piątek, 24 stycznia 2014

a co zrobiłeś dla mnie?


zdj:flickr/Niels Linneberg/Lic CC
Mili Moi...
Mróz taki, że nosa nie chce się wytknąć z ciepłego pokoiku... Ja się dziś dodatkowo rozgrzewałem żelazkiem :) Nie prasowałem co prawda rzeczy na sobie, ale ciepło mi się zrobiło... Pięć godzin oddawałem się temu zacnemu zajęciu... Ono ma jedną, ważną cechę, o której już chyba pisałem i która mnie w nim cieszy... Widać efekty... A chłopy już tak mają, że lubią je widzieć szybko...

Niemniej i na dworze dziś pospacerowałem... Kolega rocznikowy zaprosił mnie na sushi... Jak mogłem odmówić? Najlepsze jedzenie na świecie :) Ale żeby nie popaść w jakąś piątkową niepowściągliwość, połączyłem spacer z odprawieniem Drogi Krzyżowej... Przyznam szczerze, że z dużym rozbawieniem zauważam czasem wzrok ludu Bożego, który na mnie spoczywa podczas odprawiania tego nabożeństwa. Jest najczęściej pełen zdumienia. Pierwsze spojrzenie zatytułowałbym - po co ten chłop tak łazi po tym kościele i klęka co chwilę? Kiedy już widz ułoży sobie w głowie po co, wówczas następuje drugie spojrzenie pod tytułem - to już mamy Wielki Post??? Czyżbym czegoś nie zauważył?

A Słowo? Ono mnie dziś kieruje mocno ku mojemu powołaniu... Wybrał Apostołów, aby byli z Nim i aby mógł się nimi swobodnie posługiwać. Pomyślałem sobie dziś, że Pan naprawdę sporo we mnie zainwestował, ale czy może na mnie liczyć? Tak po prostu... Zawsze... W każdych okolicznościach... Te imiona Apostołów. Każde wymienione. Znak tego, jak każdy z nich jest ważny. Każdy ma swoje miejsce w tym Bożym planie. Każdy ma jakieś zadanie.. Każdy jest Mu jakoś potrzebny. I ja jestem... Tylko czy rzeczywiście daję z siebie wszystko???

Jakiś czas temu jeden z kolegów, który naprawdę jest obciążony wieloma obowiązkami, opowiadał mi, że jego kolega sąsiad, również kapłan, pojawia się czasem u niego a to w drodze na basen, a to w drodze na siłownie, a to w drodze ku jakimś innym atrakcjom i powtarza mu swoją złotą maksymę - za dużo pracujesz, powinieneś zrobić coś dla siebie... Emocji, jakie to wzbudza w adresacie, pozwolę sobie nie cytować... Pomyśleć o sobie, zrobić coś dla siebie...

To jest chyba jedna z wielkich pokus kapłańskich, które przed nami stoją. I groźne pewnie nie jest samo działanie służące relaksowi. On jest potrzebny każdemu, księdzu też. Ale chodzi raczej o zachwianie proporcji. Ponieważ "robienie czegoś dla siebie" może nagle stać się życiowym celem, wobec którego inne cele schodzą na plan dalszy. A wówczas to prawdziwa równia pochyła. I można by postawić pytanie o istotę powołania... Widzę Jezusa, który stoi przed każdym z nas, kapłanów i zadaje pytanie - a co robisz dla mnie? Tak po prostu dla mnie? Nie dla posługi, nie dla realizacji obowiązków, nie dla "haju" który odczuwasz, gdy duszpasterzujesz... Dla mnie...

I znów dziś pomyślałem, że to moje studiowanie, to tak trochę jednak dla siebie. Choć jest ono darem od Niego. Na pewno... Ale przeżywam je dla Niego? Chyba nie... Ileż rzeczy w swojej codzienności robię dla siebie, ze względu na siebie? Nawet jeśli robię dla innych, to przecież częstokroć również dla siebie... A ON?

Przypomniałem sobie świętą Teresę od Dzieciątka Jezus, która była skupiona w swoim życiu na robieniu małych przyjemności Jezusowi. Jeśli On mnie powołał, wybrał, tak bardzo umiłował, że chciał mieć tylko dla siebie, to czyż nie powinienem wszystkiego, absolutnie wszystkiego robić dla Niego? Tu jest naprawdę dużo miejsca na zapomnienie o sobie... Aby byli z Nim... Podstawowy motyw powołania! Aby byli z Nim... Nie sami ze sobą, dla siebie, ku sobie...

Zanim więc następnym razem zrobię coś dla siebie, chcę usłyszeć Jego pytanie - a co dziś zrobiłeś dla mnie??? Tak po prostu...

2 komentarze:

  1. Ja miałem czytania z tomu VI:) To raz - a dwa, kolega rocznikowy? Ech, terminologicznie musimy się zsynchronizować, wiem coś o tym - pisałem poemat o synchronizacji danych.

    OdpowiedzUsuń
  2. To gdzie jest dobre sushi w Lublinie? Bo jeśli chodzi o smażony camembert z żurawiną, to najlepszy jest u mnie na stancji, pod warunkiem, że zechce mi się zrobić (często to się nie zdarza, tylko wtedy gdy trzeba się uczyć) :) Co do tych kapłanów, którzy biegają to na basen, to na siłownię - och! Jakie to prawdziwe i jakie to smutne. Mam takiego właśnie bardzo dobrego zresztą znajomego księdza, choć żyje w innych realiach, bo w USA, to ciągle jest zajęty właśnie takim 'robieniem czegoś dla siebie'. Ale...są też tacy, którzy się spalają bez granic dla innych. Czy to jest dobre? Myślę, że po ludzku aż niemożliwe, człowiek w końcu sfiksuje. Dlatego...dobrze czasem iść na sushi albo kebaba, a później spalić to na siłce ;) Ech...taki ten mój komentarz bez sensu :D Pozdrawiam Ojca ciepło, pax

    OdpowiedzUsuń