sobota, 9 stycznia 2016

I had a dream...

zdj:flickr/Daniel Oines/Lic CC
12 Gdy przebywał w jednym z miast, zjawił się człowiek cały pokryty trądem. Gdy ujrzał Jezusa, upadł na twarz i prosił Go: "Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić". 13 Jezus wyciągnął rękę i dotknął go, mówiąc: "Chcę, bądź oczyszczony". I natychmiast trąd z niego ustąpił. 14 A On mu przykazał, żeby nikomu nie mówił: "Ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż ofiarę za swe oczyszczenie, jak przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich". 15 Lecz tym szerzej rozchodziła się Jego sława, a liczne tłumy zbierały się, aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swych niedomagań. 16 On jednak usuwał się na miejsca pustynne i modlił się. Łk 5, 12-16

Mili Moi…
Zaczął się sezon… Na kolędę rzecz jasna… W przypadku naszej, tak bardzo rozproszonej parafii, nie jesteśmy w stanie robić tego inaczej, jak tylko na zaproszenie. Ma to swoje plusy i minusy… Do minusów zaliczam fakt, że ci mniej śmiali nie zdecydują się na to zaproszenie. Do plusów, że odwiedzamy tylko tych, którzy sobie tego rzeczywiście życzą i którzy na księdza nie reagują alergicznie. Takie spotkania to najczęściej wieczory, żeby już wszyscy wrócili z pracy. No i dlatego zwykle można przyjąć zaproszenie od jednej rodziny dziennie. To prawdziwa wizyta. Można usiąść, porozmawiać, pośmiać się, czy popłakać razem. Obawiam się jednak, że w takim tempie, będę błogosławił domy do maja. Po niecałym tygodniu od ogłoszenia zapełniamy już terminy lutowe…

A poza tym parafialna grupa uderzeniowa przygotowuje jutrzejsze Christmas Party. Piękni ludzie… Zawsze z takim wielkim podziwem patrzę na tych, którym się coś jeszcze chce, na których naprawdę można liczyć, dla których ta parafia ma taki wymiar wspólnoty, którzy nie tylko reagują na prośby, ale jeszcze sami wykazują się inicjatywą. Każda parafia pewnie ma takich ludzi, ale oczywiście ja „ze swoich” jestem najbardziej dumny i mam to głębokie przekonanie, że bez nich nic nie ruszyłoby z miejsca.

A dziś wizyty u chorych… Czasem chwile radosne… Jedna z moich parafianek mówi dziś do mnie – ojcze, ja mam już ponad dwieście lat… To jak żółw – mówię do niej. Zreflektowała się i stwierdziła, że jednak nie, że ma zaledwie trochę ponad sto (bo rzeczywiście setkę przekroczyła). Ale snuje opowieść dalej – miałam trzech mężów – wszystkich pochowałam. Ja jej na to – a czwartego pani planuje? Na co J z uśmiechem odpowiada – na razie nie widzę kandydata…  Ale chorzy to też domy opieki… W wydaniu amerykańskim często wyposażone we wszystko, co można sobie wymarzyć. Nieodmiennie jednak wychodzę z nich z wrażeniem, że są to kombinaty smutku… Wielka, ziejąca tęsknotą pustka, w której pracownicy, niczym automaty pchają wózki, czy rzucają w babcie piłeczką, próbując skłonić ją do minimum aktywności… Wydłużające się w nieskończoność czekanie… Na co? Na kogo? Nikt nie pamięta…

A w Słowie zatrzymuje mnie dziś gadulstwo uzdrowionego trędowatego. Choć Łukasz go tak wyraźnie nie podkreśla. Ale czy ono może dziwić? Jak można milczeć doświadczywszy czegoś takiego? Po prostu się nie da… Nie mówić o Jezusie… A jednak kiedy patrzę na nasz chrześcijański świat, to okazuje się, że można… Można przeżyć całe życie i nigdy z nikim o Nim nie rozmawiać. Nigdy nikomu o Nim nie mówić… Dlaczego? No bo On w moim życiu nigdy, niczego nie dokonał. Mnie nie uzdrowił. Chleba mi nie rozmnożył. Żadnych cudów. Żadnych znaków. Żadnego doświadczenia.

I to jest chyba najsmutniejsze… Że tak wielu ludzi wierzy w ideę Boga, ale nie w żywego i działającego dziś, pomiędzy nami. Że tak wielu Go nie doświadczyło… Wciąż zastanawiam się jak to zmienić. Niemal każde rozmyślanie nad Słowem kończy się wielkim wołaniem do Pana, żeby wskazał mi sposób – na tu i teraz. Kiedy dziś o świcie myślałem nad jutrzejszym kazaniem (po angielsku), zbudowało mi się ono wokół znanych słów Martina Luthera Kinga – I had a dream… Ja też mam… Kościół Świętego Michała Archanioła w Bridgeport wypełniony ludźmi doświadczającymi Ewangelii żywej, ludźmi uzdrawiającymi w imię Jezusa, ludźmi głoszącymi wielkie dzieła Boże we wszystkich językach świata, ludźmi, którym usta się nie zamykają, bo przecież o Bogu nie można milczeć… Nie można….

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz