wtorek, 2 października 2018

lepsiejszy, bardziejszy, najpierwszy...


Photo by Julie Johnson on Unsplash
(Mt 18, 1-5. 10)
W tym czasie uczniowie przystąpili do Jezusa z zapytaniem: "Kto właściwie jest największy w królestwie niebieskim?" On przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł: "Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim. I kto by przyjął jedno takie dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje. Strzeżcie się, żebyście nie gardzili żadnym z tych małych; albowiem powiadam wam: Aniołowie ich w niebie wpatrują się zawsze w oblicze Ojca mojego, który jest w niebie".


Mili Moi…
Powoli kończę intensywny dzień… Po raz pierwszy nawiedziłem dziś klasztor sióstr dominikanek, który mieści się naprawdę na końcu świata… Jeżdżą tam dwa autobusy na godzinę, a żeby było weselej, to zarówno „tam”, jak i „z powrotem” jeden z tych dwóch nie jechał… I to były właśnie te, którymi chciałem jechać ja… Odstałem dziś więc swoje wśród wichrów niespokojnych… Ale siostry wyspowiadane.

A prosto od nich udałem się do klasztoru karmelitów, gdzie wspólnota Spotkań Małżeńskich rozpoczyna za kilka dni Wieczory dla Zakochanych, które mam wielką radość współprowadzić z nimi. To akurat ta część działalności, której musze się nauczyć, ale to dobrze… Spotkanie jak to wśród małżonków – rzeczowe, radosne i krótkie. Wszyscy mają jakieś domowe obowiązki – szanują więc swój i cudzy czas. Mam już dziś szczerą nadzieję, że uda nam się na wiosnę podobne wieczory zorganizować przy naszym, franciszkańskim sanktuarium…

Przy Słowie zaś zatrzymuje mnie dziecięca zależność… Nie pierwszy już zresztą raz o tym piszę. Ona jakoś szczególnie mnie fascynuje w dzieciach, które zwykle nie mają większych problemów z zależnością od rodziców. Traktują ją jak coś absolutnie naturalnego i wszystkiego spodziewają się od mamy i taty. Rzecz jasna im dziecię ma więcej lat, tym częściej ku niezależności wycieczki czyni. Ale mówimy o tym czasie, kiedy dzieci jeszcze są dziećmi… Nawet jeśli mają jakieś chwilowe trudności z posłuszeństwem, akceptacją rodzicielskiej władzy, czy wykonywaniem poleceń, to nie mają jednak większych trudności z uznaniem autorytetu rodziców i zasadniczo z nim nie dyskutują…

Tymczasem codzienność ludzi dorosłych to często dowodzenie swojej niezależności na każdym kroku. Ba, nie tylko niezależności, ale niejednokrotnie również dominacji. Bo jeśli ktoś jest uznawany za pierwszego, to ja muszę być „najpierwszy”. Jeśli o kimś mówią bardzo dobrze, to ja chcę być „bardziejszy”. Jeśli ktoś jest w czymś doskonały, to ja chcę być „lepsiejszy”. A to postawa dokładnie tak kulawa jak słowa, którymi ją opisałem.

A tylko uniżony może stać się naprawdę wielki. Uniżony zna swoją wartość. Nie musi jej jednak wciąż podkreślać i nie potrzebuje, żeby inni mu nieustannie klaskali. A co więcej – kiedy inni przestają – nie klaszcze sobie sam…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz