zdj:flick/Frederic C81/Lic CC
(Mt 10,16-23)
Jezus powiedział do swoich apostołów: Oto Ja was posyłam jak owce między wilki.
Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie! Miejcie się na
baczności przed ludźmi! Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was
biczować. Nawet przed namiestników i królów będą was wodzić z mego powodu, na
świadectwo im i poganom. Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak ani co
macie mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić, gdyż
nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was. Brat
wyda brata na śmierć i ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć
ich przyprawią. Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz
kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony. Gdy was prześladować będą w tym
mieście, uciekajcie do innego. Zaprawdę, powiadam wam: Nie zdążycie obejść
miast Izraela, nim przyjdzie Syn Człowieczy.
Mili Moi…
Aklimatyzuję się…
Dosłownie i w przenośni… Gorąco jak w piecu ognistym. Ponad trzydzieści stopni
przez cały dzień w połączeniu z ogromną wilgotnością daje nam trochę w kość.
Ale w końcu lato, więc nie zamierzam narzekać. Tym bardziej, że zawsze można
się skryć w swojej celi i włączyć okienną klimatyzację. W kościele też jako
tako, choć nasz plan poprawienia kościelnej klimatyzacjo znów się odwlekł –
drugi ekspert, który miał się tym zająć „wysypał się”. Innymi słowy z jakichś
przyczyn jednak nie sprosta zadaniu. Trzeba więc szukać następnego…
Wróciłem do mojej
dyscypliny, która bardzo mi się posypała podczas urlopu. Myślę tu o żelaznych zasadach żywieniowych i
ruchu. To są kolejne, małe rzeczy, które sprawiają mi sporo radości. Plany
dyscyplinujące samego siebie są jednak znacznie większe. Ale chwilowo traktuję
się z wyrozumiałością. Jet leg działa z cała mocą. Zasypiam w
najmniej oczekiwanych porach, tam, gdzie akurat siedzę. Z intelektualnych
zmagań udało mi się dziś zaledwie stworzyć kazanie po angielsku na zbliżającą
się niedzielę. To zawsze znacznie trudniejsze wyzwanie, niż wersja polska. Ale
jutro powalczymy i nad polskim wariantem…
A dziś ta
wytrwałość, o której mówi Jezus i jedyne, właściwe jej źródło – głęboka wiara i
prawdziwa relacja z Nim. Nie zdołają tym ewangelicznym wymogom sprostać z
pewnością ci, których wiara ogranicza się do „zaliczenia” niedzielnej mszy (bez
specjalnej refleksji dla Kogo i po co). Trudno spodziewać się, żeby nagle zdecydowali
się cierpieć dla Jezusa. Podobnych trudności doświadczyliby z pewnością ci,
których wiara ogranicza się do emocjonalnych uniesień. W takich bowiem realiach
nie ma za wiele miejsca na cierpienie. W takiej wierze musi być przyjemnie, a
relacja z Jezusem kojarzona jest z niezliczoną ilością przytuleń i pocieszeń.
Prześladowania to z pewnością nie to, na co wierzący w ten sposób są gotowi.
Jaka wiara jest
więc w stanie udźwignąć zapowiadane przez Jezusa trudności? Co więcej – nie tylko
je przyjąć, ale nie odpowiedzieć na nie przemocą i agresją? Wydaje się, że
tylko wiara bardzo świadoma, oparta na rzeczywistej relacji z rzeczywistym
Jezusem, wiara twardo stąpająca po ziemi, ale wzbogacona we wszelkie oznaki
Bożej obecności – Jego cuda i nadzwyczajne interwencje, doświadczenia bliskości
i namacalnej, Bożej troski. Wiara, która coś już przecierpiała w walce z
grzechem i łatwo się nie poddaje. Wiara, która rozumie, gdzie jest prawdziwy
cel, cel, którego nie można sprzedać za chwile ziemskiego „świętego” spokoju…
Wiara, która rozumie…
Czy ją mam? Chyba wciąż
nie… Jak zachowałbym się wobec prawdziwych prześladowań, czy bym je przetrwał?
Jeśli tak, to prawdopodobnie nie z wiary, ale z uporu. Z takiej
czystomichałowej przekory… Ale czy wystarczyłoby to do zaniechania odwetu,
gniewu, agresji??? Wątpię… Dlatego tak dużo jest jeszcze do zrobienia we mnie…
Bóg jest niezawodny. Obym i ja nie zawiódł, gdy przyjdzie pora…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz