zdj:flickr/Roman Catholic Archidiocese of Boston/Lic CC
(J 15,1-8)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a
Ojciec mój jest tym, który uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi
owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc
obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was.
Wytrwajcie we Mnie, a Ja /będę trwał/ w was. Podobnie jak latorośl nie może
przynosić owocu sama z siebie - o ile nie trwa w winnym krzewie - tak samo i
wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy -
latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ
beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie
wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i
płonie. Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o
cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że
owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami.
Mili Moi…
No i już po… Najdłuższe
cztery godziny mojego życia za mną, ale warto było… Mówię o powołaniowym
spotkaniu w Kolbe High School w Bridgeport. Wziąłem w nim udział wraz z gronem
sióstr zakonnych, jednym jezuitą i kilkoma księżmi diecezjalnymi.
Przyprowadzano do sali gimnastycznej grupy młodzieży (po 60-70 osób). Każda z
osób zakonnych wychodziła do mikrofonu i mówiła kilka słów o tym kim jest i
czym się zajmuje, o swoim zgromadzeniu, założycielu itd. Po wszystkim
dzieliliśmy się stolikami, a młodzież w ośmioosobowych zespołach przychodziła
na bardziej indywidualne rozmowy. Na to było 15 minut. Po tym spotkaniu
rozchodziliśmy się do stolików z materiałami powołaniowymi, a dzieciaki mogły
chodzić i je sobie brać kontynuując rozmowy z nami.
Po pierwsze nie miałem
żadnych materiałów powołaniowych. Ale moja obecność tam zaskoczyła mnie samego,
więc może w przyszłym roku. Ale za to… zabrałem ze sobą gitarę, która okazała
się hitem. A piosenka:
porywała dzieciaki. Niektórzy
z nich przychodzili jeszcze po spotkaniu z prośbą – zagraj nam jeszcze coś…
Muzyka łączy wszystkie kultury i narody… Coś tam nawet udało mi się powiedzieć o
zakonie i św. Franciszku. I tu kolejna niespodzianka… Dzieciaki przychodziły i
pytały – skąd jesteś? Mówiłem – a jak myślisz? Odpowiadały – Szkocja, albo
Irlandia… Tak to moja irlandzka przygoda sprzed 10 laty ciągle odbija mi się
czkawką. Został mi tamtejszy akcent… Ale to miła czkawka…
Jestem pod wielkim
wrażeniem dwóch rzeczy… Dyscypliny w szkole. W Polsce rzecz niewyobrażalna.
Młodzież w tak licznych grupach siedziała w ciszy i słuchała prelegentów.
Zupełnie inna kultura wypracowana przez nauczycieli w porozumieniu z rodzicami.
Podobnie rozmowy w grupach – nikt się nie wygłupiał, nikt nie gadał wszyscy z
uwagą i w skupieniu słuchali. Przechodzenie z miejsca na miejsce w ciszy i
spokoju. Nie do wiary… Można? Można…
A druga rzecz… Taka
amerykańska… Bardzo wiele z tych dzieciaków to… niekatolicy! Kiedy przy stole
pytałem za każdym razem w grupie – ilu mamy katolików, tylko raz było ich
więcej niż połowa. Taki paradoks – niekatolicy posyłają swoje dzieci do
katolickich szkół. Katolicy, jak się okazuje rzadziej. Niektórzy mówią, że to
kwestia opłat, ale w naszej diecezji są niesamowite programy pomocowe. Może
więc wciąż brakuje promocji… Nie wiem. W każdym razie katolicy i niekatolicy
zgodnie wznosili wspólne modlitwy o odkrycie własnego powołania dziś, co niech
się w ich życiu stanie. Amen.
A Słowo znów przypomniało
mi dziś o organicznej łączności z Jezusem, która jest absolutnie niezbędna w
chrześcijańskim życiu. Poza Nim jest śmierć, susza, wegetacja jeszcze przez
krótki czas… Ale nie ma przyszłości. A żeby owoc się pojawił, potrzeba
przycinania, co dla nikogo nie jest łatwe. Indywidualizm dzisiejszej doby nie
dopuszcza żadnych wysiłków formacyjnych. Wszyscy jesteśmy ekspertami od
wszystkiego. W świecie wiary również, więc nie ma potrzeby słuchać nikogo i uczyć
się od nikogo. Jaka strata… Czasem łapię się na tym w swoim życiu. Na szczęście Pan,
dbając o mnie, posyła mi co jakiś czas głosicieli, którzy na nowo fascynują
mnie Słowem i pokazują mi, że wcale nie jestem taki mądrutki… A moje rozumienie tego, czy innego tematu
jest płyciutkie, mimo iż wydawało mi się, że już głębsze być nie może…
Dzisiejsza wizyta w szkole przypomniała mi, że ja też ciągle jestem uczniem… I
jeszcze długo nim będę… Do końca życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz