sobota, 6 października 2018

nauczyciel radości...


Photo by MI PHAM on Unsplash
(Łk 10, 17-24)
Wróciło siedemdziesięciu dwóch z radością, mówiąc: "Panie, przez wzgląd na Twoje imię nawet złe duchy nam się poddają". Wtedy rzekł do nich: "Widziałem Szatana, który spadł z nieba jak błyskawica. Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi. Jednakże nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie". W tej to chwili rozradował się Jezus w Duchu Świętym i rzekł: "Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić". Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł: "Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli".

Mili Moi…
„Problem” z dzisiejszym dniem polegał na tym, że kiedy się już wyszło z domu, to w żadnym wypadku nie chciało się do niego wracać. Nie wiem jak u Was, ale u nas było dziś ciepło i arcypięknie. Odbyłem więc długi spacer wracając z wygłoszonego do młodych dziewcząt powołaniowego dnia skupienia. Spotkanie miało miejsce u sióstr serafitek. A młodzież coraz młodsza… Cóż, nie może być inaczej. Nie dalej jak wczoraj miałem duchową rozmowę z pewną piękną duszą, ale że jakoś niewygodnie mi się siedziało, stwierdziłem, że muszę usiąść inaczej. Moja rozmówczyni skwitowała to stwierdzeniem, że rzeczywiście dla „starszych osób” taki sposób siedzenia może być niewygodny… No i był… (a nadmienię tylko, że wcale nie próbowałem pozycji „kwiatu lotosu” jeno zaledwie „usiadłem na nodze”).

A poza tym? No jakiś ruch w interesie… W minionym tygodniu otrzymałem zaproszenie do wygłoszenia kazań odpustowych w jednej z podpoznańskich parafii. Przy czym obserwuję pewne, coraz powszechniejsze zjawisko. Do wygłoszenia tychże kazań zaprosiła mnie… pewna sympatyczna młoda kobieta. Zapytałem ją czy jest tam proboszczem, ale zaprzeczyła. Okazało się, że działa z tak zwanego upoważnienia. W żadnym wypadku mi to nie przeszkadza (o ile jednak proboszcz też do mnie zadzwoni), niemniej nie pierwszy już raz tak się dzieje i to dla mnie dość odkrywcze. Taki nowy znak czasów. Interesujący…

No i myślę sobie dziś nad tym Panem Jezusem, który zdaje się nieco gasić radość uczniów z dzieł, których dokonali podczas wyprawy misyjnej. Ale po medytacji doszedłem do przekonania, że nic z tych rzeczy… Pan próbuje jedynie pokazać swoiste stopniowanie radości chroniąc uczniów przed „hipnozą darów”. To jest chyba częsta przypadłość człowieka – uznać że woda płynie z kranu, a nie ze źródła; dać się zahipnotyzować szumowi w rurach, który nie zmusza do namysłu nad tym skąd naprawdę bierze się woda. Dary to nie dawca. A aktywność apostolska to nie to samo, co imiona zapisane w niebie. Tam dopiero można upatrywać źródła prawdziwej radości. Szalonej, niewyobrażalnej, doskonałej radości. Według Jezusa to naprawdę ważne, żeby się nie pomylić…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz