Jezus mówił do tłumów: "Gdy ujrzycie chmurę podnoszącą się na
zachodzie, zaraz mówicie: „Deszcz idzie”. I tak bywa. A gdy wiatr wieje z
południa, powiadacie: „Będzie upał”. I bywa. Obłudnicy, umiecie rozpoznawać
wygląd ziemi i nieba, a jakże obecnego czasu nie rozpoznajecie? I dlaczego sami
z siebie nie rozróżniacie tego, co jest słuszne? Gdy idziesz do urzędu ze swym
przeciwnikiem, staraj się w drodze dojść z nim do zgody, by cię nie pociągnął
do sędziego; a sędzia przekazałby cię dozorcy, dozorca zaś wtrąciłby cię do
więzienia. Powiadam ci, nie wyjdziesz stamtąd, póki nie oddasz ostatniego
pieniążka".
Mili Moi…
Cudowna nowina! Jesteśmy w stanie tak wiele rozpoznawać sami z siebie.
Innymi słowy, wyposażył nas Bóg w narzędzia, które pozwalają nam odczytywać
rzeczywistość w prawdzie, a co ważniejsze, rozumieć Jego wskazówki i poddawać
się Jego prowadzeniu. Teraz tylko te narzędzia w sobie odnaleźć i uruchomić. A
to trudne, bo dawno uznaliśmy je za niepotrzebny przeżytek. Cisza i namysł
zostały wyparte przez telewizor i internet – ktoś pomyśli za nas, ktoś zbuduje
nam fikcyjne światy. Dobrą lekturę, inspirujące słowo zastąpiliśmy czymkolwiek,
co ma w tytule „duchowy”, często słuchając czy czytając rzeczy, które raczej
zaciemniają ogląd rzeczywistości, człowiekowi przyznając siły i moce, których
nigdy nie będzie posiadał. Dzień skupienia i rekolekcje – na to przecież nie ma
czasu – może raczej grill i kabaretowy maraton na ekranie.
Oczywiście przejaskrawiam i wcale nie chcę być złośliwy. Raczej uświadamiam
dziś sam sobie, że my wszystko mamy i niczego nowego nie musimy wymyślać.
Obyśmy tylko chcieli korzystać z istniejących narzędzi, a szybko
przekonalibyśmy się o ich skuteczności w codziennym rozeznawaniu woli Bożej. On
nie chce jej przed nami ukryć, wręcz przeciwnie, On jest właśnie tym, który
najbardziej chce ją nam dać poznać. Ale przypomnijcie sobie młodego Samuela w
świątyni… To trochę jak posiadanie radia, które nie gwarantuje, że człowiek
cokolwiek przez nie usłyszy. Musi się nauczyć je obsługiwać. Z życiem duchowym
jest podobnie. Trzeba się nauczyć praw nim rządzących, a jak „kliknie”, to
nagle wiele rzeczy się rozjaśnia…
Wczoraj w Gdańsku przeżyłem Regionalny Dzień Formacji. To takie nasze,
franciszkańskie spotkanie w regionach, które ma służyć formacji permanentnej,
czyli stałej, do której każdy z nas jest w swoim życiu zobowiązany. Wczoraj
prowadził nas w tym dniu o. Andrzej z Krakowa, który na tle Przemówienia
Benedykta XVI do franciszkanów z 2009 roku snuł nam opowieść o Franciszku i
jego pogłębionym spojrzeniu na Kościół i świat. Mówił nam o kontemplacji, czyli
nie zatrzymywaniu wzroku na tym, co widzialne, przekraczaniu zewnętrznej powłoki,
docieraniu do istoty rzeczy. Mówił o poddaniu się Kościołowi i oczekiwaniom,
które dziś wobec naszego Zakonu ma, o prostocie i radości. Ale przede wszystkim
o pięknie Boga, którym Franciszek potrafił się zachwycić.
Przyznam szczerze, że chłonąłem jak gąbka. Zobaczyłem po raz kolejny jak
bardzo jestem spragniony słuchania o naszej duchowości, jak głodny jestem powrotu
do początku, do moich osobistych zachwytów Franciszkiem i jego drogą. Szerzej,
zobaczyłem znów, że moja wiara rodzi się i umacnia również dzięki słuchaniu.
Tak mało mam okazji, że cenie je sobie ogromnie, kiedy już się pojawią. Dwie
nauki, a ja przy każdej miałem pragnienie, żeby się nie kończyły, żeby trwały
jeszcze. Odkrywam takie chwile jako wielce życiodajne…
A samo przemówienie papieża Benedykta zamierzam rozważyć na swoim osobistym
dniu skupienia, który zaplanowałem za tydzień na Jasnej Górze. Będę w drodze na
rekolekcje do sióstr w Ząbkowicach Śląskich, więc spędzę dzionek w Domu Matki…
Gdybyście chcieli je przeczytać, to można to zrobić tu -
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz