sobota, 9 lipca 2016

walka - "niewalka"

zdj:flick/Frederic C81/Lic CC
(Mt 10,16-23)
Jezus powiedział do swoich apostołów: Oto Ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie! Miejcie się na baczności przed ludźmi! Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować. Nawet przed namiestników i królów będą was wodzić z mego powodu, na świadectwo im i poganom. Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić, gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was. Brat wyda brata na śmierć i ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony. Gdy was prześladować będą w tym mieście, uciekajcie do innego. Zaprawdę, powiadam wam: Nie zdążycie obejść miast Izraela, nim przyjdzie Syn Człowieczy.


Mili Moi…
Aklimatyzuję się… Dosłownie i w przenośni… Gorąco jak w piecu ognistym. Ponad trzydzieści stopni przez cały dzień w połączeniu z ogromną wilgotnością daje nam trochę w kość. Ale w końcu lato, więc nie zamierzam narzekać. Tym bardziej, że zawsze można się skryć w swojej celi i włączyć okienną klimatyzację. W kościele też jako tako, choć nasz plan poprawienia kościelnej klimatyzacjo znów się odwlekł – drugi ekspert, który miał się tym zająć „wysypał się”. Innymi słowy z jakichś przyczyn jednak nie sprosta zadaniu. Trzeba więc szukać następnego…

Wróciłem do mojej dyscypliny, która bardzo mi się posypała podczas urlopu.  Myślę tu o żelaznych zasadach żywieniowych i ruchu. To są kolejne, małe rzeczy, które sprawiają mi sporo radości. Plany dyscyplinujące samego siebie są jednak znacznie większe. Ale chwilowo traktuję się z wyrozumiałością. Jet leg działa z cała mocą. Zasypiam w najmniej oczekiwanych porach, tam, gdzie akurat siedzę. Z intelektualnych zmagań udało mi się dziś zaledwie stworzyć kazanie po angielsku na zbliżającą się niedzielę. To zawsze znacznie trudniejsze wyzwanie, niż wersja polska. Ale jutro powalczymy i nad polskim wariantem…

A dziś ta wytrwałość, o której mówi Jezus i jedyne, właściwe jej źródło – głęboka wiara i prawdziwa relacja z Nim. Nie zdołają tym ewangelicznym wymogom sprostać z pewnością ci, których wiara ogranicza się do „zaliczenia” niedzielnej mszy (bez specjalnej refleksji dla Kogo i po co). Trudno spodziewać się, żeby nagle zdecydowali się cierpieć dla Jezusa. Podobnych trudności doświadczyliby z pewnością ci, których wiara ogranicza się do emocjonalnych uniesień. W takich bowiem realiach nie ma za wiele miejsca na cierpienie. W takiej wierze musi być przyjemnie, a relacja z Jezusem kojarzona jest z niezliczoną ilością przytuleń i pocieszeń. Prześladowania to z pewnością nie to, na co wierzący w ten sposób są gotowi.

Jaka wiara jest więc w stanie udźwignąć zapowiadane przez Jezusa trudności? Co więcej – nie tylko je przyjąć, ale nie odpowiedzieć na nie przemocą i agresją? Wydaje się, że tylko wiara bardzo świadoma, oparta na rzeczywistej relacji z rzeczywistym Jezusem, wiara twardo stąpająca po ziemi, ale wzbogacona we wszelkie oznaki Bożej obecności – Jego cuda i nadzwyczajne interwencje, doświadczenia bliskości i namacalnej, Bożej troski. Wiara, która coś już przecierpiała w walce z grzechem i łatwo się nie poddaje. Wiara, która rozumie, gdzie jest prawdziwy cel, cel, którego nie można sprzedać za chwile ziemskiego „świętego” spokoju… Wiara, która rozumie…

Czy ją mam? Chyba wciąż nie… Jak zachowałbym się wobec prawdziwych prześladowań, czy bym je przetrwał? Jeśli tak, to prawdopodobnie nie z wiary, ale z uporu. Z takiej czystomichałowej przekory… Ale czy wystarczyłoby to do zaniechania odwetu, gniewu, agresji??? Wątpię… Dlatego tak dużo jest jeszcze do zrobienia we mnie… Bóg jest niezawodny. Obym i ja nie zawiódł, gdy przyjdzie pora…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz