zdj:flickr/edward musiak/Lic CC
(J 14,21-26)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten
Mnie miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a
również Ja będę go miłował i objawię mu siebie. Rzekł do Niego Juda, ale nie
Iskariota: Panie, cóż się stało, że nam się masz objawić, a nie światu? W
odpowiedzi rzekł do niego Jezus: Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją
naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego
przebywać. Kto Mnie nie miłuje, ten nie zachowuje słów moich. A nauka, którą
słyszycie, nie jest moja, ale Tego, który Mnie posłał, Ojca. To wam
powiedziałem przebywając wśród was. A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec
pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja
wam powiedziałem.
Mili Moi…
W myśl przewidywań, w
czwartek przeżyliśmy cudowny wieczór… To, co najbardziej mnie fascynuje, to delikatność,
a jednocześnie skuteczność Bożego działania w ludzkich sercach. Nie trzeba wcale
rozgrzewać emocji, żeby ludzie mogli przeżyć i doświadczyć naprawdę głębokiej
relacji ze swoim Zbawcą. Nie brakowało łez uwolnienia, a wierzę, że całkiem
sporo osób doświadczyło głębokiego pokoju i radości. Cieszyła mnie też obecność
licznego grona kapłanów posługujących modlitwą wstawienniczą. Niektórzy z nich
robili to po raz pierwszy. Ta otwartość wobec potrzebujących braci jest czymś
pięknym…
W sobotę po raz drugi
miałem okazje zobaczyć sztukę „Jonasz” w teatrze w Lancaster. Wybraliśmy się
tam z ministrantami i ich rodzinami. Sztuka znakomita, ale atmosfera w
autobusie jeszcze lepsza. Śmiałem się, że nawet gdybyśmy nie wysiedli przy
teatrze, a zawrócili do domu, to i tak wyjazd należałoby uznać za bardzo udany.
Najważniejsza integracja i radość przebywania razem.
A w środę czeka mnie
kolejny „amerykański pierwszy raz”. Co roku w pobliskiej katolickiej szkole
jest organizowany dzień powołaniowy, na który przychodzą zwykle starszawe
siostry zakonne opowiadające młodzieży o urokach życia zakonnego. Od dwóch lat
organizatorzy starali się także o nasza obecność, bo zakonników w diecezji jest
bardzo niewielu. Jak dotąd udawało mi się skutecznie wykręcać. W tym roku
jednak nie udało mi się znaleźć żadnej sensownej wymówki i uległem… Mam więc
opowiadać o naszym życiu i świętym Franciszku, który je zainicjował w języku,
którego nie znam, do młodych, z których połowa to niekatolicy… Takie rzeczy
tylko w USA… Proszę Was o westchnienie do Ducha Świętego, żeby ktokolwiek cokolwiek
zrozumiał, a ja żebym nie zszedł na zawał…
A dziś nad Słowem myślę
sobie o Duchu, który ma nas uczyć… I wcale nie tylko języków obcych, czy
skutecznego przemawiania, ale raczej głębi doświadczenia wiary w oparciu o Słowo
samego Jezusa. Czasem mam takie wrażenie, że doświadczenie nawrócenia wiąże się
z „mnożeniem powierzchowności”. Chodzi o takie pójście na ilość – więcej modlitwy,
więcej pielgrzymek, więcej wizyt w kościele, więcej przeczytanych książek…
Jakbyśmy w jakimś konkursie startowali. A głębi brak. Bo nie zawsze „więcej”
znaczy „głębiej”. Zdobywanie kolejnych sprawności to nie zawsze „zachowywanie nauki”,
o którym dziś mówi Pan. Może więc mniej, a dokładniej. Może wolniej, a
precyzyjniej. Może głębiej, zamiast po wierzchu… Z Nim i dla Niego…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz