czwartek, 14 stycznia 2016

oczy widzące...

zdj:flickr/Rachel Patterson/Lic CC
(Mk 1,29-39)
Zaraz po wyjściu z synagogi Jezus przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja. Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz powiedzieli Mu o niej. On podszedł do niej i podniósł ją ująwszy za rękę, tak iż gorączka ją opuściła. A ona im usługiwała. Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ wiedziały, kim On jest. Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił. Pośpieszył za Nim Szymon z towarzyszami, a gdy Go znaleźli, powiedzieli Mu: Wszyscy Cię szukają. Lecz On rzekł do nich: Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem. I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy.


Mili Moi…
Wszystko idzie zbyt wolno. Tylko czas pędzi zbyt szybko… Siedzę pięknymi porankami nad czymś, co w zamyśle ma być moim doktoratem, ale po tygodniu uczciwej pracy nie mam poczucia, żebym ruszył z punktu wyjścia. Dziś przed południem zaplanowałem sobie przygotowanie jutrzejszego, wieczornego, pierwszego spotkania grupy małżeństw. Ale nieopatrznie zabrałem się za wypełnianie kwitów administracyjnych, co przy walących za ścianą młotach graniczyło z heroizmem. Ale właściwie zrobiłem to, co najważniejsze i „na wczoraj". Po południu więc szukałem konceptu na jutrzejsze spotkanie. Nie było to tak dramatycznie trudne, bo to pierwsze spotkanie, więc nie można tak za bardzo przybyłych wystraszyć… Straszyć będziemy kiedy indziej… Potem jeszcze tylko refleksja nad tym, co powiem jutro siostrom na dniu skupienia w Clifton i kolejny pan z gazety, tym razem polskiej, który chciał ze mną zrobić dwudziestominutowy wywiad przez telefon, bo słyszał, że wkrótce mam być oficjalnie nominowany na… biskupa. Co pan słyszał? – spytałem z niepokojem – zastanawiając się czy on czasem nie powiedział, że dzwoni z L’Osservatore Romano (może oni jakieś przecieki mają). Ale pan sam się skorygował, a ja odetchnąłem z ulgą…


A zastanawiałem się dziś nad zdolnością słyszenia, która otwiera oko. Ale ciszy trzeba… Noc jest znakomitą przestrzenią ciszy. Samuel przekonał się o tym, kiedy Pan go w tej ciszy powołał. Ale musiał nauczyć się rozpoznawać Nadawcę, musiał poznać zasady rozmowy z Bogiem. A potem już coraz szerzej otwierał oczy ze zdumienia nad Jego mocą. Bo otwarte ucho, to w konsekwencji otwarte oko i zachwyt nad mocą Słowa. Ono jest tak silne, że demony pierzchają. Jezus nie musiał czynić nic więcej – powiedział i to wystarczyło. Kiedy sobie uświadamiam, że ja w tej mocy Słowa uczestniczę, że choćby w konfesjonale, na wypowiadane przeze mnie słowo, demon odchodzi pokonany, to doświadczam niezwykłej pociechy. Pan jest… A wszystko zaczyna się od słuchania…. Od czegoś tak banalnie prostego…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz