piątek, 15 lipca 2016

gdyby tylko skruszyć ten mur...

zdj:flickr/Peter Miller/Lic CC
(Mt 11,28-30)
W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie.


Mili Moi…
Nie wiem jak tam u Was, ale u nas gorąco… Lato w końcu… Ale panująca tu wilgotność jest trudna do zniesienia… Wychodząc z klimatyzowanych pomieszczeń wchodzi się jak „w masło”. Powietrze jest gęste i lepkie. Nie ma czym oddychać. Dziś przeszła nad nami całkiem solidna burza, która nic jednak nie zmieniła.

Z prac? Wciąż nie zacząłem realizować moich założeń piśmienniczych, ale nie znaczy to, że nic nie robię… Czytam i fiszkuję… Wszystko gotowe, żeby zasiąść… Ale przełomu ciągle nie zanotowałem… Niestety. Za to duszpastersko niby wakacje, ale nasza najczęstsza działalność w rozkwicie. A mówię tu o pogrzebach. Niestety tych wydarzeń nam nie brakuje. Oczywiście nie jest to dziwne. W każdej parafii ludzie odchodzą do wieczności. U nas niepokojące jest tylko to, że pogrzebów mamy dwa razy więcej, niż chrztów. Czasem terminy są zamawiane z wyprzedzeniem. Mam już na przykład zaklepany termin za dwa tygodnie – pożegnamy parę staruszków, którzy odeszli do wieczności w odstępie kilku lat, ale pogrzeb zaplanowano na koniec tego miesiąca. Taki to już przedziwny, amerykański świat – fakt, że umarłeś, wcale nie musi się wiązać z tym, że szybko cię pogrzebią…

W najbliższą niedzielę zaś gościmy misjonarza w ramach wakacyjnej niedzieli misyjnej w naszej diecezji. Zrządzeniem Opatrzności będzie to o. Andrzej, mój kolega studiujący ze mną homiletykę, pierwszy z naszego roku doktor. Swoją rozprawę obronił dwa tygodnie temu i może już żyć spokojnie… A my ciągle na froncie…

Jedyna pociecha w naszym Panu, który dziś zapewnia, że wszelkie trudy i cierpienia weźmie na siebie. Nie znaczy to, że napisze za mnie pracę, ale dziś rano prosiłem Go bardzo mocno, żeby mną trochę potrząsnął, żeby dodał sił… Oczywiście rzecz, którą przywołuję, ma znaczenie wprost banalne wobec różnych trudności, których pełne jest życie. Nie zmienia to jednak faktu, że w małych i dużych problemach On chce być obecny. I jeśli nasz świat będzie „się kręcił” wokół Niego, to nie ma mocnych – musimy zostać pocieszeni. Bóg jest prawdomówny i kiedy coś obiecuje, zawsze dotrzymuje słowa. Dlatego z takim dużym współczuciem spoglądam na ludzi, którzy nie mają pojęcia o tym kim On jest… Martwi mnie, że tak wielu moich braci w wierze również to pojęcie ma mizerne. Tak bardzo chciałbym spełniać swoje zadanie – objawiać Jezusa, wprowadzać w Jego świat, zbliżać do Niego… A tak mało mogę… Tak niewielka skuteczność moich działań… Tak znikome owoce… Mur obojętności…

Ufam jednak, że On ma plan, a ja przecież nie jestem jedyny… Jest wielu innych wokół, jeszcze bardziej zafascynowanych Nim, niż ja. Może więc z innej strony przyjdzie to, czego ja nie umiem osiągnąć. Nie jest przecież ważne kto będzie tym zwiastunem Dobrej Nowiny. Ważne, żeby prawda ewangeliczna dotarła do serc, poruszyła i wzbudziła zachwyt, który nada nowy kierunek życiu, stanie się zarzewiem przemiany…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz