piątek, 17 lipca 2015

ciężko???


zdj:flickr/Martin Fisch/Lic CC
(Mt 11,28-30)
Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie.

Mili Moi...
Dziś od rana zakupy. Ale specyficzne. Meblowe. Internetowe. Wszystko przez to, że wysłałem z Polski pięć worków książek i gdzieś je będę musiał umieścić, kiedy już dojdą. A że moje warunki mieszkaniowe nie są szczególnie ekstrawaganckie, a dotychczasowa zbieranina półek zdążyła się zapełnić, postanowiłem zakupić jakieś elementy meblowe. Naszukałem się, ale coś tam w końcu udało się wypatrzeć. Mam nadzieję, że zdążą przed książkami.

Potem uroczy lunch w towarzystwie naszych parafialnych seniorów. Dużo doświadczeń - dobrych i tych mniej dobrych. Pięćdziesiąt lat na emigracji. Chętni do opowieści. Prawdziwe kopalnie wiedzy, takiej prostej, z doświadczenia życiowego płynącej. Wystarczy się wsłuchać, milczeć i chłonąć. Dobry czas, dobre rozmowy, dobra... cukinia nadziewana mięsem :)

A pod wieczór kijaszki. Wracam powoli do mojego rytmu. A nad morzem sporo ludzi, bo dziś ciepło, ale nie wilgotno, więc całkiem przyjemnie. Zauważyłem, że było mnóstwo dzieci - pełnych radości, bawiących się... Ale tylko kilkoro z nich było białych. Tutaj na każdym kroku widać nadchodzący schyłek cywilizacji zachodniej. Czy ta, która ją zastąpi, będzie lepsza? Codzienne obserwacje nie pozwalają żywić takich nadziei...

A wczoraj przechadzałem się w tym samym miejscu, nad morzem, tylko nie w obuwiu sportowym, ale w habicie. Podchodzili ludzie, jak zwykle pytając kim jestem. Kiedy dowiadywali się, że katolickim księdzem, z dumą podkreślali, że oni też są katolikami (!). Jedno młode dziewczę dowiedziawszy się juz kim jestem, zakrzyknęło, że chodzi do szkoły katolickiej... Zapytałem więc, czy słyszała o świętym Franciszku. Zdumienie malujące się na jej obliczu wystarczyło za całą odpowiedź... Ewidentnie chodzi do szkoły... Może na naukę nie ma już czasu... Tyle do zrobienia... A takie małe środki... Jeśli Jezus nie pomoże, to wszystko nas przerasta...

A On obiecuje dziś. I ja Mu wierzę. Prosta instrukcja. Zamień się ze mną. Ponieś to, czego nie znasz, co jest moje. A ja zajmę się Twoimi ciężarami. Ale to trochę ryzykowne Panie Jezu. Czy nie lepiej trwać przy swoich znanych ciężarach? I niezmiennie upadając, czołgać się jakoś do przodu... Uwierzyć obietnicy... To jest możliwe tylko przy odrobinie nadziei. Dlatego pewnie tak trudna była misja Mojżesza, o której dziś też słyszymy. Miał iść do Izraelitów i przekonać ich, że Bóg ma plan... A nadzieja, zdaje się, nie była wówczas ich mocną stroną... Bez nadziei trudno uwierzyć obietnicy...

Znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Ale jak to opowiedzieć tym dumnym z własnego katolicyzmu, a tkwiącym w beznadziei?

Uczcie się ode mnie... I niech tak będzie Panie...

2 komentarze:

  1. Szczęść Boże!
    Szkoda, że ojcze Michale tak daleko wyjechałeś, bo gdyby bliżej to mebelki miałbyś zrobione eleganckie. Cieszę się niezmiernie, że wróciłeś do regularnego pisania na blogu. Gorąco pozdrawiam Tomek.
    Pokój i dobro

    OdpowiedzUsuń
  2. Tomek... Pokój Tobie... może jeszcze kiedyś uda się i te mebelki zbudować... na razie pozdrawiam z dalekiego kraju :)

    OdpowiedzUsuń