niedziela, 7 października 2018

właściwa pomoc...


Photo by Brooke Winters on Unsplash
(Rdz 2, 18-24)
Pan Bóg rzekł: Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam; uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc". Ulepiwszy z gleby wszelkie zwierzęta lądowe i wszelkie ptaki podniebne, Pan Bóg przyprowadził je do mężczyzny, aby przekonać się, jak on je nazwie. Każde jednak zwierzę, które określił mężczyzna, otrzymało nazwę „istota żywa”. I tak mężczyzna dał nazwy wszelkiemu bydłu, ptakom podniebnym i wszelkiemu zwierzęciu dzikiemu, ale nie znalazła się pomoc odpowiednia dla mężczyzny. Wtedy to Pan sprawił, że mężczyzna pogrążył się w głębokim śnie, i gdy spał, wyjął jedno z jego żeber, a miejsce to zapełnił ciałem. Po czym Pan Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny, zbudował niewiastę. A gdy ją przyprowadził do mężczyzny, mężczyzna powiedział: "Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta". Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem.

Mili Moi…
Jak to możliwe, że wśród tylu istot żywych nie znalazła się pomoc dla mężczyzny? Nie mógł Pan przeszkolić wiewiórki, żeby coś przeszyła, żyrafy, żeby ugotowała, czy niedźwiedzicy, żeby przeprała? Chyba jednak nie o taką pomoc chodzi – nie służącej potrzebował człowiek. A zatem kogo?

Zauważcie, że Bóg stwarzając świat, widział, że wszystko, co stworzył było dobre. Nie miał żadnych zastrzeżeń do swojego dzieła. Co więcej samo dzieło również nie zgłaszało żadnych zastrzeżeń. Być może dlatego, że wcześniej stwarzał hurtowo - ziemia zaroiła się od istot żywych. Żywych stworzeń było bardzo wiele. Tymczasem człowiek był sam...

To musiało bardzo człowiekowi doskwierać. Być może nie pozwalało mu cieszyć się tym całym pięknym światem. Niszczyło go to jakoś i było to tak widoczne, że Bóg postanowił dokonać pewnej korekty. Dostrzegł, że ta sytuacja nie jest zdrowa, właściwa - nie jest dobrze, by mężczyzna był sam...

To jest pierwszy problem, z którym człowiek w raju w sposób świadomy, czy mniej świadomy musi się zmierzyć. Samotność. Ona nie pozwala się rozwijać w pełni człowieczeństwu.

Samotność jest destrukcyjna, niszcząca. Od rajskiego obrazu Adama począwszy, poprzez wiele innych, bliższych przykładów, moglibyśmy mnożyć historię na potwierdzenie tego. To jest jeden z podstawowych ludzkich lęków i jego źródło datuje się na początki ludzkości.

Co ciekawe nawet obecność Boga nie pozwala człowiekowi uporać się z samotnością. Ona pozostaje jakąś raną w jego sercu, której Bóg postanawia zaradzić.

Pogrąża więc człowieka w głębokim śnie. To jest bardzo piękny obraz. Sen w języku biblijnym wyraża cały ogrom ludzkiej bezradności, nieumiejętności, nieświadomości, braku. To jest prawdziwy obraz samotnego mężczyzny - jego człowieczeństwo więdnie, jest zupełnie bezradny życiowo. Ewa, kobieta zostaje więc stworzona z męskiej bezradności, z męskiej słabości, z osamotnienia. Ona ma się stać lekarstwem.

Bóg czyni ją z męskiego żebra. Powstało w historii pytanie - dlaczego autor biblijny w ten sposób umiejscawia ten twórczy akt? Tłumaczenia oczywiście różne - czasem nieco ironiczne, jak choćby to - „Jehoszua z Siknin powiedział w imieniu rabiego Lewiego: Kiedy Wiekuisty miał stworzyć Chawę, powiedział: »Nie stworzę jej z głowy mężczyzny, bo miałaby zuchwale podniesioną głowę. Nie stworzę jej z oka, bo spoglądałaby lubieżnie. Nie stworzę jej z ucha, boby podsłuchiwała. Nie stworzę jej z szyi, bo byłaby wyniosła. Nie stworzę jej z ust, bo rozsiewałaby plotki. Nie z serca, bo trawiłaby ją zawiść. Nie z ręki, bo byłaby wścibska. Nie ze stopy, bo byłaby latawicą. Stworzę ją z czystego kawałka ciała«. I stworzył ją wyjąwszy z miejsca najbliżej męskiego serca".

Adam rozpoznał w kobiecie część samego siebie. Zobaczył, że jest ona całkowicie różna od tego, co do tej pory proponował mu Stwórca. I wybrał ją i ucieszył się nią. I nazwał ją Ewa - matka wszystkich żyjących.

Adam przeżywa swoisty zachwyt daną mu przez Boga towarzyszką – podkreśla to Pismo przez małe słówko „ta” – ta jest kością z mojej kości, ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta.

Adam istnieje w świecie rzeczy – czyni sobie ziemię poddaną, nazywa zwierzęta. Dopiero pojawienie się Ewy sprawia, że wchodzi w świat relacji, zyskuje jakiś ludzki punkt odniesienia, swoiste lustro, w którym może się przeglądać.

Zwykliśmy mówić, że Ewa staje się darem dla Adama, ale tak naprawdę on również jest darem dla niej. Oboje są stworzeni na obraz i podobieństwo Boga i oboje są jakby połowiczni.

Ich połowiczność objawia konieczność tego drugiego, jako mojego uzupełnienia i (co jest dobrą nowiną) – komplementarność, czyli fakt, że ja mogę w tym drugim znaleźć to, czego mi brakuje.

Zauważcie też, że Ewa jest określana hebrajskim zwrotem ezer kenegdo - odpowiednia dla niego pomoc. To jest bardzo ważne. Ezer bywa tłumaczone jako "wsparcie u jego boku".

To słowo ponad dwadzieścia razy użyte jest w ST i zawsze odnosi się do Boga wspierającego człowieka, Dlatego słowo to odniesione do Ewy mówi nam coś bardzo ważnego o nim samym. Kobieta jest dana mężczyźnie jako ezer kenegdo.

Co więcej, większość tych sytuacji, w których używa się tego określenia w Biblii dotyczy sytuacji życia i śmierci. Bóg staje obok człowieka po to, aby go ocalić, aby ocalić jego życie.

Tak cennym darem może się stać kobieta dla mężczyzny, tym bardziej, że dał Pan Bóg kobietom zdolność oddziaływania na mężczyzn, docierania do nich w szczególny sposób, niedostępny pomiędzy mężczyznami.

Kiedy się więc patrzy na to z jaką pieczołowitością Bóg kreuje mężczyznę i kobietę, staje się znacznie bardziej jasnym jego plan objawiony w małżeństwie. Jeśli dwoje stanowi wzajemne dopełnienie, to dwoje wystarczy i tylko dwoje tworzy pełnię.

Ich zjednoczenie w Bożym planie ma być nierozerwalne właśnie po to, żeby mogli osiągnąć pełnię człowieczeństwa w harmonijnym, dozgonnym związku, który kończy się śmiercią jednego z małżonków.

Poza ich wzajemnym uświęcaniem taki układ gwarantuje również poczucie bezpieczeństwa tak ważne dla przekazywania życia, stabilność i oparcie dla dzieci.

Ale to dzieło jest wymagające, nie ma wątpliwości, dlatego też człowiek na jakimś etapie dziejów uznał, że potrzebuje furtki, że musi być jakieś wyjście z sytuacji, które przecież bywają mocno skomplikowane.

I pojawia się w Izraelu rozwód, który był instytucją krzywdzącą nade wszystko dla kobiet – wszak tylko mężczyzna mógł się rozwieść – jeśli, jak mówiło prawo, znalazł coś obrzydliwego w swojej żonie.

Od tamtego czasu jednak cywilizacja postąpiła naprzód – sytuacji skomplikowanych nadal nie brakuje, ale my już tacy kulturalni – dbamy zarówno o interesy męża jak i żony. Oboje są ważni… Niektórzy nawet troszczą się o dobro dzieci…

Około 44% małżeństw w mieście kończy się rozwodem. Na wsi – 22% To często, a właściwie zawsze prawdziwy dramat, którego małżonkowie czasem sobie nie uświadamiają w pełni. Poważna rana zadana owemu wzajemnemu rozwojowi człowieczeństwa, które zamierzył dla nich Bóg…

Próżno się łudzić, że gdzieś tam czeka szczęście – od siebie i swoich słabości człek nie ucieknie. Może warto zamiast nowej żony, czy nowego męża spróbować na nowo zaufać Bożemu planowi…

On nie bez przyczyny dziś stawia nam przed oczami dziecko jako wzór przyjęcia prawdy o Bożym Królestwie. Co więcej – zaleca przyjęcie takiej właśnie postawy. A właśnie u dzieci obserwujemy takie pokłady zaufania, które u dorosłych są rzadko spotykane.

Na jakimś etapie to, co mówi mama, czy tata jest święte (potem ten status zyskuje często pani w przedszkolu czy szkole), ale nie zmienia to faktu, że dzieci są ufne.

To pierwszy etap planu ratunkowego w sytuacji, gdy coś w tym Bożym planie na małżeństwo przestaje działać, gdy coś małżonkom nie wychodzi – zwrócić się ku Niemu z ufnością, bo On już wie, co należy czynić…

A po wtóre warto poszukać pomocy – najlepiej wśród tych, którzy jakoś sobie z tymi wyzwaniami radzą. Mamy w Kościele już całkiem sporo takich małżeńskich wspólnot. Jedną z nich są Spotkania Małżeńskie, grupa, z którą osobiście współpracuję – fantastyczni ludzie, którzy już zrozumieli jak ważny dla ich wspólnego życia jest małżeński dialog. Zakochali się na nowo już nie tylko w sobie nawzjaem, już nie tylko w Bogu, ale również w sakramentalności swojego małżeństwa, odnajdując w niej bezcenny dar. A dzieki temu sami stali sie darem dla świata i dla Kościoła. http://www.spotkaniamalzenskie.pl

Każde sakramentalne, zawarte wobec Boga małżeństwo jest do uratowania. Bo ta relacja to Jego plan. Każde kryzysujące małżeństwo można postawić na nogi. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego…

A jeśli nie żyjesz w małżeństwie, albo to ziemskie masz już za sobą, to troszcz się o te, które wokół ciebie – i nigdy nie doradzaj rozwodu – one nigdy nie były i nie będą Bożym planem… A, jak mawiała siostra Łucja z Fatimy – ostateczne starcie demona z Bogiem dokona się na poziomie małżeństwa i rodziny… Dziś więc jest ten czas, żeby każdy z nas, wierzących, zrobił co w jego mocy, żeby chronić i wspierać mężczyzn i kobiety zmagających się o świętość swoich małżeństw.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz