czwartek, 4 października 2018

cicho...


Giotto di Bondone, Scenes from the Life of Saint Francis, 4. Death and Ascension of St. Francis (Wikimedia Commons)

25 W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: «Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom 26 Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. 27 Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić. 28 Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. 29 Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. 30 Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie». Mt 11, 25-30.

Mili Moi…
Dziś uroczystość świętego Franciszka… Dziewiętnasta przeżywana przeze mnie w Zakonie. Wczoraj Transitus, czyli pamiątka przejścia Franciszka do nieba. I to nabożeństwo przeżywałem po raz dziewiętnasty. A jednak mogę to z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że jeszcze nigdy nie było ono dla mnie tak pięknym. Z całą pewnością zasługa w tym tych, którzy je przygotowali – wspólnocie „Porcjunkula” przy naszym sanktuarium. Ale to chyba również kwestia takiego szczególnego stanu ducha, który teraz przeżywam.

Wczoraj i dziś jest cicho. Cicho wewnątrz mnie i na zewnątrz. A to motywuje do refleksji. Patrzę na siebie – franciszkanina i zastanawiam się, na którym z etapów życia Franciszka jestem? Nie jest to już z pewnością gwałtowność początków, nie jest to szczyt odkrycia roli wspólnoty w jego życiu… Myślę, że w jakimś sensie mierzę się z etapem, w którym Franciszek już niewiele rozumiał z tego, co Jezus czynił z jego zakonem. Nie było w nim zgody, jako w założycielu, na wiele sytuacji, które po prostu się działy i dziać się musiały z powodu wielkiej liczby braci, a jednocześnie czuł się w obowiązku stanowić głos przypominający o początkach. Wówczas Franciszek bardzo mocno wszedł w siebie, nawiązał głęboką relację z Chrystusem Cierpiącym, zrzekł się formalnego przewodzenia tej wspólnocie, otrzymał stygmaty. Mam taki obraz siebie, na którego pada cień tego okresu Franciszkowego życia. Oczywiście przy zachowaniu wszelkich proporcji. Cisza we mnie i wokół mnie. Namysł nad blisko dwudziestoma laty kroczenia tą drogą. Nowe miejsce, obserwacje, trudne wnioski. Bliskość Ukrzyżowanego. Dziś, jak nigdy dotąd, buntuję się na błazeński obraz Franciszka wąchającego kwiatki. Dziś przeczuwam w nim człowieka wielkiego cierpienia…

Prostaczek, który przylgnął do Chrystusa, i z którym Chrystus uczynił rzeczy niezwykłe. Jak fascynująca była ta podróż życia Biedaczyny, w której odwzorował chyba wszystkie tajemnice życia Mistrza, wszystkie jego etapy. Właśnie dlatego było to możliwe. Właśnie dlatego w nich Bóg ma upodobanie. Właśnie dlatego, że dają się prowadzić. Nie przekonują świata i siebie, że wiedzą dokąd iść. Idą tam, gdzie idzie On. Nie próbują „zbawiać wszystkich”. Są gotowi współzbawiać z Nim tych, których On sam zechce. A jeśli chce, aby milczeli, to milczą. I cierpią z Nim tam, gdzie zadają Mu rany. I płaczą przy Jego grobie. I zmartwychwstają, kiedy On zechce. Alter Christus – Drugi Chrystus – Franciszek… Michał? Ty?

A na koniec dziele się z Wami jedną z piosnek z musicalu Francesco, który oglądałem kilkakrotnie w Teatrze Muzycznym w Gdyni, i który wstrząsnął mną chyba bardziej, niż jakakolwiek książka, czy film…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz