piątek, 6 października 2023

po prostu "nie"


(Łk 10,13-16)
Jezus powiedział: „Biada tobie, Korozain! Biada tobie, Betsaido! Bo gdyby w Tyrze i Sydonie działy się cuda, które u was się dokonały, już dawno by się nawróciły, siedząc we włosiennicy i w popiele. Toteż Tyrowi i Sydonowi lżej będzie na sądzie niżeli wam. A ty, Kafarnaum, czy aż do nieba masz być wyniesione? Aż do Otchłani zejdziesz. Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał”.

 

Mili Moi…
Nie ma takiego prawa, które mogłoby zmusić człowieka do miłości. Albo sam dostrzeże wartość w ukochanym (przedmiocie miłości), albo na nic zdadzą się przepisy skłaniające go do tego. To chyba dlatego chrześcijanie dzielą się z zasady na tych, którzy stawiają sobie pytanie – co jeszcze mógłbym zrobić dla mojego Boga i na tych, którzy pytają – jakie minimum musze spełnić, żeby Pan Bóg się nie czepiał. I pewnie każdemu według jego pragnień…

Niemniej dziś Jezus raczej ze smutkiem mówi o tych wszystkich, którzy uporczywie odmawiają decyzji na miłość, mimo jasnych znaków, że Ten, z którym obcują jest jej wart. Patrzą, a nie widzą, słuchają, ale nie słyszą. Nie korzystają z szansy, która, gdyby ją postawić przed innymi, którzy jej nigdy nie mieli, zostałaby podjęta z większą gorliwością. Miewamy tak czasem chyba wszyscy, mówiąc po cichu do samych siebie, albo przynajmniej myśląc jeszcze ciszej – gdybym to wszystko, co zainwestowałem w tego czy innego człowieka (dziecko, przyjaciela, pracownika) ofiarował komuś innemu w innym kontekście, może zostałoby to lepiej przyjęte, wykorzystane, zrealizowane. Ale jest „tu i teraz” – nie ma „być może i gdyby”. I pewnie dlatego jest to tak bolesne. Dla Jezusa również. Każdy wybór ma swoje konsekwencje. Czasem są one nieodwracalne. Dlatego życie jest tak poważną sprawą, a nie grą, w której nieustannie można dopasowywać zasady do własnych oczekiwań. Kto to zrozumie, ten jest na prostej drodze do zbawienia.

Ostatnio myślę sobie o tej gotowości do zrozumienia, do usłyszenia… Miałem kazanie na Mszy pogrzebowej ojca mojej serdecznej przyjaciółki. Zacząłem od tego, że nie stoimy dziś wokół E. leżącego w trumnie, ale wraz z nim wokół Chrystusa. Potem do obecnych mówiłem o pladze „dobroludzizmu”, tej nowej religii, która wkrada się coraz śmielej do chrześcijańskich domów i zastępuje naśladowanie Chrystusa jakimś bliżej nieokreślonym poczuciem „bycia dobrym człowiekiem”. Od pogrzebu minęło kilka tygodni. Rodzina duża. Dyskusja wciąż trwa i wątek często wraca. Ze zdumieniem stwierdzam, że wielu nie wyszło poza to pierwsze zdanie – jak ten ksiądz mógł powiedzieć, że my nie wokół E. się gromadzimy? No jak on mógł tak powiedzieć? Inni zaś wywnioskowali, że skoro mówię o „dobroludzizmie” to znaczy, że zmarłego do „dobroludzistów” zakwalifikowałem. A to budzi zgrozę, bo mówić źle o zmarłym podczas jego pogrzebu, to przecież nieludzkie. Fascynująca jest ta konsekwencja w odwracaniu uwagi – byle samemu nie skonfrontować się z tym słowem, byle nie musieć przeprowadzić najprostszej refleksji nad swoim życiem w świetle Jezusowej Ewangelii, która nie opowiada o dobrym Jezusie, który przeszedł przez ziemię poklepując wszystkich po ramieniu i nie stawiając żadnych wymagań. Bo przecież najważniejsze, że człowiek do kościółka chodzi… Nie pozostaje nic innego jak głosić Jego Ewangelię – również tę dzisiejszą – biada tobie słuchaczu uparty, który jako dobry człowiek dla psa ze schroniska masz więcej czułości niż dla Pana wiszącego na krzyżu. Biada tobie, bo jeśli Jego miłość nie rodzi miłości, ale jakiś minimalny zestaw zobowiązań do realizacji okraszony pytaniem jak blisko możesz podejść do piekła, żeby do niego nie wpaść, to pojmujesz Boga w sposób niezwykle ograniczony. A szkoda!

Ja zdążyłem wrócić z Murowańca. Piękny obraz. W rekolekcjach brało udział około stu osób. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent uczestników zawierzyło się Maryi na drodze Rycerstwa Niepokalanej. Pięknie było patrzeć na rodziny, na młodszych i starszych, którzy stanęli wobec zaproszenia do czegoś więcej i podjęli wyzwanie.

Wczoraj zaległe imieniny. Naszym zwyczajem zjeżdżają się bracia z sąsiednich klasztorów, żeby pobyć razem, poświętować. Wieczorna Msza i mnóstwo życzliwych słów od dobrych ludzi. A dziś już przygotowania do Pierwszej Soboty i wieczorne spotkanie z Zarządem miejscowej wspólnoty Rycerstwa. Za chwilę zaś siadać trzeba do audycji, bo w najbliższych dniach znów Radio. A to kolejna wielka przyjemność…

2 komentarze:

  1. Kto może pojąć niech pojmuje. Często zapominamy o naszym celu - Niebie

    OdpowiedzUsuń