wtorek, 11 marca 2014

skup się... ale nie na sobie :)


zdj:flickr/Lon&Queta/Lic CC
Mili Moi...
No i właściwie rekolekcje dla młodzieży w Słupsku powoli dobiegają końca. Muszę przyznać, że jestem pod dużym wrażeniem sympatycznej atmosfery. Frekwencja w miarę... A ci, którzy przychodzą z zasady umieją się zachować, co czyni głoszenie łatwiejszym i bardziej przyjemnym. Mam nadzieję, że i oni jakoś korzystają. Dziś tak sobie pomyślałem, że było by naprawdę miło, gdyby Pan pozwolił mi kiedyś zajrzeć do serc takiej uczniowskiej grupy. Tylko w dziedzinie aplikacji rekolekcyjnych treści, żeby zobaczyć co w nich zostaje, a co przepływa... Może jednak lepiej, że się tego nie widzi... To pozwala zachować nadzieję :)

Moja młodzież, ta z wcześniejszych rekolekcji też mi właściwie każdego dnia towarzyszy. Ileż mam radości z tych spotkań. Siedzimy, rozmawiamy. O ważnych rzeczach. I to też mnie jakoś uskrzydla, że jest tak wiele osób, które naprawdę czegoś chcą... I nawet wiedzą czego... Oni dodają sił w pracy z tymi, którzy jeszcze tego nie wiedzą...

No i uczę się asertywności... A to dla mnie niesłychanie trudna sprawa... Ale w te dni odmówiłem już dwóch dużych zajęć... Rekolekcje dla pewnych sióstr pod Warszawą i miesięczne zastępstwo w USA, gdzieś w Nevadzie... Musiałbym bardzo mocno zmieniać moje wakacyjne plany, a stwierdziłem, że chyba nie... Że trzeba się jakiegoś małego planu trzymać. Nie jestem jedyny i niezastąpiony... Jakie to odświeżające :)

A dzisiejsze Słowo jest o... odwróceniu uwagi. Od samego siebie. Najpierw znów dziecięctwo. Całkowite przylgnięcie do Ojca, zanurzenie w Nim wszystkich swoich spraw. I to bez wielkich słów, bez zbędnych słów. Tak po prostu, przez kontakt sercem. Nie wiem jak to jest mieć ojca. Mnie Pan Bóg dał tylko dawcę materiału genetycznego. Więc nie doświadczyłem tego, o czym chcę napisać. Ale widzę czasem w codzienności sceny, kiedy maluch siada ojcu na kolanach i w jednym przeciągłym "tatuuuuusiuuuu" zawiera wszystko, co chciałby powiedzieć... Nie musi mówić wiele... A ów ojciec, zwłaszcza wówczas, kiedy maluch stłucze sobie kolano, bierze go na ręce, idzie z nim do okna i próbuje go zająć innymi sprawami, opowiadając mu o widzianym świecie... To takie podobne do naszej relacji z Ojcem, któremu w jednym słowie można objawić całe swoje serce, i który z taką łatwością odwraca naszą uwagę od "stłuczonego kolana".

A potem brat... Drugi człowiek, ku któremu Ewangelia prowadzi. To często właśnie on podstawia mi nogę i to jego winą jest moje "stłuczone kolano". Ale kiedy patrzymy na dzieci, to ich konflikty kończą się szybko. Kilka chwil i są ze sobą pogodzone. Co innego dorośli. Nawet bliscy sobie. Potrafią nie odzywać się do siebie latami, powadzeni o jakiś drobiazg. Dzieci wybaczają szybko... Wielka lekcja...

Tylko raz Słowo dziś wspomina o moich potrzebach. Chleba naszego powszedniego... Czyli tego, co niezbędne nam udziel. Tego, co absolutnie konieczne nam daj. Sprawa abyśmy mieli siły... Do skupienia naszej uwagi... Ale na pewno nie na sobie :)

1 komentarz: