środa, 17 maja 2017

awesome God...

zdj:flickr/Roman Catholic Archidiocese of Boston/Lic CC
(J 15,1-8)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was. Wytrwajcie we Mnie, a Ja /będę trwał/ w was. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie - o ile nie trwa w winnym krzewie - tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie. Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami.


Mili Moi…
No i już po… Najdłuższe cztery godziny mojego życia za mną, ale warto było… Mówię o powołaniowym spotkaniu w Kolbe High School w Bridgeport. Wziąłem w nim udział wraz z gronem sióstr zakonnych, jednym jezuitą i kilkoma księżmi diecezjalnymi. Przyprowadzano do sali gimnastycznej grupy młodzieży (po 60-70 osób). Każda z osób zakonnych wychodziła do mikrofonu i mówiła kilka słów o tym kim jest i czym się zajmuje, o swoim zgromadzeniu, założycielu itd. Po wszystkim dzieliliśmy się stolikami, a młodzież w ośmioosobowych zespołach przychodziła na bardziej indywidualne rozmowy. Na to było 15 minut. Po tym spotkaniu rozchodziliśmy się do stolików z materiałami powołaniowymi, a dzieciaki mogły chodzić i je sobie brać kontynuując rozmowy z nami.

Po pierwsze nie miałem żadnych materiałów powołaniowych. Ale moja obecność tam zaskoczyła mnie samego, więc może w przyszłym roku. Ale za to… zabrałem ze sobą gitarę, która okazała się hitem. A piosenka:



porywała dzieciaki. Niektórzy z nich przychodzili jeszcze po spotkaniu z prośbą – zagraj nam jeszcze coś… Muzyka łączy wszystkie kultury i narody… Coś tam nawet udało mi się powiedzieć o zakonie i św. Franciszku. I tu kolejna niespodzianka… Dzieciaki przychodziły i pytały – skąd jesteś? Mówiłem – a jak myślisz? Odpowiadały – Szkocja, albo Irlandia… Tak to moja irlandzka przygoda sprzed 10 laty ciągle odbija mi się czkawką. Został mi tamtejszy akcent… Ale to miła czkawka…

Jestem pod wielkim wrażeniem dwóch rzeczy… Dyscypliny w szkole. W Polsce rzecz niewyobrażalna. Młodzież w tak licznych grupach siedziała w ciszy i słuchała prelegentów. Zupełnie inna kultura wypracowana przez nauczycieli w porozumieniu z rodzicami. Podobnie rozmowy w grupach – nikt się nie wygłupiał, nikt nie gadał wszyscy z uwagą i w skupieniu słuchali. Przechodzenie z miejsca na miejsce w ciszy i spokoju. Nie do wiary… Można? Można…

A druga rzecz… Taka amerykańska… Bardzo wiele z tych dzieciaków to… niekatolicy! Kiedy przy stole pytałem za każdym razem w grupie – ilu mamy katolików, tylko raz było ich więcej niż połowa. Taki paradoks – niekatolicy posyłają swoje dzieci do katolickich szkół. Katolicy, jak się okazuje rzadziej. Niektórzy mówią, że to kwestia opłat, ale w naszej diecezji są niesamowite programy pomocowe. Może więc wciąż brakuje promocji… Nie wiem. W każdym razie katolicy i niekatolicy zgodnie wznosili wspólne modlitwy o odkrycie własnego powołania dziś, co niech się w ich życiu stanie. Amen.

A Słowo znów przypomniało mi dziś o organicznej łączności z Jezusem, która jest absolutnie niezbędna w chrześcijańskim życiu. Poza Nim jest śmierć, susza, wegetacja jeszcze przez krótki czas… Ale nie ma przyszłości. A żeby owoc się pojawił, potrzeba przycinania, co dla nikogo nie jest łatwe. Indywidualizm dzisiejszej doby nie dopuszcza żadnych wysiłków formacyjnych. Wszyscy jesteśmy ekspertami od wszystkiego. W świecie wiary również, więc nie ma potrzeby słuchać nikogo i uczyć się od nikogo. Jaka strata… Czasem łapię się na tym w swoim życiu. Na szczęście Pan, dbając o mnie, posyła mi co jakiś czas głosicieli, którzy na nowo fascynują mnie Słowem i pokazują mi, że wcale nie jestem taki mądrutki…  A moje rozumienie tego, czy innego tematu jest płyciutkie, mimo iż wydawało mi się, że już głębsze być nie może… Dzisiejsza wizyta w szkole przypomniała mi, że ja też ciągle jestem uczniem… I jeszcze długo nim będę… Do końca życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz