niedziela, 14 października 2018

wszystko, albo nic...


Photo by Jordan Rowland on Unsplash
(Mk 10, 17-30)
Gdy Jezus wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, zaczął Go pytać: "Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?" Jezus mu rzekł: "Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę". On Mu odpowiedział: "Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości". Wtedy Jezus spojrzał na niego z miłością i rzekł mu: "Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną". Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości. Wówczas Jezus spojrzał dookoła i rzekł do swoich uczniów: «Jak trudno tym, którzy mają dostatki, wejść do królestwa Bożego». Uczniowie przerazili się Jego słowami, lecz Jezus powtórnie im rzekł: "Dzieci, jakże trudno wejść do królestwa Bożego tym, którzy w dostatkach pokładają ufność. Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego". A oni tym bardziej się dziwili i mówili między sobą: "Któż więc może być zbawiony?" Jezus popatrzył na nich i rzekł: "U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe". Wtedy Piotr zaczął mówić do Niego: "Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą". Jezus odpowiedział: "Zaprawdę, powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci lub pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym".


Mili Moi…
Dziś miałem dzień Nowego Jorku… Tak, tak… Miewam dni tęsknoty. Czasem jest ona bardzo gwałtowna. Wówczas ruszam w ulubione miejsca. Mijam bardzo różnych ludzi. Słyszę wycie syren. Chłonę gwar i ruch wielkiego miasta. Modlę się tą tęsknotą – oddaję ją Bogu, bo nic innego z nią zrobić nie umiem. Ani jej zaspokoić, ani jej z serca wyrzucić. Po prostu jest i pewnie jeszcze długo będzie. A może już zawsze…

Ale kiedy już skończyłem przechadzać się po NY, to wybrałem się do Moraska. W gościnnym domu sióstr Misjonarek dla Polonii Zagranicznej przeżywaliśmy dziś spotkanie porekolekcyjne z grupą Spotkań Małżeńskich. Eucharystia, ważny temat, dzielenie, dużo radości z bycia wśród ludzi, którzy szukają, budują, troszczą się o swoją relację małżeńską. Piękne otoczenie, cudowna pogoda i miłe spotkanie z s. Teresą, która również przez chwile pracowała w USA. To była naprawdę dobra niedziela…

A Slowo? Święty Maksymilian wielokrotnie powtarzał swoim braciom króciutką maksymę – raz się żyje, nie dwa razy… Wyrażał w ten sposób potrzebę głębokiego namysłu, uruchomienia najgłębszych pokładów mądrości, żeby to życie przeżyć jak najlepiej, najpełniej i właściwie.

Oczywiście sposób przeżywania życia zależy od najbardziej fundamentalnych założeń, od sposobu rozumienia rzeczywistości. Bo przecież zupełnie inaczej przeżywają życie skrajni materialiści, którzy uważają, że wszystko kończy się z ich ostatnim tchnieniem, a zupełnie inaczej ludzie przekonani, że nad wszystkim czuwa Bóg, a ich życie zmienia się, ale się nie kończy…

Czyżby? Czy możemy dziś być tego pewni i czy my sami, jako ludzie wierzący, obecni dziś w kościele, możemy o sobie powiedzieć, że nie marnujemy naszego życia, że przeżywamy je mądrze realizując Boży plan?

Czy my w ogóle wierzymy, że On ma plan na nasze życie? A że tak jest, słyszymy niejednokrotnie w Piśmie – Bóg mówi do Jeremiasza – zanim ukształtowałem Cię w łonie matki, znałem Cię, zanim… A Paweł do Efezjan – wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani…

Jeśli więc ma plan, który zrodził się w Jego głowie przed założeniem świata, to możemy śmiało przyjąć, że ów plan nie dotyczy tylko naszej teraźniejszości, ale rozciąga się na wieczność. Po zakończeniu naszego życia tu, nastąpi kolejna odsłona, również zaplanowana przez Boga.

Ten plan jest święty, dobry, pełen miłości – bo taki jest nasz Bóg – trudno więc sądzić, że chodzi Mu o nasze uciemiężenie. Ale szczerze – kto z nas się tym planem interesuje, kto bada wolę Bożą, kto tego szuka – zarówno w obecnym życiu, jak i w odniesieniu do życia przyszłego? Nieliczni chyba…

Dawniej zaś było inaczej… Izraelici doskonale wyczuwali związek teraźniejszości z wiecznością – wiedzieli, że od ich teraz zależy przyszłość, doskonale zdawali sobie sprawę z wartości tego życia…

Dlatego młody człowiek, który stawiał Jezusowi pytanie – co mam robić, żebym osiągnął życie wieczne, w Izraelu nikogo nie dziwił. Nas może by zdziwił – może skłonni bylibyśmy powiedzieć – dzieciaku, nażyj się, wyszalej, wyszum – potem będziesz myślał o wieczności. Młodość jest okresem zabawy i przyjemności…

Tymczasem ów człowiek przychodzący do Jezusa nosi w sobie ważne pytania – wyraźnie jest dojrzały, a co więcej, reprezentuje nieczęsto do dziś spotykaną prawość i szlachetność.

Na jego pytanie bowiem Jezus ma jedną odpowiedź – zachowuj przykazania. One są gwarantem osiągnięcia wieczności – tak je obmyślił najlepszy Ojciec w niebie. Ale to młodemu nie wystarcza – on chce czegoś więcej, on ma gorącą głowę, ogromne pragnienia, szczerą wolę dania z siebie czegoś ponad to… (to też przywilej młodości).

I wówczas dzieje się rzecz niezwykła. Mk zaznacza, że Jezus spojrzał na niego z miłością. To jest szalenie ważne, bo to spojrzenie ma mu dodać sił do zmierzenia się z najtrudniejszą jak dotąd propozycją w jego życiu.

Pewnie wiele wariantów odpowiedzi zakładał sobie ów człowiek, ale czegoś takiego by nie wymyślił. Może liczył na to, że Jezus go pochwali i na tym się skończy, a może rzeczywiście przewidywał jakieś znacznie łatwiejsze zadania.

Tymczasem Jezus dotyka jego granic – chcesz więcej, to daj więcej. Stać cię na to, żeby nie tylko zostawić wszystko, co posiadasz, ale również wyzbyć się tego dla Królestwa? Szukasz prawdziwej mądrości, czy „woli Bożej” na twoich zasadach? Czego tak naprawdę chcesz?

I dzieje się rzecz straszna – od wielkiego entuzjazmu człowiek ów przechodzi do wielkiego smutku. Odczytał zaproszenie Jezusa jako zbyt wymagające.

Propozycja Pana jest w istocie bardzo konfrontacyjna – wszystko, albo nic. Ale czy to nie jest trzeźwiące dla nas? Dla nas, którzy obniżyliśmy poprzeczkę w sposób niewyobrażalny?

Taka propozycja Jezusa wielu z nas absolutnie nie mieści się w głowie. Powiedzmy sobie szczerze, że zachowanie wszystkich 10 przykazań graniczy dziś z absolutnym heroizmem, a chrześcijanie zamiast inwestować energię w zastanawianie się jak je jednak wypełnić w życiu, starają się raczej obmyślić milion pierwsze uzasadnienie dlaczego ich zachowanie jest niemożliwe…

Co nam się stało? W czym problem? No może właśnie w tym, że straciliśmy smak wieczności, że ona nas mało zajmuje, że nie widzimy wartości w jej planowaniu, oczekiwaniu na nią i przygotowywaniu się do niej.

A to chyba bezpośrednio wiąże się z materializmem, który skutecznie odziera nas z duchowości. Często sobie myślę, że jesteśmy budowniczymi systemu, w którym władza to nowy faraon, który nie zatrudnia pracowników, ale posiada niewolników.

Harowanie w niewoli pieniążka przerywane jest chwilami profesjonalnie zorganizowanej rozrywki, do której przecież każdy ma dziś niekwestionowane prawo. W takim układzie świata dla Boga robi się drastycznie mało miejsca. Podobnie jak niewiele go zostaje na świadome przezywanie życia.

Coraz częściej życie chrześcijan przypomina jazdę rozpędzonym pociągiem, którym, jak się okazuje nikt nie kieruje. I dopiero zderzenie ze ścianą czasami nas budzi, o ile nie giniemy z kretesem…

Co mam czynić, żeby osiągnąć życie wieczne? A Jezus mówi – odrzuć mamonę… Wszystko, albo nic… Czemu Pan tak krytycznie ustawia się wobec bogactw, a bogaczom wręcz zadaje się współczuć?

Ano nie sam pieniążek jest problemem, ile raczej jego zniewalająca moc. Człowiek nigdy nie potrafi powiedzieć sobie dość. A im więcej ma, tym częściej nabiera przekonania, że więcej może. A bywa, że wierzy w swoje możliwości tak bardzo, że daje się potędze pieniążka tak zwieść, że Bóg przestaje mu być do czegokolwiek potrzebny.

Ale wiemy dobrze, że pod ów pieniążek moglibyśmy postawić całkiem sporo różnych wartości, które same w sobie nie są złe, ale uwodzą ludzkie serce i w konsekwencji oddzielają od Boga – ograniczając człowieka.

Pewnie dlatego tak często nasza chrześcijańska modlitwa ogranicza się do kilku powierzchownych pacierzy – boimy się, że Bóg mógłby dotknąć naszych granic, że mógłby powiedzieć – oddaj mi to – wyjdź z toksycznej relacji, przestań seksem zapełniać pustki swojego serca, nie zajadaj problemów, nie kupuj nowych ciuchów na smutki, nie umieraj z niepokoju jak spłacisz kolejną ratę kredytu – pozwól mi działać…

I może właśnie dlatego, że nie gadamy z Nim o rzeczach ważnych jest tak wielu smutnych ludzi – i my sami mamy w sobie tyle smutku, rozgoryczenia, rozczarowania tym światem.

Może właśnie stąd wynika zewsząd otaczająca nas agresja i mądre przysłowia w stylu – człowiek człowiekowi wilkiem.

A Jezus nieodmiennie swoje – zostaw, odrzuć, wyzwól się i chodź za mną – Zaufaj pamiętając, że raz się żyje, nie dwa razy. A życie wieczne zależy od życia doczesnego – i od twoich codziennych wyborów… Wszystko, albo nic…

1 komentarz:

  1. Pozdrawiaja parafianie z MD... zaraz zaraz nie juz teraz z CT.
    Bedziemy tu kontynuowac ojca dzielo spotkania malzenskie.
    Madrze napisane wszystko, albo nic

    OdpowiedzUsuń