Gdy Jezus mówił do tłumów, jakaś kobieta z tłumu głośno zawołała do Niego:
"Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś". Lecz
On rzekł: "Owszem, ale również błogosławieni ci, którzy słuchają słowa
Bożego i zachowują je".
Mili Moi…
Wczoraj dotarłem do Niemiec. Interesującym transferem, bo odebrał mnie
ksiądz Andrzej z lotniska w Dortmundzie, zawiózł do swojej parafii w Bochum,
ugościł, a po kilku godzinach podrzucił na lotnisko w Dusseldorfie, gdzie
lądował mój docelowy gospodarz, ksiądz Sebastian. A z nim już autem dotarliśmy
do Aachen. Na lotnisku w Gdańsku miałem spotkanie, które, zastanawiam się do
dziś, mogło być spotkaniem proroczym. Otóż podszedł do mnie młody Polak i stwierdził
raczej niż zapytał – mam nadzieję, że ksiądz leci na północ. Ja na to, że
raczej na zachód. A on, że bardzo szkoda, bo tam gdzie pracuje, księży polskich
brak, a do kościoła bardzo daleko – pozostaje internet. Zgadłem, że to
Norwegia. Pogawędziliśmy chwilę i każdy udał się w swoją stronę, ale ta jego
nuta żalu jest ze mną do dziś. A ja wciąż pytam Pana, gdzie, według Niego, jest
moje miejsce…
Dziś to szczególnie ważne pytanie do mnie wraca, bo ta spontaniczna i głęboko
poruszona nauczaniem Jezusa kobieta wypowiada to niezwykłe błogosławieństwo wobec
Jego Matki. Słowa te stały się przedmiotem długotrwałej dyskusji – czy Jezus
sprzeciwia się jakiejkolwiek czci swojej Matki. Dziś egzegeci są pewni, że nie
można tych słów interpretować w ten sposób. Są one potwierdzeniem wypowiedzi
anonimowej kobiety z tłumu ze swoistym rozszerzeniem i wskazaniem na to, co
stanowi prawdziwe i ostateczne źródło błogosławionej szczęśliwości nie tylko
dla Maryi, ale dla każdego Jezusowego ucznia.
Słuchać i wypełniać, zachowywać. Brzmi niesłychanie prosto, ale kiedy
dochodzimy do konkretów stawiając sobie proste pytanie – w jaki sposób Słowo Boże
wypełniłem dziś? – nagle robi się jakoś mgliście i niejasno. A temu mógłby służyć
przecież wieczorny rachunek sumienia. Jeśli rano czytam Słowo i ono daje mi
konkretne wskazanie na cały dzień, a tak przecież je powinienem czytać –
wydobywając przesłanie Jezusa na moje życie, to wieczorem winienem się wobec
Boga i siebie samego z tego rozliczyć. Zapytać się siebie – czy i w jaki sposób
zrealizowałem zaproszenie Jezusa? W takim kluczu działając, Słowo nagle staje się
niezwykle żywe i rodzi w nas przestrzeń dialogu, który jest już nie tylko
słuchaniem, ale słuchaniem z odpowiedzią, z konkretnym wprowadzaniem Slowa w
czyn.
Im dłużej o tym myślę i piszę, tym prostsze mi się to wydaje. I tym
boleśniej dociera do mnie, że nie realizuję tego w takim zakresie, jak mógłbym,
a przede wszystkim, jakbym chciał. Wciąż tyle do poprawy. Obym zdążył jak
najwięcej zdziałać przed tym ostatecznym spotkaniem z Miłością, tym twarzą w twarz.
Słowo pozwala mi już dziś kosztować słodyczy Pana… Jemu za to chwała!
Niestety też nie realizuję tego jak powinnam. Dostrzegam jednak dwa skutki codziennego czytania słowa: 1. W odpowiednim czasie pojawia się w głowie odpowiedni cytat biblijny, który jest jak Boża podpowiedź lub odpowiedź na to co aktualnie przeżywam; 2. Jestem katechetką i co rok ze zdumieniem widzę jak moi uczniowie z zainteresowaniem słuchają opowiadanych im historii biblijnych. A słuchanie bez komputera w dzisiejszych czasach przecież jest nudne. Podejrzewam więc że to moje nieudolne ale codzienne pochylanie się nad słowem daje taki efekt. W znaczeniu, że Bóg wykorzystuje moją czytanie jako kanał swojego działania.
OdpowiedzUsuńJeśli Pan daje proroctwo, to się człowiek nie zastanawia tylko wie. Zaufać Panu i poddać się Jego woli.
OdpowiedzUsuńU mnie też ostatnio jakoś trudno zauważyć wprowadzenie Słowa w czyn. Chyba,że to moje spojrzenie,a inni widzą inaczej z boku...nie wiem . Chyba to Słowo na dziś do mnie pasuje "po owocach ich poznacie", choć mam wrażenie,że na dziś on jest marny. Jeśli to jakieś proroctwo to może niedługo usłyszymy,że Ojciec jednak i tam zostanie zaproszony i posłany...niezbadane są plany Boskie
OdpowiedzUsuń