poniedziałek, 27 stycznia 2014

kiedy rozum śpi...


zdj:flickr/Kekka/Lic CC
Mili Moi...
No to weekend się skończył, zaczynamy się uczyć. Tak właśnie sobie powiedziałem... Otworzyłem notatki i... obudziłem się dwie godziny później. Ach, jakie to... studenckie :) Dopadają mnie wszystkie sesyjne zmory... Jak mawiają studenci, w sesji nawet ściany są ciekawe... Ale dzięki Bogu egzamin dopiero w piątek, więc może się jakoś ogarnę do tego czasu. Mam taką nadzieję...

Nie lubię krzykaczy... Nie ufam im... Z moich doświadczeń wynika, że im głośniej ktoś krzyczy przeciwko komuś, tym bardziej chce odwrócić uwagę od siebie, tym więcej sam ma do ukrycia. W takim świetle widzę dziś oskarżycieli Jezusa. Robią sobie panowie wycieczkę z Jerozolimy tylko po to, żeby mu powiedzieć, że działa pod wpływem złego ducha. Dlaczego krzykacze? A, to trzeba zobaczyć na własne oczy... Semici nie mają w zwyczaju zachowywać się powściągliwie, zwłaszcza kiedy stawiają zarzuty. Przekonałem się o tym wchodząc do synagogi przy Ścianie Płaczu w dzień szabatu... Kłótnie były absolutnie nie do zniesienia, mnóstwo gwałtownych gestów. Jak twierdzili ci, którzy byli tam ze mną, a znają nieco tamten język, chodziło... a jakże - o to, co wolno, a czego nie wolno w szabat... Ale dziś nie o tym. Raczej o tym, że grupa krzykaczy poddaje najbardziej absurdalny zarzut wobec Jezusa, jaki sobie tylko można wyobrazić. Belzebuba moc... To właśnie dlatego wyrzuca złe duchy...

Jezus jest zbyt delikatny, aby bronić się poprzez ukazywanie swojego dotychczasowego działania. Nie zamierza się odwoływać do swoich dokonań. Przywołuje raczej proste zasady logiki, które powinny tę sytuację wyjaśnić. Jak możliwe jest, że demon występuje sam przeciwko sobie? A że egzorcyzmy były realne i NAPRAWDĘ dochodziło do wyrzucania demona, co do tego nikt nie miał wątpliwości. Jak to więc możliwe? Być może to proste wyjaśnienie trafiło do prostych słuchaczy, ale czy do krzykaczy?

Wątpliwe... Oni bowiem byli tak zajęci obmyślaniem w jaki sposób zaszkodzić Jezusowi, że nie zważali na logikę. I być może wcale nie zauważali, że pod największym wpływem wspomnianego Belzebuba są oni... Kierując uwagę na Jezusa, odwracali ją od siebie. Ale uwagę tłumu? Nie... Swoją własną. Skupieni na Jezusie, nie musieli się już mierzyć z własnym sumieniem, które pewnie nieustannie im powtarzało - to nie jest w porządku. Musieli zająć czymś swoje myśli, musieli zająć czymś samych siebie, musieli na coś skierować swój wysiłek... A demon znakomicie nimi rozgrywał. Kolejne fale zawiści, przeradzającej się w nienawiść zalewały ich powoli, ale skutecznie. Skończyło się to fatalnie... Dla Jezusa... Ale jeszcze bardziej dla nich. Jestem przekonany, że demon nie mogąc świętować triumfu nad Jezusem zabrał się za swoich dotychczasowych, bardziej, czy mniej świadomych przyjaciół. Ale to tylko moje domysły. Nikt nie musi iść za nimi...

Obserwując jednak rzeczywistość, nabieram przekonania, że krzykaczy nie brakuje, absurdalność zarzutów stawianych w różnych kontekstach i różnym ludziom, jest zbliżona do tej dzisiejszej, ewangelicznej, a poziom nienawiści, który temu towarzyszy jest zadziwiający. Nie podaję konkretnych sytuacji, bo ich ocena nie jest wcale prosta. Chodzi mi raczej o styl uprawiania dyskusji (chciałem napisać dialogu, ale to niestety nie ma z nim nic wspólnego), chodzi o sposób podejścia do człowieka, chodzi o całą tę napastliwość i agresywną emocjonalność. Częstokroć wystarczy przywołać najprostsze zasady logiki i cała argumentacja wali się jak domek z kart. Wystarczy? No właśnie nie wystarczy... Bo krzykacze nie kierują się zasadami logiki. Przecież nie chodzi w tym wszystkim o logiczność zarzutów. Przecież chodzi o to, żeby zniszczyć, dokopać, pognębić (czyli dokładnie o to samo, o co idzie demonowi wobec człowieka od zarania dziejów).Krzykaczy logicznie, spokojnie, kulturalnie nie można przekonać. A kiedy rozum śpi, budzą się...  demony. W nas...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz