zdj:flickr/Zoriah/Lic CC
Mili Moi...
No przeraźliwie nudne te dni ostatnio u mnie. Nie bardzo jest o czym pisać. Choć dziś zaznałem rozrywki niemałej. Spędziłem cztery godziny z żelazkiem w ręku oglądając pouczające programy w telewizji. Jeden był szczególnie interesujący - o diabłach tasmańskich żyjących na jednej z australijskich wysp. No szał... Ale wszystko jest lepsze od asocjacji i bisocjacji w procesie przygotowywania homilii, czy od wybitnych kaznodziejów polskich XX wieku... Matko... kto wymyślił taki egzamin... Chyba naprawdę zacznę jeść truskawki i przestanę sie przejmować... Mój przełożony, który nota bene pojutrze ma swoje kolokwium habilitacyjne i również przeżywa swój stres, mawia - nie martwcie się, Duch was wszystkiego nauczy... Ale może lepiej nie wystawiać Go na próbę... Ufać, ale nie wystawiać na próbę... A zatem w domu atmosfera mocno naukowa :)
A dziś Pan mi przypomniał poprzez Słowo jak ważne jest ubóstwo w procesie głoszenia Ewangelii. Ono daje tak nieprawdopodobną wolność, ponieważ pozwala odwrócić uwagę od siebie, a skupić ją na Słowie i na słuchaczach. Tu chodzi o same fundamenty, założenia... Jeśli zakładam, że niewiele mi potrzeba, to nie staram się o nic ponad to, co konieczne. A wówczas mam czas. Mnóstwo czasu na zajmowanie się ewangelizacją. Apostołowie nie mieli tysięcy książek, nie posiadali komputerów, telefonów komórkowych, ba, nie mieli nawet kija podróżnego, ani dwóch sukien. A wrócili z wyprawy misyjnej niesłychanie szczęśliwi, opowiadając jeden przez drugiego, co wydarzyło im się w drodze... Mieli czas to przeżyć, mieli wolne serce. Niczego nie musieli pilnować, niczego pomnażać, o nic nadmiernie się troszczyć...
To takie trudne... Ale przecież nie niemożliwe. Nawyki. Przywykliśmy jako ewangelizatorzy, że "zapłata" którą otrzymujemy, znacznie przekracza trud i wysiłek, który ponosimy. Ale przecież to dla szczytnych celów, na życie, jako godziwe źródło utrzymania... A gdyby tak inaczej... Gdyby nie brać żadnych pieniędzy... Ale przecież są już tacy ewangeliczni głosiciele (skądinąd wywodzący sie z franciszkańskich zakonów) i są postrzegani jako grupa oszołomów, którym nie do końca wiadomo o co chodzi... Patrzy się na nich z wielką nieufnością. Wariaci? Reformatorzy? Wichrzyciele? Dokładnie tak, jak na Franciszka i jego pierwszych braci...
Nie widzieć ludzi jako chodzące banknoty. To juz jest wielki sukces. Nie rozmyślać podczas trwania rekolekcji jaki będzie ich efekt finansowy - nawet jeśli w domu czekają niezapłacone rachunki... Jakie to proste i nie - proste zarazem... Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie. Nie masz nic i nie potrzebujesz niczego. Jesteś wolny po to, żeby Bóg mógł z tobą zrobić wszystko, co zechce. Możesz działać sprawniej...
Mając zaś tysiąc książek, biurko, szafę, lampę, fotel, drugą lampę, trzy habity, kwiat w doniczce, trzecią lampę (choroba, po co mi trzy lampy?) :) zastanawiasz się, gdzie też ten Pan Bóg mógłby cię posłać, żebyś się z całym tym dobytkiem zmieścił. Musisz zorganizować mnóstwo kartonów, nająć kogoś z dużym samochodem, wszystko przewieźć. Potem spędzić tydzień na rozkładaniu tego na półki, których jest za każdym razem za mało. Kiedy skończysz, jesteś zbyt zmęczony, żeby głosić. Poczytałbyś... Ale przecież to na półkach to za mało. Kupujesz. Dostawiasz. Kwiaty. Książki. Lampy. Fotele. Jesteś zajęty sobą. Przeżywaniem siebie. Bo jak zmęczysz się czytaniem, to szukasz rozrywki. Basen. Sauna. Jogging. Kino. Nie masz czasu przeżywać Słowa. Nie masz czasu dla człowieka. To intruz. Bo zabiera coś cennego. Zapominasz nawet o tym, że kiedyś to był chodzący banknot. Człowiek, dla którego nie masz już nic... Nawet szacunku.
Dosyć! Wystarczy! Nie uzdrowisz, nie wskrzesisz, nie oczyścisz, nie uwolnisz, jeśli nie będziesz miał pustych rąk i wolnego serca... A twoje głoszenie o zbliżającym się Królestwie będzie tak samo niewiarygodne jak ty i twoje życie... Klęska. Chyba że... Przeczytaj jeszcze raz Mt 10, 7-13. I nawróć się...
PS. Pisałem wczoraj o kapłanach świadkach, których potrzebuję. Dziś kolejny zasmucający fakt z kapłanem związany. Wobec wypowiedzi byłego rektora KUL na temat związany z życiem najbardziej bezbronnych, bo nienarodzonych, odczuwam głęboką potrzebę, żeby wyrazić jak bardzo się z tymi słowami nie zgadzam. Jestem w najwyższej mierze zawstydzony, zażenowany i zasmucony, że podobne słowa mogły paść z ust kapłana i profesora uczelni, na której studiuję. Proszę ludzi dobrej woli o modlitwę za nas kapłanów, abyśmy byli wiarygodnymi świadkami Ewangelii i Prawdy Jezusa Chrystusa...
No przeraźliwie nudne te dni ostatnio u mnie. Nie bardzo jest o czym pisać. Choć dziś zaznałem rozrywki niemałej. Spędziłem cztery godziny z żelazkiem w ręku oglądając pouczające programy w telewizji. Jeden był szczególnie interesujący - o diabłach tasmańskich żyjących na jednej z australijskich wysp. No szał... Ale wszystko jest lepsze od asocjacji i bisocjacji w procesie przygotowywania homilii, czy od wybitnych kaznodziejów polskich XX wieku... Matko... kto wymyślił taki egzamin... Chyba naprawdę zacznę jeść truskawki i przestanę sie przejmować... Mój przełożony, który nota bene pojutrze ma swoje kolokwium habilitacyjne i również przeżywa swój stres, mawia - nie martwcie się, Duch was wszystkiego nauczy... Ale może lepiej nie wystawiać Go na próbę... Ufać, ale nie wystawiać na próbę... A zatem w domu atmosfera mocno naukowa :)
A dziś Pan mi przypomniał poprzez Słowo jak ważne jest ubóstwo w procesie głoszenia Ewangelii. Ono daje tak nieprawdopodobną wolność, ponieważ pozwala odwrócić uwagę od siebie, a skupić ją na Słowie i na słuchaczach. Tu chodzi o same fundamenty, założenia... Jeśli zakładam, że niewiele mi potrzeba, to nie staram się o nic ponad to, co konieczne. A wówczas mam czas. Mnóstwo czasu na zajmowanie się ewangelizacją. Apostołowie nie mieli tysięcy książek, nie posiadali komputerów, telefonów komórkowych, ba, nie mieli nawet kija podróżnego, ani dwóch sukien. A wrócili z wyprawy misyjnej niesłychanie szczęśliwi, opowiadając jeden przez drugiego, co wydarzyło im się w drodze... Mieli czas to przeżyć, mieli wolne serce. Niczego nie musieli pilnować, niczego pomnażać, o nic nadmiernie się troszczyć...
To takie trudne... Ale przecież nie niemożliwe. Nawyki. Przywykliśmy jako ewangelizatorzy, że "zapłata" którą otrzymujemy, znacznie przekracza trud i wysiłek, który ponosimy. Ale przecież to dla szczytnych celów, na życie, jako godziwe źródło utrzymania... A gdyby tak inaczej... Gdyby nie brać żadnych pieniędzy... Ale przecież są już tacy ewangeliczni głosiciele (skądinąd wywodzący sie z franciszkańskich zakonów) i są postrzegani jako grupa oszołomów, którym nie do końca wiadomo o co chodzi... Patrzy się na nich z wielką nieufnością. Wariaci? Reformatorzy? Wichrzyciele? Dokładnie tak, jak na Franciszka i jego pierwszych braci...
Nie widzieć ludzi jako chodzące banknoty. To juz jest wielki sukces. Nie rozmyślać podczas trwania rekolekcji jaki będzie ich efekt finansowy - nawet jeśli w domu czekają niezapłacone rachunki... Jakie to proste i nie - proste zarazem... Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie. Nie masz nic i nie potrzebujesz niczego. Jesteś wolny po to, żeby Bóg mógł z tobą zrobić wszystko, co zechce. Możesz działać sprawniej...
Mając zaś tysiąc książek, biurko, szafę, lampę, fotel, drugą lampę, trzy habity, kwiat w doniczce, trzecią lampę (choroba, po co mi trzy lampy?) :) zastanawiasz się, gdzie też ten Pan Bóg mógłby cię posłać, żebyś się z całym tym dobytkiem zmieścił. Musisz zorganizować mnóstwo kartonów, nająć kogoś z dużym samochodem, wszystko przewieźć. Potem spędzić tydzień na rozkładaniu tego na półki, których jest za każdym razem za mało. Kiedy skończysz, jesteś zbyt zmęczony, żeby głosić. Poczytałbyś... Ale przecież to na półkach to za mało. Kupujesz. Dostawiasz. Kwiaty. Książki. Lampy. Fotele. Jesteś zajęty sobą. Przeżywaniem siebie. Bo jak zmęczysz się czytaniem, to szukasz rozrywki. Basen. Sauna. Jogging. Kino. Nie masz czasu przeżywać Słowa. Nie masz czasu dla człowieka. To intruz. Bo zabiera coś cennego. Zapominasz nawet o tym, że kiedyś to był chodzący banknot. Człowiek, dla którego nie masz już nic... Nawet szacunku.
Dosyć! Wystarczy! Nie uzdrowisz, nie wskrzesisz, nie oczyścisz, nie uwolnisz, jeśli nie będziesz miał pustych rąk i wolnego serca... A twoje głoszenie o zbliżającym się Królestwie będzie tak samo niewiarygodne jak ty i twoje życie... Klęska. Chyba że... Przeczytaj jeszcze raz Mt 10, 7-13. I nawróć się...
PS. Pisałem wczoraj o kapłanach świadkach, których potrzebuję. Dziś kolejny zasmucający fakt z kapłanem związany. Wobec wypowiedzi byłego rektora KUL na temat związany z życiem najbardziej bezbronnych, bo nienarodzonych, odczuwam głęboką potrzebę, żeby wyrazić jak bardzo się z tymi słowami nie zgadzam. Jestem w najwyższej mierze zawstydzony, zażenowany i zasmucony, że podobne słowa mogły paść z ust kapłana i profesora uczelni, na której studiuję. Proszę ludzi dobrej woli o modlitwę za nas kapłanów, abyśmy byli wiarygodnymi świadkami Ewangelii i Prawdy Jezusa Chrystusa...
Głosi Ojciec rekolekcje dla sióstr zakonnych i innych osób, a czy głosił kiedyś Ojciec rekolekcje dla kapłanów? Paweł
OdpowiedzUsuńP.S
Czy mógłby mi ktoś wyjaśnić co zrobić aby się móc podpisać normalnie, a nie słowem "Anonimowy" Dziękuję za pomoc w tej sprawie.
nie wiem czy pomogę, ale można np. skorzystać z konta Gooogle, wystarczy się tylko logować za jego pomocą. Wydaje mi się, że WordPress działa podobnie, mechanizmy pozostałych opcji z listy są mi mniej znane. Pozdrawiam :)
Usuńtak, masz rację, jest takie pole wyboru [Komentarz jako:] i wybrać coś z używanych przez Ciebie, np. F albo Gmail.. pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńDziękuję za Waszą pomoc, muszę dokładniej się zorientować o co w tym chodzi, i wtedy może coś z tego będzie. Jako ze jestem analfabetą komputerowo-internetowym nie do końca to wszystko rozumiem. Próbowałem z tym kontem, ale ...
Usuń