(Mk 6,34-44)
Gdy Jezus wysiadł, ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi, byli bowiem jak
owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać. A gdy pora była już późna,
przystąpili do Niego uczniowie i rzekli: Miejsce jest puste, a pora już późna.
Odpraw ich. Niech idą do okolicznych osiedli i wsi, a kupią sobie coś do
jedzenia. Lecz On im odpowiedział: Wy dajcie im jeść! Rzekli Mu: Mamy pójść i
za dwieście denarów kupić chleba, żeby im dać jeść? On ich spytał: Ile macie
chlebów? Idźcie, zobaczcie! Gdy się upewnili, rzekli: Pięć i dwie ryby. Wtedy
polecił im wszystkim usiąść gromadami na zielonej trawie. I rozłożyli się,
gromada przy gromadzie, po stu i po pięćdziesięciu. A wziąwszy pięć chlebów i
dwie ryby, spojrzał w niebo, odmówił błogosławieństwo, połamał chleby i dawał
uczniom, by kładli przed nimi; także dwie ryby rozdzielił między wszystkich.
Jedli wszyscy do sytości. I zebrali jeszcze dwanaście pełnych koszów ułomków i
ostatków z ryb. A tych, którzy jedli chleby, było pięć tysięcy mężczyzn.
Mili Moi…
No ja chyba jestem
na to skazany… Gdziekolwiek się pojawiam, trzeba robić jakieś remonty… Wczoraj
zaczął się kolejny… Tym razem w Bridgeport. To istny paradoks, ponieważ remonty
są zjawiskami, których szczerze nienawidzę. A składa się tak jakoś, że muszę je
podejmować. Na zdjęciu powyżej macie stan obecny mojej przyszłej łazienki, a
zdjęcie poniżej obrazuje jeden z pokoi. Do kolekcji chciałem dodać dzisiejsze
zdjęcie z przymierzalni w sklepie, ale byłem nim tak głęboko zawstydzony, że
stwierdziłem, że tego Wam pokazać nie mogę… Góry rzeczy walające się wszędzie…
Jakiś koszmar… Ta odsłona Ameryki, podobnie jak pozostawianie koszy w dowolnym
miejscu parkingu po zapakowaniu zakupów, co sprawia częstokroć, że kilka miejsc
parkingowych jest niedostępna przez stojące wózki, to moi dwaj „kandydaci” na
najgłupsze zachowania po tej stronie Oceanu. Ale materiał wciąż zbieram…
A w sklepach dziś
bywałem z prozaicznego powodu. Nadeszły mrozy (choć nie aż takie jak w Polsce –
dziś rano u nas tylko -12), a ja wyjąłem moją zimową, przywiezioną jeszcze z
Polski kurtkę. Rok temu leżała znakomicie – 4XL. Tymczasem dziś… Mogę się nią owinąć,
a rękawy sięgają mi do kolan. Konieczność zatem zmusza mnie do dokonania
zakupu. Mam nadzieję, że moja polska, zupełnie nowa kurtka jeszcze komuś
posłuży… Komuś, kto jeszcze nie nauczył się jeść pity z pastą z avocado….
No a Słowo? My
jesteśmy trochę „do przodu” wobec Polski, ponieważ u nas Objawienie Pańskie już
było, więc czytamy czytania, które w Polsce dopiero się pojawią. To ciekawostka…
Bo z reguły w Polsce wszystko dzieje się wcześniej (o całe sześć godzin). A
zatem my dziś o rozmnożeniu chlebów. Potrzeba jak najbardziej fundamentalna.
Bez jej zaspokojenia trudno słuchać Dobrej Nowiny. Ale powiedziałem dziś Panu
Jezusowi – przecież ja mam pełną lodówkę. Z Twojej łaski rzecz jasna. Ale dziś
nie chcę Cię prosić o chleb. I spróbowałem określić jaka jest moja
fundamentalna i najważniejsza potrzeba, którą dostrzegam na dziś. I jest nią…
pokój. Przeżywam taki wewnętrzny chaos, którego jeszcze dotąd nie doświadczałem.
Tak wiele rzeczy nagle usiadło na mojej głowie, że nie ogarniam… I nic nie
idzie zgodnie z planem. Bo nawet nie mam siły trzymać się tego planu…
Ale dość użalania
się nad sobą… Tak tylko piszę, żebyście i Wy spróbowali określić Waszą potrzebę
fundamentalną. Bo kto, jeśli nie Jezus nam je zaspokoi. Jeśli dał chleba
głodnym, to z pewnością może i mnie udzielić pokoju, a Tobie… No właśnie…
Powiedz Mu, czego potrzebujesz…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz