środa, 8 stycznia 2014

radości w małości...


zdj:flickr/A.Currell/Lic CC
Mili Moi...
No to machina ruszyła... Zajęcia angażują mocno, zadań domowych mnóstwo, zbliża się... seeeeesssssjjjjjaaaa :) Oczywiście studenci (czyli my) jak to studenci... Starają się, żeby obciążeń było jak najmniej. Czasem nam to wychodzi :) Powiem nieskromnie, że jesteśmy dość wyjątkowym rocznikiem, co zauważył ostatnio nasz kierownik katedry wyrażając głęboki żal, że nie ma z nami żadnych wykładów, bo podobno dawno takiego rocznika nie było :) Czasem na zajęciach mamy gości z innych kierunków, a oni, jak dziś na przykład, powiadają, że powinniśmy kabarety pisać... Nasi profesorowie, nawet ci najwytrwalsi i zdystansowani, pękają jak bańki mydlane... Taką terapię śmiechem stosujemy... Żeby świat był lepszy :) Przy okazji udaje nam się czasem coś ugrać... Ale i tak chyba z jeden poważny egzamin trzeba będzie zdać :) Tak, tak... wiem, co powiecie... Jeden??? No jeden, jeden, ale za to jaki :)

Kryteria małości... Od wczoraj taka myśl za mną chodzi w kontekście Słowa. Wczoraj zobaczyłem, że ta działalność Pana Jezusa zaczyna się tak bardzo prosto. Owszem - cuda i znaki, ale nade wszystko głoszenie Słowa i bardzo dużo miłości. Nie trzeba niczego więcej. On sam, pokorny i mały, nie na rydwanie ognistym, nie z wojskami anielskimi, nie w glorii i chwale, ale na własnych nogach, od wsi do wsi, obcując z najmniejszymi, najmniej ważnymi, niepozornymi, zapomnianymi przez ten świat... A oni Go słuchają, idą za Nim... W małych środkach, objawiają się wielkie rzeczy...

Dziś znów - wzruszony, bo patrzy na tłum, który nie ma pasterza, angażuje swoich Apostołów - biedaczków... Nie mają nic... I wiedzą o tym. Ale On im pokazuje coś niesłychanie ważnego - mają Jego. Jeśli w swojej małości odkryją Jezusa i moc, która jest w Nim, dokonają wszystkiego. Bo dla Niego nie ma nic niemożliwego. I dla nich - nic... nic niemożliwego... Nie mają udawać Słońca, nie oni są źródłem światła, nie mają sobą przesłonić Jego. Nie chodzi też o to, żeby bazowali na swoich ludzkich pomysłach i możliwościach, bo te bardzo szybko okazują się niewystarczające... Mają być łącznikami, świecić Jego światłem, rozdawać to, co jest Jego darem... Nie zważając na swoją niewystarczalność, nie dbając o swoją biedę, nie skupiając się na brakach... On to wszystko może pokonać jedną myślą, jednym błogosławieństwem, jednym zwróceniem oczu ku Ojcu...

Spełniać kryteria małości... dokładnie dziś przypada 120 rocznica urodzin świętego Maksymiliana Marii Kolbe. Coraz bliższy mi współbrat. "Specyfika działalności apostolskiej i misyjnej świętego Ojca Maksymiliana Marii Kolbego" - tak wstępnie ma brzmieć temat mojej dysertacji doktorskiej. Czytam, czytam, czytam... I coraz bardziej przekonuje się, że ludzie, którzy nie boją się małości własnej, a wszystkiego spodziewają się od Boga, dokonują cudów na ziemi. Maksymilian jest tego najlepszym dowodem. Rzucił się z przysłowiową motyką na Słońce i dokonał rzeczy niezwykłych. Udało mu się... Jemu? Z cała pewnością by zaprzeczył... Jemu nie... Niepokalanej - w nim i przez niego. Wielki podziw, wielki szacunek i wielka tęsknota za spełnianiem kryteriów małości... Ja nic nie mogę, ale wszystko może Ten, który działa we mnie... Z Nim mogę wszystko...

Pan sam daj okazję do ćwiczenia takiej postawy... Przed chwilą zadzwoniła siostra zakonna, która poprosiła mnie o poprowadzenie warsztatów powołaniowych dla referentek powołaniowych w całym ich zgromadzeniu... Jestem ekspertem??? Nie... Jestem biedakiem, który sam wie niewiele... Ale zgodziłem się... Tylko dlatego, że ufam, iż On przymnoży łaski i będę wiedział co mam im powiedzieć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz