niedziela, 31 lipca 2016

stracić głowę dla...

zdj:flickr/Chuck Burgess/Lic CC
(Mt 14,1-12)
W owym czasie doszła do uszu tetrarchy Heroda wieść o Jezusie. I rzekł do swych dworzan: To Jan Chrzciciel. On powstał z martwych i dlatego moce cudotwórcze w nim działają. Herod bowiem kazał pochwycić Jana i związanego wrzucić do więzienia. Powodem była Herodiada. żona brata jego, Filipa. Jan bowiem upomniał go: Nie wolno ci jej trzymać. Chętnie też byłby go zgładził, bał się jednak ludu, ponieważ miano go za proroka. Otóż, kiedy obchodzono urodziny Heroda, tańczyła córka Herodiady wobec gości i spodobała się Herodowi. Zatem pod przysięgą obiecał jej dać wszystko, o cokolwiek poprosi. A ona przedtem już podmówiona przez swą matkę: Daj mi - rzekła - tu na misie głowę Jana Chrzciciela! Zasmucił się król. Lecz przez wzgląd na przysięgę i na współbiesiadników kazał jej dać. Posłał więc [kata] i kazał ściąć Jana w więzieniu. Przyniesiono głowę jego na misie i dano dziewczęciu, a ono zaniosło ją swojej matce. Uczniowie zaś Jana przyszli, zabrali jego ciało i pogrzebali je; potem poszli i donieśli o tym Jezusowi.


Mili Moi…
I kolejny tydzień staje się wspomnieniem… Kończę go z 23 zapisanymi stronicami. To jednak trochę wolniej, niż zakładałem, ale konsekwentnie do przodu… Miałem nadzieję, że nie będzie ani jednego dnia bez pisania, ale niestety… Choć musze przyznać, że przerwy w pisaniu zwykle są spowodowane  zajęciami duszpasterskimi. Czasem dzień jest nimi bardzo wypełniony… Ale to nic… Ważne, że zmierzamy do przodu.

Dziś przyszła do mnie do konfesjonału jedna z moich ulubionych amerykańskich parafianek, Francine, emerytowana nauczycielka, która od czasu do czasu piecze dla nas „babka” (jak sama mówi – według przepisu jej mamy) i ma zawsze jakieś dobre słowo. Tydzień temu w sobotę, prawie zemdlała w naszym kościele (jest tu straaasznie gorąco). Ale w sobotę była u nas, a w niedzielę w jakimś innym kościele, do którego też lubi chodzić. No i tam jej się zemdleć udało… Mówi mi dziś – kiedy tylko się ocknęłam, wszyscy mnie pytali czego potrzebuję, a ja im na to – ja chcę mojego o. Michała, żeby mnie pobłogosławił… No i, mówi, wyobraź sobie father, że Cię nie mieli… Dlatego przychodzę dziś, musisz mnie koniecznie pobłogosławić… Jak tych moich babć nie kochać…?

A poważnie, to chcę Was prosić dziś o modlitwę za o. Mariusza, mojego współbrata z roku, który pracuje w Duisburgu. Trafił dziś nagle do szpitala. Nie mamy na razie żadnych wiadomości co się stało, ale niech Pan go pokrzepia i niech rychło wraca do zdrowia… Z OSTATNIEJ CHWILI: Dołączam jeszcze Martę, która właśnie jedzie do szpitala w Gdańsku z podejrzeniem wirusowego zapalenia opon mózgowych. Proszę, bądźcie w modlitwie i z nią… Przyjaciółka. Młoda żona i mama fantastycznego brzdąca.

Za ciepłe słowa zachęty dotyczące komentarzy adwentowych z Manhattanu, które usłyszałem od kilku osób, bardzo dziękuję… Przyznam szczerze, że pomysł dojrzewa i ochota jest coraz większa… Mam nadzieję, że to z Ducha ta ochota. Jeśli tak, to pewnie się uda. Jeśli nie, to oby się nie udało… Siebie i swoich pomysłów promować nie chcę.

A dziś wielka lekcja prawdy. Trzy kwestie stają mi przed oczami. Pierwsza z nich to umiłowanie prawdy. Wracam pamięcią do fragmentów ewangelicznych dotyczących skarbu w roli i pięknej perły. Prawda, tak jak one, jest bezcenna i warto dla niej poświęcić wszystko, co nią nie jest. Szukać jej. Znajdować. Cieszyć się nią. I na niej budować. A kiedy się ją już odkryje, to trzeba wiernie do niej dostosowywać swoje życie… Jeśli bowiem tego się nie robi, to człek ociera się o hipokryzję, jakieś rozdwojenie wewnętrzne. Wiem, co jest prawdą, ale tą prawdą nie żyję. Nie jest to raczej przejaw najwyższej mądrości. A po trzecie, kiedy się ją już znajdzie, uczyni się z niej fundament swojego życia, to już tylko krok do jej głoszenia…

Jan, co charakterystyczne, głosi prawdę niepytany. To jest chyba bolączka wielu z nas. Łatwa wymówka – gdyby mnie ktoś zapytał, to bym powiedział, ale że nie pytają, to po co się wychylać. Tymczasem Jan mówi wprost – nie wolno ci. Dlaczego? Bo ja tak mówię? Nie!!! Bo Bóg tak mówi… I to znów kolejna bolączka… Tłumaczymy ludziom na wszelkie sposoby, że nie warto iść w grzech. Ale rzadko pojawia się argument – bo tak mówi Pan. Przecież nie przyjmą. Przecież wyśmieją. Przecież uznają za wariata. A Jan nam dziś pokazuje, że może być jeszcze gorzej… Może być zupełnie źle. Mogą zabić za słowo prawdy…

A na to można być gotowym tylko dla jednej Prawdy. Tej NAJPRAWDZIWSZEJ, naszego Pana Jezusa Chrystusa. Czego sobie i Państwu życzę. Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz