylko ja w naszym domu mogę jeszcze podjąć takie zobowiązanie, sprawa została odłożona z racji na moja wczorajszą nieobecność. Jak ja strasznie lubię sytuacje, w których jestem komuś potrzebny… No i dzwonił wczoraj o. Mateusz z projektem internetowych rekolekcji wielkopostnych… No pewnie, że się zgodziłem…

A Pan dziś znów niejako pokazał mi ten właśnie kierunek – być sługą wszystkich… To kierunek jak powiadam, bo ja wciąż gdzieś na początku drogi… Musze przyznać przed samym sobą, że na razie chyba jestem zdolny do bycia sługą tylko niektórych. Ideał „wszystkich” jeszcze jest dla mnie nieosiągalny. Bo „wszyscy” to również ci, którzy mnie nie znoszą, którzy źle mi życzą, którzy są zainteresowani szkodzeniem – najkrócej mówiąc „wrogowie”. A tym służyć w jakikolwiek sposób chyba jednak nie potrafię. Mało tego – Jezus mówi również o byciu ostatnim ze wszystkich. Podobnie jak Jego Apostołowie mam z tym duży problem (chociaż w tym jestem do nich podobny). Ale mam szczerą nadzieję, że znając kierunek i własne ograniczenia, jest już zakreślona jakaś perspektywa pacy… A zatem na razie do dzieła… Służyć jak najwięcej, jak najliczniejszemu gronu braci i sióstr…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz