zdj:flickr/Peter Miller/Lic CC
(Mt 11,28-30)
W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy
utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na
siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie
ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię
lekkie.
Mili Moi…
Nie wiem jak tam u
Was, ale u nas gorąco… Lato w końcu… Ale panująca tu wilgotność jest trudna do
zniesienia… Wychodząc z klimatyzowanych pomieszczeń wchodzi się jak „w masło”. Powietrze
jest gęste i lepkie. Nie ma czym oddychać. Dziś przeszła nad nami całkiem
solidna burza, która nic jednak nie zmieniła.
Z prac? Wciąż nie
zacząłem realizować moich założeń piśmienniczych, ale nie znaczy to, że nic nie
robię… Czytam i fiszkuję… Wszystko gotowe, żeby zasiąść… Ale przełomu ciągle
nie zanotowałem… Niestety. Za to duszpastersko niby wakacje, ale nasza najczęstsza
działalność w rozkwicie. A mówię tu o pogrzebach. Niestety tych wydarzeń nam
nie brakuje. Oczywiście nie jest to dziwne. W każdej parafii ludzie odchodzą do
wieczności. U nas niepokojące jest tylko to, że pogrzebów mamy dwa razy więcej,
niż chrztów. Czasem terminy są zamawiane z wyprzedzeniem. Mam już na przykład
zaklepany termin za dwa tygodnie – pożegnamy parę staruszków, którzy odeszli do
wieczności w odstępie kilku lat, ale pogrzeb zaplanowano na koniec tego
miesiąca. Taki to już przedziwny, amerykański świat – fakt, że umarłeś, wcale
nie musi się wiązać z tym, że szybko cię pogrzebią…
W najbliższą
niedzielę zaś gościmy misjonarza w ramach wakacyjnej niedzieli misyjnej w
naszej diecezji. Zrządzeniem Opatrzności będzie to o. Andrzej, mój kolega
studiujący ze mną homiletykę, pierwszy z naszego roku doktor. Swoją rozprawę
obronił dwa tygodnie temu i może już żyć spokojnie… A my ciągle na froncie…
Jedyna pociecha w
naszym Panu, który dziś zapewnia, że wszelkie trudy i cierpienia weźmie na
siebie. Nie znaczy to, że napisze za mnie pracę, ale dziś rano prosiłem Go
bardzo mocno, żeby mną trochę potrząsnął, żeby dodał sił… Oczywiście rzecz, którą
przywołuję, ma znaczenie wprost banalne wobec różnych trudności, których pełne
jest życie. Nie zmienia to jednak faktu, że w małych i dużych problemach On
chce być obecny. I jeśli nasz świat będzie „się kręcił” wokół Niego, to nie ma mocnych
– musimy zostać pocieszeni. Bóg jest prawdomówny i kiedy coś obiecuje, zawsze
dotrzymuje słowa. Dlatego z takim dużym współczuciem spoglądam na ludzi, którzy
nie mają pojęcia o tym kim On jest… Martwi mnie, że tak wielu moich braci w
wierze również to pojęcie ma mizerne. Tak bardzo chciałbym spełniać swoje
zadanie – objawiać Jezusa, wprowadzać w Jego świat, zbliżać do Niego… A tak
mało mogę… Tak niewielka skuteczność moich działań… Tak znikome owoce… Mur
obojętności…
Ufam jednak, że On
ma plan, a ja przecież nie jestem jedyny… Jest wielu innych wokół, jeszcze
bardziej zafascynowanych Nim, niż ja. Może więc z innej strony przyjdzie to,
czego ja nie umiem osiągnąć. Nie jest przecież ważne kto będzie tym zwiastunem
Dobrej Nowiny. Ważne, żeby prawda ewangeliczna dotarła do serc, poruszyła i wzbudziła
zachwyt, który nada nowy kierunek życiu, stanie się zarzewiem przemiany…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz