wtorek, 16 maja 2017

w głębi...

zdj:flickr/edward musiak/Lic CC
(J 14,21-26)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie. Rzekł do Niego Juda, ale nie Iskariota: Panie, cóż się stało, że nam się masz objawić, a nie światu? W odpowiedzi rzekł do niego Jezus: Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać. Kto Mnie nie miłuje, ten nie zachowuje słów moich. A nauka, którą słyszycie, nie jest moja, ale Tego, który Mnie posłał, Ojca. To wam powiedziałem przebywając wśród was. A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem.


Mili Moi…
W myśl przewidywań, w czwartek przeżyliśmy cudowny wieczór… To, co najbardziej mnie fascynuje, to delikatność, a jednocześnie skuteczność Bożego działania w ludzkich sercach. Nie trzeba wcale rozgrzewać emocji, żeby ludzie mogli przeżyć i doświadczyć naprawdę głębokiej relacji ze swoim Zbawcą. Nie brakowało łez uwolnienia, a wierzę, że całkiem sporo osób doświadczyło głębokiego pokoju i radości. Cieszyła mnie też obecność licznego grona kapłanów posługujących modlitwą wstawienniczą. Niektórzy z nich robili to po raz pierwszy. Ta otwartość wobec potrzebujących braci jest czymś pięknym…

W sobotę po raz drugi miałem okazje zobaczyć sztukę „Jonasz” w teatrze w Lancaster. Wybraliśmy się tam z ministrantami i ich rodzinami. Sztuka znakomita, ale atmosfera w autobusie jeszcze lepsza. Śmiałem się, że nawet gdybyśmy nie wysiedli przy teatrze, a zawrócili do domu, to i tak wyjazd należałoby uznać za bardzo udany. Najważniejsza integracja i radość przebywania razem.

A w środę czeka mnie kolejny „amerykański pierwszy raz”. Co roku w pobliskiej katolickiej szkole jest organizowany dzień powołaniowy, na który przychodzą zwykle starszawe siostry zakonne opowiadające młodzieży o urokach życia zakonnego. Od dwóch lat organizatorzy starali się także o nasza obecność, bo zakonników w diecezji jest bardzo niewielu. Jak dotąd udawało mi się skutecznie wykręcać. W tym roku jednak nie udało mi się znaleźć żadnej sensownej wymówki i uległem… Mam więc opowiadać o naszym życiu i świętym Franciszku, który je zainicjował w języku, którego nie znam, do młodych, z których połowa to niekatolicy… Takie rzeczy tylko w USA… Proszę Was o westchnienie do Ducha Świętego, żeby ktokolwiek cokolwiek zrozumiał, a ja żebym nie zszedł na zawał…

A dziś nad Słowem myślę sobie o Duchu, który ma nas uczyć… I wcale nie tylko języków obcych, czy skutecznego przemawiania, ale raczej głębi doświadczenia wiary w oparciu o Słowo samego Jezusa. Czasem mam takie wrażenie, że doświadczenie nawrócenia wiąże się z „mnożeniem powierzchowności”. Chodzi o takie pójście na ilość – więcej modlitwy, więcej pielgrzymek, więcej wizyt w kościele, więcej przeczytanych książek… Jakbyśmy w jakimś konkursie startowali. A głębi brak. Bo nie zawsze „więcej” znaczy „głębiej”. Zdobywanie kolejnych sprawności to nie zawsze „zachowywanie nauki”, o którym dziś mówi Pan. Może więc mniej, a dokładniej. Może wolniej, a precyzyjniej. Może głębiej, zamiast po wierzchu… Z Nim i dla Niego…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz