czwartek, 19 czerwca 2014

bilet ku zmianom...



Mili Moi...
Dziś Boże Ciało... Piękny dzień. Piękny oczywiście ze względu na Pana, ale również dlatego, że spędziliśmy go w naszej domowej rodzinie. Otóż wybraliśmy się wspólnie na procesję do Zamościa, gdzie zasililiśmy grono naszych współbraci, którzy prowadzą tam parafię... A mnie się udało nawet posłużyć... Proboszcz, kiedy mnie zobaczył, natychmiast zawyrokował - zaśpiewasz Ewangelię przy naszym ołtarzu... Cóż było robić? Podjąłem to wyzwanie i tak sie w istocie stało. Dało mi to dużo radości, bo tam śpiewałem przede wszystkim dla Pana... Po procesji przeuroczy obiad w gronie sióstr klarysek w Sitańcu Pogaduchy. Kaweczka. I wycieczka do Zwierzyńca i Biłgoraja. Piękna pogoda, znakomite towarzystwo. Spacer. Przyroda. Czegóż chcieć więcej? Pan nas dziś naprawdę obdarował i przeżyliśmy piękny dzień...

Dla mnie osobiście był to również dzień przeproszenia za zniewagi i zaniedbania wobec Najświętszej Eucharystii, których dopuszczamy się my, kapłani... Ci wybrani, szczególnie umiłowani przez Jezusa, dopuszczeni do tak wielkiej bliskości. Ci, którzy powinni mieć głębszą świadomość, niż ktokolwiek inny. A tak często zawodzący Mistrza. Pełni obojętności zamiast żarliwej miłości. Zdominowani przez rutynę...

Oczywiście nie szukałem daleko... Bo to najłatwiej pomyśleć sobie o innych na rozmyślaniu. Opisać ich, podkreślić ich błędy i zamknąć zeszyt z zadowoloną miną i modlitwą dziękczynienia na ustach. Klasyczny faryzeusz dziękujący Bogu, że nie jest jako inni... Ale nie w tym rzecz... Pomyślałem raczej dziś o swoich eucharystycznych spotkaniach z Jezusem. Takie proste sprawy - przygotowanie do Eucharystii, dziękczynienie po niej... A moje skupienie - zwłaszcza, kiedy sprawuję Eucharystię sam. Czy jest ono tak samo pełne szacunku, jak wówczas, gdy sprawuję ją w pełnym kościele? A adoracja? Czy jest codziennie? Czy spędzam z Jezusem Eucharystycznym trochę czasu? A ile? Ile to jest w porównaniu do czasu spędzonego przed komputerem?

I z pewnością te pytania można mnożyć... Każdy z nas może sobie ułożyć własną listę. Ale nie chodzi tylko o to, żeby pytać. Trzeba jeszcze odpowiadać na pytania. Z moich odpowiedzi wynika, że jest kilka kwestii, które domagają się w moim życiu nawrócenia jeśli chodzi o Eucharystię. Z pewnym żalem dziś mówiłem Jezusowi, że tak mało rozumiem, że raczej mgliście przeczuwam, nić wiem, co tak naprawdę dokonuje się na ołtarzu. Boleje nad tym. Bo ta zasłona, która spoczywa przed moimi oczami, jest pewnie tak szczelna również dzięki moim brakom... Zobaczcie, jeśli nie interesuje nas pogłębianie świadomości tajemnicy ołtarza, to Bóg się z nią nie narzuca. On się z niczym nie narzuca... Wystarczy jednak odrobina zainteresowania. Jakieś dobre świadectwo. Jakaś głęboko napisana książka. Mądre kazanie. Czasem chwila obecności na adoracji. I pojawia się głód i tęsknota. A kiedy one się pojawiają, to dobrze, bo będą domagały się zaspokojenia... Najgorsza jest bierność. Takie przekonanie, że Pan mnie niczym nie zaskoczy, że to wszystko jest tak znane, że aż nudne. Wówczas fale łaski odbijają się od nas niczym od falochronu... I pewnie dlatego warto się wobec Jezusa Eucharystycznego nieustannie nawracać... Maleńkimi krokami... Naprawdę małymi... Bo On jest taki mały w tej białej Hostii. Wszechpotężny i mały...

Jak widzicie na załączonym obrazku, pojawił się w moim życiu bilet. Dotyczy dnia 5 września. Tego dnia po południu mam stanąć na amerykańskiej ziemi. Tego dnia coś nowego się zacznie... Powiedzcie Jezusowi o mnie... Przypomnijcie Mu proszę... Że tak trochę, po ludzku, tak odrobinkę, tyci, tyci, ale jednak, hmmm... jak by to powiedzieć? Może tak po prostu :) Troszkę się boję :) Duża zmiana... On wie, bo Mu ciągle o tym mówię... Ale jak jeszcze Wy Mu powiecie, to będzie wiedział "bardziej" :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz