zdj:flickr/Sakeeb Sabakka/Lic CC
(Łk 2,16-21)
Pasterze pośpiesznie udali się do Betlejem i znaleźli Maryję, Józefa i
Niemowlę, leżące w żłobie. Gdy Je ujrzeli, opowiedzieli o tym, co im zostało
objawione o tym Dziecięciu. A wszyscy, którzy to słyszeli, dziwili się temu, co
im pasterze opowiadali. Lecz Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała
je w swoim sercu. A pasterze wrócili, wielbiąc i wysławiając Boga za wszystko,
co słyszeli i widzieli, jak im to było powiedziane. Gdy nadszedł dzień ósmy i
należało obrzezać Dziecię, nadano Mu imię Jezus, którym Je nazwał anioł, zanim
się poczęło w łonie [Matki].
Mili Moi…
No i mamy nowy rok…. Rzecz jasna dla mnie ten przełom nie ma jakiegoś
szczególnego znaczenia i nigdy nie miał. Zawsze to podkreślałem, że „Sylwester”
mógłby dla mnie nie istnieć, choć oczywiście nie kwestionuję wszelkiej maści
zabaw w tym czasie. Wręcz przeciwnie – cieszę się, kiedy ludzie się dobrze
bawią. Wczoraj pod naszym kościołem bawiło się około 200 osób. Nasz „Sylwester”
zdobył sobie już chyba swoją renomę i jego sława rozeszła się daleko poza naszą
skromną parafię, bo wczoraj większości obecnych nie znałem. Ale Polska Szkoła,
która organizuje to wydarzenie jak zawsze stanęła na wysokości zadania i pewnie
dlatego ludzie walą drzwiami i oknami. Mnie to bardzo cieszy. I choć
tradycyjnie spędziłem przełom roku w swoim własnym łóżku, do tego stopnia
pochłonięty jego atmosferą, że pytałem dziś mojego proboszcza seniora, czy ktokolwiek
czymkolwiek w nocy strzelał, to jednak wybawiłem się wczoraj za wszystkie
czasy. Zanim jeszcze nadeszła ta godzina, że księdzu wypadało po prostu opuścić
salę poszaleliśmy w znakomitym gronie. Nie widzę w takiej radości nic
zdrożnego, ale zakładałem, że w odbiorze będą dominować dwie oceny. Pierwsza
będzie opisywana słowem „skandal”, druga – „ksiądz do tańca i do różańca”.
Wkrótce przekonamy się, które będą dominowały… W razie czego mam nadzieję, że
jakieś miejsce w Polsce się jeszcze dla mnie znajdzie…
A dziś po
porannych obowiązkach, wsiadłem w pociąg (niesamowicie zatłoczony) i pomknąłem
do Nowego Jorku. Kiedyś marzyło mi się być tam właśnie w pierwszym dniu roku.
Poszwendałem się więc, choć zgodnie z przestrogami słyszanymi tu i ówdzie – wszędzie
było baaaaardzo dużo ludzi. Wobec czego wsiadłem w pociąg i wróciłem do domu.
Na jakiś czas Nowego Jorku wystarczy. Aż znów zatęsknię za gwarem wielkiego
miasta.
A Nowy Rok
zaczynamy z Maryją… Jakoś szczególnie przemawia do mnie ten Jej namysł nad
Bożym planem, który przecież nie został Jej objawiony w pełni i krok po kroku
pierwszego dnia. Musiała go mozolnie odkrywać, cierpliwie zbierając fakty i
wyciągając wnioski. I myślę sobie, że właśnie dlatego stoi Ona u początku nowego
roku przy każdym chrześcijaninie, pokazując, że można dobrze wykorzystać czas.
Na świadome życie. Na namysł. Na refleksję o rzeczach ważnych.
Może więc warto to
wpisać na listę swoich noworocznych postanowień. Ale nie na tę, która zaginie
dziwnym trafem za dwa tygodnie, ale na tę prawdziwą, którą zamierzamy
rzeczywiście realizować. Bo jeśli włączymy świadomość i zaczniemy łączyć fakty
(czytaj – Boże interwencje w naszym życiu), to nagle może okazać się, że
uczestniczymy w całkiem ważnym i niemałym planie Bożej Opatrzności, a nasza
rola jest niebagatelna. Bo tak właśnie jest… Twoje życie tylko z pozoru wydaje
się banalne… Ono jest wielką przygodą ze scenariuszem nakreślonym ręką Boga…
Może czas go przeczytać…
Bożego Szczęścia w Nowym Roku Ojcu życzę :)
OdpowiedzUsuń