czwartek, 4 sierpnia 2016

coś o słuchaczach...

zdj:flickr/Jos van Wunnik/Lic CC
(Mt 15,21-28)
Jezus podążył w stronę Tyru i Sydonu. A oto kobieta kananejska, wyszedłszy z tamtych okolic, wołała: Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest ciężko dręczona przez złego ducha. Lecz On nie odezwał się do niej ani słowem. Na to podeszli Jego uczniowie i prosili Go: Odpraw ją, bo krzyczy za nami! Lecz On odpowiedział: Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela. A ona przyszła, upadła przed Nim i prosiła: Panie, dopomóż mi! On jednak odparł: Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom a rzucić psom. A ona odrzekła: Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołów ich panów. Wtedy Jezus jej odpowiedział: O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz! Od tej chwili jej córka została uzdrowiona.


Mili Moi…
I już weszliśmy w drugą połowę tygodnia. Gdzie podziała się pierwsza? Nie wiem… Uleciała… Staram się łapać chwile, ale nie zawsze wychodzi mi najlepiej. Staram się codziennie coś pisać, ale bywają i takie dni, że nie napiszę ani jednej strony. Przeraża mnie fakt, że sierpień nabiera tempa, a ja mam tyle planów, tyle rzeczy do przygotowania, a nie bardzo wiem jak to właściwie rozplanować…

Na szczęście jestem księdzem… Nie bywam, ale jestem, więc tej istotnej, kapłańskiej posługi mi nie brakuje… W poniedziałek człowiek na rozmowie… Historia… Pomoże ojciec? Ja pewnie nie… Ale Jezus z pewnością… Zapraszam na spowiedź generalną… Na pewno przyjdę, zadzwonię jak już będę gotowa… Dziś inna wiadomość – przyjeżdżam jutro do Stanów, ojciec mnie nie zna, ale moja córka ojca zna, mój brat jest bardzo chory, nie wiem jak to od ojca daleko, ale dawno nie był u spowiedzi i będziemy ojca potrzebować… W takich sprawach odległość nie gra roli, dzwońcie śmiało… Dziś wieczorem dwie osoby… Historia… Niech nam ojciec powie jak mamy się zachować, co w takiej sytuacji zrobić? Wydaje mi się… A może spróbujcie… Tak, tak właśnie zrobimy…

W takich sytuacjach przychodzi mi do głowy myśl o tym, jak ogromna odpowiedzialność na mnie spoczywa. Wśród tak wielu ludzi wokół mnie, którzy zupełnie nie liczą się z tym, co mówię, są i tacy, dla których to jest ważne, którzy słuchają i którzy stosują się do moich rad. Jak bardzo chcę, żeby one nie były do końca moje. Modlę się, żeby były z Ducha. Bo rzeczy często najpoważniejsze z poważnych i nie można opierać ich tylko na ludzkim, kruchym rozumku. Trzeba Ducha. Silnego tchnienia. Kiedy uświadamiam sobie, że ci ludzie powierzają mi jakąś cząstkę siebie, ufają mi i rzeczywiście zrobią to, co im zaproponuję, to czasem jestem wstrząśnięty zaufaniem, jakie okazał mi Pan Bóg włączając mnie w swoje kapłaństwo… I kiedy jutro stanę przy ołtarzu wspominając św. Jana Marię Vianeya, będę chyba lepiej rozumiał dlaczego kilkakrotnie uciekał ze swojej parafii jako proboszcz… On czuł wyraźnie jaka to odpowiedzialność… Za tych, co słuchają… I za pozostałych…

Ale poza poważnymi, dzieją się też rzeczy wesołe. Dziś na przykład przyszło do mnie dwóch młodych chłopców z ankietą, która zaczynała się od pytania – czym dla ciebie jest natura? Kiedy zacząłem im opowiadać o świętym Franciszku, kazaniu do ptaków, jego kontaktach z wilkiem z Gubbio, robili coraz większe oczy i na twarzach malowało im się nieme pytanie – a jest w tym domu ktoś normalny? Potem było jeszcze weselej… Pytali co dla mnie ważniejsze – czy czysta woda, czy powietrze… I co bym zmienił w okolicy… I gdzie lubię spacerować… Cała akcja dotyczy poszerzania terenów zielonych w naszym przemysłowym mieście. No i najważniejsze – pytali, czy jak mi dadzą drzewa, to je gdzieś posadzę? Mówię – chłopaki, pół asfaltu z parkingu wywalę, ale wasze drzewa posadzę… Dziękowali, że z nimi pogadałem, bo inni to nawet im nie chcieli drzwi otworzyć… Spoko, wpadajcie częściej… Wszak pół żartem pół serio, ale o ważnych rzeczach mowa…

A w Ewangelii dzisiejszej myśl o modlitwie… Czy jestem gotów wejść w ofiarę z samego siebie? Bo pomodlić się za kogoś, to łatwe. Ale wejść w tę modlitwę tak, żeby i mnie zabolało… O, to znacznie trudniejsze. A Jezus czasem mówi „sprawdzam”. Czy to rzeczywiście dla ciebie tak ważne, jak mówisz? I czy modlisz się, rzeczywiście za tego, za kogo się modlisz, czy może raczej budujesz swoje własne ego, rosnąc w oparach swojej własnej szlachetności? A ofiara? Może jakieś upokorzenie… Może twoje dobre imię… Może dobre samopoczucie... Może przekonanie o tym jak jesteś skuteczny w tej modlitwie… A gdybym ci tak to zabrał? Uderzył w to? Będziesz się modlił dalej? Będziesz wierzył? Czy może „zabierzesz swoje zabawki i pójdziesz gdzie indziej” urażony? Pomyśl… Bo modlitwa to nic łatwego… To walka… Czasem o ludzką duszę.

A na koniec wspomnienie z niedzieli… Jeśli macie ochotę posłuchać…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz