wtorek, 10 czerwca 2014

szukam...


zdj:flickr/AloneAlbatross/Lic CC
Mili Moi...
Nie wiem ile dziś był stopni, ale na wychodzenie żadnej ochoty. Niestety na naukę również. Ale czytam i czytam i... co wyczytuję? Na przykład takie mądrości (może mi kto wyjaśni) :) - Nowy Testament wskazuje, że posługa słowa Bożego, dzięki działaniu Ducha Świętego, jest epifanią samego Chrystusa, jest uwidocznieniem prawdy (2 Kor 4,2), jest Ewangelią chwały Chrystusa (2 Kor 4,4). W ten sposób przepowiadanie staje się sakramentalnym obszarem, w którym dokonuje się przyjście Chrystusa i anamneza Paruzji. Homilia nabiera w ten sposób wymiaru eschatologicznego.

Nie wiem jak będziemy zdawać ten egzamin... Są koledzy, którzy wpadają w delikatną panikę zdając sobie powoli sprawę, że jest to nie do ogarnięcia, a są i tacy, którzy spokojnie jedzą truskawki :) Ja jeszcze nie zdecydowałem, do której grupy dołączyć :)

Zdecydowałem natomiast, jak co dnia, wstać rano, aby spotkać się ze Słowem. Sól i światło. To, co mnie urzeka, to prostota tych rzeczy i ich "niewidzialne" oddziaływanie. To znaczy - właściwie każdy (niemal) z nich korzysta, ale nikt się nad nimi nie skupia, nie zastanawia, nie przygląda z uwagą. Nigdy, po włączeniu światła w pokoju nie zaświtała mi myśl - jakaż to wspaniała wiązka fotonów dotarła właśnie do mego oka... Nigdy nie rozważałem nad talerzem zupy - jakież to szlachetne kryształki znalazły się w mojej solniczce... A może z Wieliczki...

I ta zwyczajność znakomicie wiąże się ze świadectwem chrześcijańskiego życia. Ono powinno oddziaływać niczym sól, albo światło. Cieszyć oko, nadawać smak, ułatwiać odnalezienie celu, nadawać świeżość. I myślę sobie, kiedy ja sam taką naturalność w świadectwie osiągnę? Tymczasem bowiem wciąż musze się nad nim skupiać, wysilać, o nim pamiętać. Choć jedno dawne marzenie udaje mi się realizować... Marzyło mi się niegdyś (w ramach świadectwa, ale i własnej tożsamości), żeby najnaturalniejszą rzeczą pod słońcem było dla mnie... założenie habitu o poranku. I to rzeczywiście jest jedna z pierwszych czynności dnia. Taka moja "sól" dla tego świata, takie moje delikatne "światło". Dla mnie samego to wciąż wiele znaczy i wiem, że są tacy, dla których również ma to znaczenie - zakonnik w habicie...

Ale przecież tak wiele innych płaszczyzn życia domaga się jeszcze nawrócenia. Wiem, wiem... Powoli, cierpliwie... Zawsze z tym miałem problem... Kiedy modlono się nade mną w 1998 roku na zakończenie Rekolekcji Ewangelizacyjnych, które przeżywałem, jedno z proroctw głosiło - ja cię poprowadzę, proszę cię o cierpliwość i wytrwałość. I ciągle tej cierpliwości mojemu Panu nie umiem dać. Chciałbym wszystko i najlepiej od razu. A w nawróceniu tak nie ma. Nic nie da się przyspieszyć, jeśli owoce mają być trwałe... A ja przecież chcę, żeby były trwałe, żeby ludzie je widzieli i oddawali chwałę Bogu - tak jak mówi dziś Pan...

Ale zdałem sobie też dziś sprawę jak bardzo ja sam świadectwa innych potrzebuję. Zwłaszcza świadectwa kapłanów. Jestem prawdziwie głodny świadectwa kapłanów. Dlaczego o nich wspominam? Bo cudownych świeckich braci i siostry Pan Bóg mi dał - w przeobfitości. Świadczą wobec mnie bardzo, ale to bardzo wyraźnie... A o kapłanów - świadków w moim życiu wciąż się modlę. Kilku ich spotkałem - większość już odeszła do wieczności. A ja szukam... I trochę pusto na moim horyzoncie... Taka tęsknota serca się rodzi, kiedy czytam o soli i o świetle... Kapłańskiej soli i kapłańskiego światła pragnę...


1 komentarz:

  1. Truskawki zdecydowanie, będzie zdrowiej - mają podobno jakieś witaminy czy coś ;) a mądrości bardzo sympatyczne i chyba nie jest aż tak bardzo niezrozumiale jakby się wydawało...
    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń