niedziela, 21 sierpnia 2016

ostatnie krzesło...

zdj:flickr/Michael Chen/Lic CC
Jezus przemówił do tłumów i do swych uczniów tymi słowami: 
«Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi. Otóż wy nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus. Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony». Mt 23,1-12 


Mili Moi…
Dziś taki dzień, w którym było niemal wszystko… Najpierw był poranny spacer nadmorski z moim przełożonym. Brodzenie w wodzie i dużo dobrych rozmów… Jak ja lubię te chwile… Potem było pisanie pracy. Dziś lądujemy na 47 stronie. Muszę przyznać, że z każdą następną zdobytą, mój zapał wzrasta. Kiedy były tylko trzy, nie chciało mi się wierzyć, że będzie ich więcej. A teraz, kiedy zbliżam się powoli do końca zamierzonego fragmentu. Jestem po prostu szczęśliwy. Choć kosztuje mnie to niesamowicie dużo.

Potem był chrzest małego Augustusa, który przybył na tę uroczystość aż z Chicago. Ten miesiąc to aż dziewięć chrztów w naszej parafii, co sugeruje, że jesienne miesiące (październik i listopad) bardzo dobrze wpływają na dzietność u nas. Jak to dobrze, że znowu nadchodzą… A potem jeszcze wyprawa na zakupy. No i popołudniowa Msza dla 50 najgorliwszych, których nie odstraszył żar lejący się z nieba. A po Mszy jeszcze siłownia. I teraz właściwie nie wiem na co mi jeszcze pozostały siły. Chyba już tylko na lekturę i spokojny mam nadzieję sen.

A ostatnio po raz pierwszy w życiu zostałem wzięty za… muzułmanina. Trzech czarnoskórych piwoszy, którzy wyrazili wobec mnie swoje pytanie zmylił różaniec, który dzierżyłem w dłoni. Ale uspokoili się wewnętrznie, kiedy im wytłumaczyłem, że to katolickie narzędzie do modlitwy. Nie miałem wrażenia, że kiedykolwiek wcześniej je widzieli, ale pokiwali ze zrozumieniem głowami. Moja dzielnica… Kiedy wychodzę wieczorem na zewnątrz i oddycham powietrzem tego miasta, mam przekonanie, że jestem u siebie. Lubię to miejsce, nawet z tą świadomością, że po mleko trzeba chodzić w kamizelce kuloodpornej… (no dobra, trochę przesadzam, ale ostatnio strzelanki były całkiem niedaleko i to o 8 wieczorem).

A dziś Pan, który tak bardzo wyraźnie podkreśla różnice między Bogiem, a człowiekiem. Trzeba tak bardzo uważać, żeby nie zajmować Jego miejsca. Trzeba uważać, żeby nikt w naszym życiu Jego miejsca nie zajął. Żaden ojciec, nauczyciel, mistrz. Jeśli ktokolwiek skupia mnie bardziej na sobie, niż na Nim, to jest fałszerzem i nie warto za nim iść. Fałszuje Prawdziwego… Dla nas, kapłanów, to bardzo ważny tekst. Bo to czasem jest łatwe – zbudować swoje stadko… Takie trochę alternatywne dla głównego nurtu życia kościelnego. Moje owce, które słuchają mojego głosu. Tak czasem łatwo zapomnieć, że jestem pasterzem, a nie Pasterzem. Zwłaszcza, kiedy ma się wokół samych zwolenników. Może to i dobrze, że czasem Pan nam zsyła jakiegoś trudnego człeka, który nas policzkuje i pokazuje nam gdzie nasze miejsce. Bo na pewno nie na pierwszych miejscach na ucztach i na pierwszych krzesłach w synagogach… To bardzo franciszkański tekst… Pokazujący nam, ze na końcu jest najwygodniej…  Stamtąd dobrze widać kto jest Ojcem, Nauczycielem i Mistrzem…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz