niedziela, 28 maja 2017

Ten, który przychodzi...

zdj:flickr/Roman Catholic Archdiocese of Boston/Lic CC
(Mt 28,16-20)
Jedenastu uczniów udało się do Galilei na górę, tam gdzie Jezus im polecił. A gdy Go ujrzeli, oddali Mu pokłon. Niektórzy jednak wątpili. Wtedy Jezus podszedł do nich i przemówił tymi słowami: Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata.


Mili Moi…
I tak to właściwie tydzień mojej obecności w Polsce dobiega końca. Na urlopie czas biegnie jakby szybciej. A może wcale nie… Może biegnie dokładnie tak samo szybko jak w nieurlopowej codzienności…

Co robię? Przede wszystkim odpoczywam. Śpię, spaceruję, podziwiam piękno przyrody i… zadziwiam wielu znajomych informując ich, że w tym roku ich nie odwiedzę. Taka nowa koncepcja urlopu. Może po raz pierwszy od lat wyjadę z urlopu wypoczęty. To możliwe… Ale z całą pewnością wyjadę lżejszy o kilka relacji, które pełne urazy utknęły w przestrzeniach milczenia… No bo jak to nie przyjedziesz??? Oczyszczenie na każdym kroku. Może tak też być musi…

A miniony weekend to czas święceń… W piątek uczestniczyłem w święceniach diakonatu Łukasza, a w sobotę w święceniach prezbiteratu Kamila. Obaj zaczynali swoją formację w naszym zakonie, do którego wstępowali, kiedy pełniłem funkcję asystenta powołaniowego. Obaj z czasem przenieśli się do seminariów diecezjalnych i dotrwali do końca formacji wchodząc powoli w posługę. Pięknie jest patrzeć na tych młodych i gorliwych. Rodzą się tęsknoty za odnowieniem ducha…

Dziś miałem okazję głosić prymicyjne kazanie podczas pierwszej Mszy sprawowanej przez Kamila w jego rodzinnej parafii w Ostródzie. I kolejna obserwacja – jak bardzo ludziom potrzeba głoszonego z mocą Słowa. Po moim kazaniu natychmiastowy oddźwięk – i naprawdę nie chodzi o pochwały, ile raczej o to co i kto w nim usłyszał. Widziałem, że to Słowo w ludziach zostało – potrafili zacytować fragmenty, które szczególnie ich uderzyły. A wprost mówili o swoim głodzie, który jest im szalenie trudno zaspokoić, o czytankach zamiast homilii, o słabym przygotowaniu seminaryjnym… I znów cała lawina myśli – a może trzeba tu wrócić… Może trzeba oddać się tylko głoszeniu… Niech Pan robi ze mną, co uzna za słuszne…

Czasem mam takie poczucie, że niczym bezradni Apostołowie stoję i wpatruję się w niebo przepełniony jednym wielkim pytaniem – i co dalej? Zmartwychwstanie Jezusa było w jakimś sensie również ich wskrzeszeniem. Nabrali otuchy, wstąpiła w nich nowa nadzieja. Przychodzi do nich, widują Go – z rzadka wprawdzie, ale jednak. Mogą sycić swoje oczy i uszy, mogą snuć nowe plany – już bardziej ostrożne, ale jednak… On powrócił… A dziś widzą Go wstępującego do Ojca – tracą Go z oczu i w ten sposób mają Go więcej nie widywać. Kolejny wstrząs, kolejna zagadka, kolejne zaproszenie. Do czego? Do wejścia na wyższy poziom wiary, do przyjęcia Ducha, tego Wielkiego Kontynuatora, który wszystkiego ich nauczy. I pośle ich – On jeden wie gdzie… Może to więc i zadanie na tę godzinę życia dla mnie. Jeśli masz dla mnie jakieś nowe posłanie – jestem gotów. Jeśli mam trwać tu gdzie jestem – niech Duch mnie o tym przekonuje. Uczyń co zechcesz – jestem Twój…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz