zdj:flickr/Maks Karochkin/Lic CC
(Mt 20,1-16a)
Jezus opowiedział swoim uczniom następującą przypowieść: Królestwo niebieskie
podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć
robotników do swej winnicy. Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał
ich do winnicy. Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących
na rynku bezczynnie, i rzekł do nich: Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie
słuszne, dam wam. Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i
dziewiątej, tak samo uczynił. Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał
innych stojących i zapytał ich: Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?
Odpowiedzieli mu: Bo nas nikt nie najął. Rzekł im: Idźcie i wy do winnicy! A
gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: Zwołaj
robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych!
Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc
przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze.
Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: Ci ostatni jedną godzinę
pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty. Na
to odrzekł jednemu z nich: Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara
umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje i odejdź! Chcę też i temu ostatniemu dać tak
samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym
okiem patrzysz, że ja jestem dobry? Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi
ostatnimi.
Mili Moi…
Praca piśmiennicza
trwa… Wolniej, czy szybciej, ale do przodu. Dziś jesteśmy na 41 stronie. W
poniedziałek udało mi się dopisać 5 i to jest absolutny max… Więcej już bym
chyba z siebie nie wycisnął. Po tym dziele czułem się jak koń po westernie. A
każde kliknięcie w „zapisz” rodzi zawsze to samo pytanie – jaką to ma wartość?
Dowiem się pewnie niedługo, kiedy mój Promotor to przeczyta…
Wczoraj spędziłem
dzień na Manhattanie. Byłem tak zwanym tour guidem. W życiu sobie nie
wyobrażałem, że będę kogokolwiek oprowadzał po Nowym Jorku. A jednak się to
zdarza. Oczywiście mówię o prywatnych i towarzyskich wycieczkach. Zawiezienie
kogoś tam sprawia mi dużo przyjemności. Bo mam już tam takie wydreptane
ścieżki, że zobaczenie wszystkich najważniejszych miejsc nie zajmuje więcej,
niż cztery dni. My mieliśmy tylko jeden, więc było bardzo intensywnie. Znów
chłonąłem to miasto… I znów utwierdziłem się w przekonaniu, że mógłbym tam żyć…
U nas żar nie
odpuszcza. Temperatury powyżej 30 stopni połączone z ogromną wilgotnością
sprawiają, że wejście do kościoła niczym nie różni się od wejścia do sauny…
Tylko ludzie przyzwoiciej ubrani… A my w habitach… No ale jakoś trzeba sobie na
niebo zasłużyć… Choć co do tego zasługiwania…. Te Boże miary są jednak nieco
inne, niż ludzkie. A Jego matematyka trochę przekracza te nasze, dokładne przecież
wyliczenia… Tak bardzo przywykliśmy do precyzyjnego „coś za coś”. Jeśli moja
praca jest warta właśnie tyle, to przecież praca kogo innego, a zwłaszcza tych,
którzy pracują mniej, nie powinna być tak samo wartościowana. A co
najważniejsze – nie powinna być tak samo wynagradzana…
Stąd pewnie taki
dyskomfort czujemy czytając dzisiejszą Ewangelię… My, zaradni życiowo, którzy
przywykliśmy brać sprawy w swoje ręce. My, którzy kierujemy się mądrościami w
brzmieniu – jak sam sobie nie zarobisz, to nikt ci nie da… Aż chciałoby się
huknąć na tych ostatnich robotników – weźcie się ogarnijcie!!! Co to za
tłumaczenie w ogóle? Nikt nas nie najął… Ale co ty sam zrobiłeś, żeby cię ktoś
najął… Co z tobą człowieku???
No może coś było
nie tak… Może coś jest nie tak… Wokół tylu niezaradnych. Bez złej woli.
Słabych. Tych, co nie posiedli umiejętności walki o swoje, rozpychania się
łokciami. Tych, których życiorysy zostały kiedyś złamane przez bolesne
doświadczenia – może jakieś upokorzenie, może jakiś ogromny zawód, może jakąś
wielką porażkę… Ci ludzie są wokół nas… Nie są leniwi, gnuśni i roszczeniowi… Po
prostu są mniej zaradni… A Bóg jest hojny. I ta Jego matematyka…
My zaś? Obojętni?
Depczący po ich głowach? A może tak samo hojni jak On? Życie to szkoła wyborów.
Codziennych. I to nie dokonywanych w kościołach. Ale na placach. W winnicach.
Wszędzie tam, gdzie zaradność spotyka się z niezaradnością…
Dziękuję. Takiego komentarza do pięknego fragmentu o winnicy jeszcze,nie spotkałam. Zacząć od N.J. skończyć na Pan Bóg jest hojny. Dziękuję.
OdpowiedzUsuń