piątek, 2 czerwca 2017

ach, Warszawa...

zdj:flickr/Dennis Jarvis/Lic CC
(J 21,15-19)
Gdy Jezus ukazał sie swoim uczniom i spożył z nimi śniadanie, rzekł do Szymona Piotra: Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci? Odpowiedział Mu: Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham. Rzekł do niego: Paś baranki moje. I znowu, po raz drugi, powiedział do niego: Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie? Odparł Mu: Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham. Rzekł do niego: Paś owce moje. Powiedział mu po raz trzeci: Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie? Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: Czy kochasz Mnie? I rzekł do Niego: Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham. Rzekł do niego Jezus: Paś owce moje. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci: Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz. To powiedział, aby zaznaczyć, jaką śmiercią uwielbi Boga. A wypowiedziawszy to rzekł do niego: Pójdź za Mną!


Mili Moi…
No i osiągnąłem tę fazę urlopu, która zawsze pojawia się po około dziesięciu dniach. Faza ta wyraża się w zawsze tych samych słowach – gdyby ktoś mi przebukował bilet, to nawet dziś wracałbym do domu… No tak już jakoś jest, że wypoczywać za długo nie umiem i najzwyczajniej w świecie tęskno mi do domu, do tych spraw, które na co dzień są takie męczące. Dom to jednak dom… Takie miejsce na ziemi, do którego chce się wracać. A tu jeszcze szesnaście dni… No ale nic… Wytrwam i pozmuszam się jeszcze do odpoczywania…

Dla lepszego samopoczucia i zbliżenia się do klimatu, który lubię najbardziej, zanurzyłem się wczoraj w tłum przewalający się po ulicach Warszawy. Cały wieczór spacerów, dobrych rozmów, obserwacji ludzi. Niezwykłe bogactwo twarzy, słów, zachowań… Dziś jeszcze nieco się tym nasycę i wracam do Sztumu, bo jutro… No właśnie… Tak urlopowo… Zostałem zaproszony do wygłoszenia katechezy w ramach czuwania przed Zesłaniem Ducha Świętego w jednym z kościołów stacyjnych w Gdańsku. Różne wspólnoty czuwają w różnych kościołach, aby zejść się na Mszę o północy w Kościele Mariackim. W myśl słów jednego z moich dawnych spowiedników – jeśli jeszcze chcą cię gdzieś słuchać, to jedź, bo przyjdzie taki czas, że już nie będą cię zapraszali – zdecydowałem się pojechać. Myślę sobie, że to będzie dobry sposób na uczczenie jedenastej rocznicy moich święceń, która jutro właśnie przypada… Miałem wprawdzie być na Lednicy… Ale jeśli ktoś daje mi możliwość głoszenia… To zawsze zwycięży…

A od poniedziałku zaczynam rekolekcje… W tym roku w Łodzi, w naszym seminarium. Trochę inaczej, niż zwykle, bo sam je będę sobie prowadził. Uzbrojony w dobrą duchową książkę i kilka sensownych katechez internetowych, zamierzam się skupić, pomyśleć, wyciszyć. Może Najwyższy zechce skierować do mnie na nowo te słowa, które dziś słyszymy w Ewangelii – pójdź za mną… U Jana Piotr słyszy je na końcu Ewangelii, jakby dopiero teraz był gotów na nie odpowiedzieć, jakby dopiero teraz miały one sens… Po kilku latach, może już zmęczony sam sobą, swoim niezrozumieniem i swoimi porażkami, słyszy – pójdź za mną… I rusza od nowa… I idzie. Ale już inaczej. Dojrzalej…

Temu chyba służą rekolekcje. Na nowo wyruszyć w drogę. Dojrzalej. Czy usłyszę w te dni – pójdź za mną…? Czy usłyszę – paś owce moje? Tam, w Bridgeport, gdzie cię posłałem? Może będę się mógł z Wami tym podzielić za tydzień…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz