niedziela, 26 stycznia 2014

sztafeta trwa...


zdj:flickr/ressaure/Lic CC
Mili Moi...
Z cyklu - jest mi dobrze, bo... Ciepło w pokoiku i kawka na biurku... Spotkanie z braćmi dziś z okazji zaległych imienin Mariusza (z prowincji krakowskiej). Bez pośpiechu przeżywany dzień - może trochę bezproduktywnie, ale z pewnością w duchu odpoczynku i świętowania niedzieli...

 Dlaczego tak? Nie piszę tego po to, żeby kogokolwiek drażnić. Nie chcę wzbudzać w nikim (a zwłaszcza w tych, którzy nie mogą się tym wszystkim ucieszyć) żadnych trudnych emocji... Nie. Chodzi raczej o to, że wielu z nas takie właśnie oczekiwania ma względem życia z Jezusem. Czy nie o tym bowiem marzymy - żeby było ciepło, cicho, bezpiecznie, łagodnie... Żeby wszystko jakoś się udawało, układało, trwało... Najlepiej, żeby się nie wychylać, żeby nikt sobie o mnie specjalnie nie przypominał, żeby wieść życie ciche i spokojne... Oczywiście nieco wyolbrzymiam i przejaskrawiam. Może nie do końca o to nam chodzi, ale...

Kiedy czytamy o początkach działalności Jezusa, to właściwie trochę się tak zapowiada. Bo nie ma tam wielkich tąpnięć. Poza nazaretańską porażką, właściwie jest sympatycznie, miło i przyjemnie... Chodzi sobie po Galilei, tu kogoś uzdrowi, tam kogoś powoła... Nie ma jeszcze sporów, kontrowersji. Lud idzie za nim jak zaklęty. Patrzą na Niego z podziwem, chcą znaleźć się w Jego obecności. Chcą się Go dotknąć. Chcą, żeby to właśnie im wyświadczył jakąś łaskę... I komu to przeszkadzało? Dlaczego właściwie to się skończyło? Gdyby nie ta jego konfrontacyjność, gdyby nie chciał tak wiele osiągnąć od razu, gdyby miał więcej cierpliwości, gdyby działał rozważniej, gdyby...

Ale On wiedział co i jak ma czynić. I na nic nie zdadzą się te wszystkie "gdybania", bo nasze pomysły z pewnością nie są lepsze, tylko dlatego, że są nasze... Co z tego wynika? Ano przede wszystkim to, że uczestniczymy w wielkiej sztafecie, w której nie będzie wcale lekko, łatwo i przyjemnie... Dlaczego? Bo nasz Pan szedł po takiej drodze... Bo Prawda kosztuje... Bo trzeba dać coś z siebie... Można pewnie mnożyć powody. Rzecz w tym, że wielu w tej sztafecie zginęło. Niezależnie od tego czy była to sztafeta na etapie zapowiedzi (Jan Chrzciciel), czy sztafeta na etapie realizacji (prawie wszyscy Apostołowie). Udział w tej sztafecie bowiem wiąże się z uczestnictwem we WSZYSTKICH misteriach Jezusa. Nie tylko w tych łatwych, miłych, sympatycznych; nie tylko w tych związanych z aplauzem tłumu; nie tylko z tymi pełnymi wzruszeń... Ale również z tymi związanymi z pogardą, odrzuceniem, upokorzeniem, osamotnieniem, brakami wszelakimi... I pewnie nic dziwnego, że zbyt wielu chętnych na WSZYSTKIE misteria Jezusa nie ma... Raczej wolimy tkwić w tym, co lubimy, co sprawia nam przyjmność, co daje nam poczucie bezpieczeństwa...

Z tym większą wdzięcznością myślę dziś o tych Nauczycielach, którzy podjęli bieg w tej sztafecie niezależnie od konsekwencji. Wczoraj i dziś... Są, biegną, uczą, przewodzą... Z wdzięcznością myślę o Jezusie, który znając naszą słabość zostawił nam samego siebie jako pokarm, źródło siły w tym biegu... Swoją drogą, jakiś czas temu dostałem zapytanie od "nieśmiałej zszyfki" dotyczące Eucharystii i jej rozumienia. Pytanie opiera się na przesłaniu Cataliny Rivas, której wizja Eucharystii jest wielu z was z pewnością znana. "Zszyfka" pyta, czy ona, prosta katoliczka bez teologicznego wykształcenia, może tak przeżywać Eucharystię... "Zszyfko" droga, śmiem twierdzić, że znacznie łatwiej TAK przeżywać Eucharystię ludziom prostym, niż tym, którzy usiłują Boga teologicznie dookreślić i ponazywać. Oczywiście strzegąc się wszelkich uogólnień (bo wszak i serce teologa może zachować pokorę i prostotę) trzeba powiedzieć wprost - im prostsi jesteśmy przed Panem, tym głębszego poznania samego siebie nam On udziela. Im biedniejsi i stęsknieni jesteśmy podczas Eucharystii, tym szerzej Jego serce dla nas się otwiera... Trzymaj ten kierunek - pragnij, tęsknij, proś... I przeżywaj sercem te spotkania, które są podstawą dla naszego biegu ku świętości, Niech one staną się dla ciebie i dla nas wszystkich źródłem siły do wejścia we WSZYSTKIE misteria Chrystusa. Bo jeśli zdecydowaliśmy się za Nim iść, to ze wszystkimi konsekwencjami... A On nas nie zostawi i nie opuści... Nigdy... Sztafeta trwa... Więc... Podaj dalej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz