środa, 6 lutego 2019

wielkość opóźnienia...


Photo by rawpixel on Unsplash
(Mk 6, 1-6) 
Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy zaś nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze; a wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: "Skąd to u Niego? I co to za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce! Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?" I powątpiewali o Nim. A Jezus mówił im: "Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony". I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.


Mili Moi…
Wczoraj wróciłem z nagrań w Niepokalanowie. Wiele frajdy sprawia nam możliwość dzielenia się naszym rozumieniem Ewangelii z słuchaczami Radia Niepokalanów. Cieszy nas, że docierają do nas głosy radosnego uczestnictwa w tej naszej posłudze ze strony słuchaczy. Ewangelizacja to wyzwanie…

Także bardzo materialne, fizyczne. Wczorajszy pociąg, którym się przemieszczałem zyskał w drodze osiemdziesiąt pięć minut spóźnienia. I musze przyznać, że… pierwszy raz od dłuższego czasu nie wzbudziło to we mnie trudnych emocji. Nie ciskałem się, nie narzekałem w duchu. Przyjąłem to jako sytuację niezależną ode mnie. Rzecz jasna mogłoby być inaczej, gdybym na przykład spieszył się na przesiadkę. Ale tym razem wracałem do domu… Ucieszyłem się tą reakcją, powściągliwością, którą udało mi się w sobie znaleźć. Może to pierwszy owoc „odłączenia” od nieustannego nasłuchu w świecie medialnym. Jeśli tak, to chwała Bogu!

Najbliższe dni to maratony spowiednicze. Nie tylko dyżury w naszym, sanktuaryjnym konfesjonale, nie tylko wizyty w „moich” siostrzanych klasztorach, w których spowiadam, ale również szereg indywidualnych penitentów, którzy czekają w kolejce na spotkanie z łaską Chrystusowego przebaczenia. To są chyba szczególne dla mnie momenty, chwile wzrostu mojej wiary. Kiedy widzę z jakim zaufaniem ludzie powierzają w spowiedzi swoje najtrudniejsze sprawy Jezusowi za moim pośrednictwem. Często mogę tylko pochylić głowę z szacunkiem i niemym podziwem. Bardzo intensywnie pytam Ducha Świętego, co mam mówić, w jaki sposób odpowiedzieć… I może właśnie dlatego sprawy, z którymi się spotykam są coraz trudniejsze…

Dziś wiara jakoś szczególnie mnie absorbuje, bo w Słowie po raz kolejny Pan mi przypomina, że ona jest decyzją. Nie rodzi się całkiem spontanicznie i automatycznie nawet w kontekście bliskości Jezusa. Mieszkańcy Nazaretu mają Go przed oczami. Tak blisko, że mogą Go dotknąć. Mogą zapytać o wyjaśnienie trudnych kwestii. Mogą rozwiać wszystkie swoje wątpliwości. A jednak tego nie czynią. Decydują się pozostać na zewnątrz. Na swoich, z góry ustalonych pozycjach. Nie pozwalają się zaprosić. Nie chcą uznać, że może w Nim być coś, o czym jeszcze nie wiedzą, czego nie znają…

Księża, siostry zakonne, organiści, kościelni i wszyscy inni posługujący z bliska doświadczają tego niebezpieczeństwa. Wczoraj i dziś, ten sam na wieki – przewidywalny, znany… Nudny Jezus… Jakaż fatalna pomyłka! Jaka ogromna strata! I jakie wielkie zdziwienie z Jego strony… Pan nieczęsto się dziwi, ale jeśli już, to najczęściej zasobami niewiary jakie jesteśmy w stanie w sobie wzbudzić.

W takich chwilach myślę, że nawet stuminutowe opóźnienie pociągu ma się nijak wobec opóźnienia życiowego, którego doznajemy z powodu pobłażliwego lekceważenia okazywanego Jezusowi. W uszach zaś brzmią słowa – jednocześnie informujemy, że wielkość opóźnienia może ulec zmianie. Jakiej zmianie? W tym wypadku to zależy tylko ode mnie i od Ciebie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz