środa, 29 stycznia 2014

wybieraj...


zdj:flickr/Muffet/Lic CC
Mili Moi...
No u mnie nuda... Uczę się... Ale opracowałem dobry system... Uczę się blokami. To znaczy - cztery minuty sie uczę, a potem sześć minut odpoczywam przy komputerze :) To daje znakomite efekty. Zdążyłem dziś przeczytać notatki... raz... prawie... No weeeeeeźźźźźccccciiiiieeeee... Jakoś to chyba będzie nie??? A może profesorowi zamarznie to i owo (na przykład płyn do spryskiwaczy) i zaliczy nam jakoś... telefonicznie, albo co...

W każdym razie, to co najważniejsze, czyli spotkanie ze Słowem się dokonało jak zawsze. A od jutra wprowadzam kolejną odsłonę mojego niecnego planu wobec własnego organizmu. To znaczy budzik zostaje nastawiony kolejne piętnaście minut wcześniej. Po to, żeby mieć więcej czasu na Słowo, żeby czytać bez pośpiechu, żeby spotkać się z komentarzem. Skracam czas na sen w dłuższych odstępach czasu, żeby nie doznać szoku :) W każdym razie doskonale wiem, że nie spotkam się ze Słowem w ciągu dnia. I muszę to zrobić rano. Zresztą jest wówczas tak cudownie cicho... Więc od jutra pobudka o 5.00 :)

 Dziś szczególnie zatrzymał mnie fragment o ziarnie Słowa, które padło na glebę skalistą. Nie zakorzeniło się, bo gleby mu brakowało... Tak znana przypowieść. Co z niej jeszcze można wycisnąć? Ja pomyślałem dziś o wielu ludziach, których spotkałem na swojej drodze i którzy naprawdę z wielką ochotą przyjęli Słowo. Niektórzy uczynili to z udziałem wielkich emocji (co nie znaczy, że pod ich wpływem), niektórzy przeżyli to dużo spokojniej. Ale zdecydowali się przyjąć Słowo. Jezus znalazł w nich dom... Na chwilę...

Nie przyszły na nich straszne prześladowania, nikt nie groził im śmiercią, nie zapadli na jakąś egzotyczną chorobę, nie ukąsił ich wąż. Nie... Po prostu zetknęli się z realiami życia i okazało się, że relacja z Jezusem wymaga. Niewiele, ale jednak - czasu, pamięci, zaangażowania... Tego "paliwa", które stało się ich udziałem, wystarczyło na chwilę. Niczym pięć panien z innej przypowieści nie zadbali o jego uzupełnianie i... Stracili smak. Stracili smak rzeczy Bożych. Bo, proszę ojca, wtedy jak byliśmy na tych rekolekcjach, to wszystko było takie cudowne, porywające, wydawało się takie proste... A dziś już tak nie jest... Szukam tego poczucia, ale go nie odnajduję. Moja modlitwa jak "suche rąbanie razowca", moje czytanie Pisma... hmmm... no nie ma czasu, moje pytanie o wolę Bożą - nie za bardzo... Wszystko zniknęło... Jest jak dawniej...

Trochę już takich smutnych historii przerobiłem. Co do przyczyn - one bywają bardzo różne. Ale zbiegają się zwykle w jednej - braku konsekwencji. Wyobraźnia podsuwa nam czasem przekonanie, że coś w naszym życiu duchowym "zrobi się samo". Tymczasem fakt, że wszystko jest łaską, nie oznacza, że z tą łaską nie trzeba współpracować. Przyjąć i odpowiedzieć na nią każdy może i musi osobiście.

Sam to tylko chleb pleśnieje... Ja musze wybierać. Albo Słowo, albo 15 minut dłużej śpię... Albo Słowo, albo oglądając telewizor zasypiam przed nim. Albo Słowo, albo idę na kręgle szósty raz w tym tygodniu. Albo Słowo, albo pijemy w sobotę... Albo Słowo, albo... (usłysz w swoim własnym sercu tę alternatywę).

I... wybieraj!

6 komentarzy:

  1. Szukam Ci w necie guarany albo jakiegoś innego zielska dla zrekompensowania tych niedoborów we śnie - ale już się cieszę na czas, kiedy siądziemy naprzeciw siebie w bujanych, rattanowych fotelach - niekoniecznie na kółkach - i zacznę spisywać Twoje refleksje nad słowem. Półka z naszymi dziełami będzie dłuższa niż dzieła zebrane o. Anselma Gruna OSB...

    OdpowiedzUsuń
  2. taki sekretarz - komentator to skarb :) zgłoś się jak już będziesz miał doktorat :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Skarb, skarb, herbatę zrobi, drew narąbie, wody naniesie, kiedy zaszyjemy się dzikich ostępach Sasquatchsaneey.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojcze, tak jest wlasnie... Poznałam Go na nowo, ale wciąż się obawiam zagrożeń wokolo, wszędzie czyha diabeł, w muzyce, w ludziach, w mediach, w pokusach. Boje się że zawiodę Pana, nie wiem jak wybierać, żeby Go nie obrazić, czuje się osaczona, bo dzisiejszy swiat uzaleznia, a to od tego co mowia inni, a to od codziennych spraw, typu facebook, na ktorego potem sie bezwiednie wchodzi, tak o, traci czas... przeraza mnie, jak to na mnie oddzialowywuje, jest mi zle, bo potem czuje że mam dzień stracony, że moglam tyle zrobić, a wyszlo jak zawsze.... nadchodzi codzienność a ja znow sie robie nerwowa i ten lęk powraca, a byl taki pokoj... boje się codzienności, wciąż mam wrazenie ze zawodze innych i siebie i Pana przede wszystkim, bo nie jestem wystarczajaco dobra. Wiem że on mnie i tak kocha, nie za to co zrobie, ale po mimo wszystko, ale tak mi ciężko. Jestesmy tylko ludźmi, a mnie przeraza, nie wiem jakich wyborow dokonywac, zeby go nie zawieść i nie obrazic, bo diabel wciąż czuwa, ahhh...

    OdpowiedzUsuń
  5. nie bój się... nie jesteś sama... On jest!!! i nic, ale to absolutnie nic nie może ci się z Nim stać... ufaj i wzywaj Go czesto... i się nie bój +

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakoś tak uderzyło mnie dość mocno dzisiejsze Słowo. Zastanawiam się na jakim terenie właściwie zostałem zasadzony... Czy aby na pewno jest to żyzna gleba? A gdy w przebłyskach nieskromności przyszła myśl, czy może nie jestem trochę lepiej prosperującym ziarnem, to czy jak przyjdzie czas próby będę umiał podjąć wyzwanie? Od razu przychodzi mi na myśl św. Maksymilian czy święci Młodziankowie ze Starego Testamentu... Wielka wiara i heroizm. A patrząc z drugiej strony czy aby nie jestem tym chwastem, między który pada jakieś słabe ziarno, a przez moje krytyczne czasem uwagi odnośnie np. Kościoła, księży czy też przypadki nie stanięcie w obronie wiary - nie przyczyniam się do jego obumarcia... Wiadomo z innej przypowieści co się stanie z chwastami w trakcie żniwa... Motywująca przypowieść, trzeba być dobrej myśli ;)

    OdpowiedzUsuń