niedziela, 3 lutego 2019

tych słucham, tamtych nie słucham...


Photo by Matt Collamer on Unsplash
(Łk 4, 21-30) 
Kiedy Jezus przyszedł do Nazaretu, przemówił do ludu w synagodze: "Dziś spełniły się te słowa Pisma, które słyszeliście". A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym łaski słowom, które płynęły z ust Jego. I mówili: "Czy nie jest to syn Józefa?" Wtedy rzekł do nich: "Z pewnością powiecie Mi to przysłowie: Lekarzu, ulecz samego siebie; dokonajże i tu, w swojej ojczyźnie, tego, co wydarzyło się, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum". I dodał: "Zaprawdę, powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę, mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman". Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwawszy się z miejsc, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na urwisko góry, na której zbudowane było ich miasto, aby Go strącić. On jednak, przeszedłszy pośród nich, oddalił się.


Mili Moi…
No i wróciłem ze złośliwym oprogramowaniem w organizmie. Kto mnie zawirusował? Nie wiem… Ale wspólnota bratersko-siostrzana zaistniała, bo jak się okazało, spośród obecnych chorują już prawie wszyscy. A jedność w cierpieniu to chyba jeden z silniejszych rodzajów jedności.

Dziś ruszam na spotkanie z animatorami Spotkań Małżeńskich. Cały dzień będziemy planować nieodległe już w czasie rekolekcje dla małżeństw, które prowadzimy w Morasku w połowie tego miesiąca. Jutro zaś wyjazd do Niepokalanowa i kolejne dwa dni nagrań audycji „Między nami homiletami”. Nie ma nudy…

„Najgorsze”, że coraz więcej ludzi zwraca się z prośbą o stałą spowiedź tu, na miejscu. A ja, choć uwielbiam tak służyć, to martwię się, że będzie im po prostu szalenie trudno mnie złapać. A odmawiać nie lubię. Kolejne napięcie, które jakoś musze rozwikłać… Duchu Święty prowadź!

A nad Słowem myślę sobie, że Pan ma jednak duże poczucie humoru, którego używa zwykle po to, żeby obnażyć naszą „śmiertelną powagę”. A może trzeba by raczej napisać „śmiercionośną powagę”.

Jezus, którego mieszkańcy Nazaretu tak dobrze znają, dopóki „ładnie mówi”, łechce ich serduszka, głaszcze ich duchowe główki, pieści ich religijne podbródki, gładzi wnętrza i koi skołatane nerwy, jest słuchany z dużą dozą zainteresowania. Wszyscy się dziwili…

Ale naprawdę zdziwili się kiedy zaczął mierzwić ich duchowy włos. Jakim prawem chłopcze? Kto ci pozwolił młokosie? A co ty tam możesz wiedzieć? Jak śmiesz nas pouczać? Myśmy znali Boga, kiedy ty jeszcze, za przeproszeniem, z gilem do pasa biegałeś po okolicznych pagórkach… Tak nie może być… Teraz to ty się zdziwisz…

Ale Jezus się nie dziwi. Odchodzi. I nie wraca już do Nazaretu. Mieszkańcy, którzy nie rozpoznali godziny swojego nawiedzenie. Wybrali głuchotę. Sami chcieli decydować przez kogo Bogu wolno przemawiać, a przez kogo nie. Aż ten zamilkł…

Jezusa chcieli zgładzić. Ale nie zdołali. Może poniósł kaznodziejską porażkę. Ale to nadal On panuje nad sytuacją. On w istocie odda życie. Ale wówczas, kiedy to On o tym zadecyduje. Bo ostatecznie to w Jego ręku jest świat i ziemia i wszystko…

A Słowo wychodzące z Jego ust dociera do nas również tak, jak On zechce – przez biskupa Wlodzimierza, proboszcza Zygmunta, siostrę Teofilę z zakrystii, Kazika motorniczego, Judytę salową, a może nawet przez NN kloszarda. Otwarte uchu i nieco pokory w sercu nigdy nie zawadzi…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz