środa, 1 czerwca 2016

jesteście w wielkim błędzie...

zdj:flickr/Sean Mac Entee/Lic CC
(Mk 12,18-27)
Przyszli do Jezusa saduceusze, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania, i zagadnęli Go w ten sposób: Nauczycielu, Mojżesz tak nam przepisał: Jeśli umrze czyjś brat i pozostawi żonę, a nie zostawi dziecka, niech jego brat weźmie ją za żonę i wzbudzi potomstwo swemu bratu. Otóż było siedmiu braci. Pierwszy wziął żonę i umierając, nie zostawił potomstwa. Drugi ją wziął i też umarł bez potomstwa, tak samo trzeci. I siedmiu ich nie zostawiło potomstwa. W końcu po wszystkich umarła ta kobieta. Przy zmartwychwstaniu więc, gdy powstaną, którego z nich będzie żoną? Bo siedmiu miało ją za żonę. Jezus im rzekł: Czyż nie dlatego jesteście w błędzie, że nie rozumiecie Pisma ani mocy Bożej? Gdy bowiem powstaną z martwych, nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić, ale będą jak aniołowie w niebie. Co zaś dotyczy umarłych, że zmartwychwstaną, czyż nie czytaliście w księdze Mojżesza, tam gdzie mowa "O krzaku", jak Bóg powiedział do niego: Ja jestem Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba. Nie jest On Bogiem umarłych, lecz żywych. Jesteście w wielkim błędzie.

Mili Moi...
Dotarłem do Ojczyzny, choć z niemałymi przeszkodami... A było to tak... Po przyjeździe na lotnisko, ustawiłem się grzecznie w jednej z trzech kolejek do odprawy. Wszystko szło strasznie wolno  i nikt nie wiedział dlaczego. Po chwili okazało się, że jest jakaś awaria systemu i karty pokładowe są wypełniane... ręcznie. Ale żeby było weselej, wyszła do nas śliczna, czarnolica Samantha i zawyrokowała niczym w znanym dowcipie - mądrzy na prawo, a ładni na lewo... A dokładniej - ci do Warszawy na prawo, a reszta na lewo... Łatwo wyobrazić sobie zamieszanie i polską serdeczność takim chwilom towarzyszącą... Pan tu nie stał; a pani była za mną; a niech pan uszanuje kolejkę; a gdzie się pani wciska? No, ale po ponad godzinie udało mi się wreszcie przejść tę torturę. A do odlotu tylko godzina. Czekamy zatem... A tu na pół godziny przed boardingiem ogłaszają, że do naszego "gejtu" podstawiają właśnie samolot do Londynu, który miał odlecieć trzy godziny wcześniej. A my? As soon as possible... No i wylecieliśmy o pierwszej w nocy, zamiast o dziesiątej. Trzy godziny opóźnienia w NY sprawiły, że byłem bez szans na złapanie przesiadki w Warszawie, na którą miałem tylko godzinę. Zgłosiłem się więc do stoiska transferowego, żeby poszukano mi nowego lotu do Gdańska, a tam okazało się, że owszem, ale za cztery godziny. Dostałem nawet voucher na obiad, za który mogłem wprawdzie nabyć jedynie zupę, ale poczułem, że linie LOT się o mnie troszczą. Siedem godzin później, niż planowałem dotarłem do Gdańska. W drugim samolocie wprawdzie nie działała klimatyzacja, o czym pani stewardesa poinformowała konspiracyjnym szeptem swoje koleżanki siedzące tuż za mną, a co wszyscy odczuwaliśmy na własnej skórze. Miałem ochotę odwrócić się i zapytać - co jeszcze w tym samolocie nie działa, ale... byłem chyba zbyt zmęczony... W każdym razie mam nauczkę, którą zapamiętam na długo... Czymkolwiek latasz, niech to nie będzie LOT.

Jedną rzecz jednak w całym tym wydarzeniu dostrzegłem jako dar. Przyleciałem do Polski bez niepokoju, który w ostatnich latach towarzyszył mi od przestąpienia progu samolotu. Znacznie się zmniejszył, co traktuję jako dar Boga samego. Kiedyś uwielbiałem latać, potem to znienawidziłem, a teraz może się to po prostu stabilizuje. A tu, na miejscu, staram się odpoczywać. Na razie dochodzę do siebie po zmianie strefy czasowej. Czytam książki do drugiej w nocy, a rano trudno mi się obudzić. Ale to wkrótce minie i mam nadzieję czuć się znacznie lepiej...

A dziś, kiedy czytam Ewangelię, myślę sobie o nauczaniu Jezusa. Jak wielkiej odwagi wymaga powiedzenie komuś - jesteś w wielkim błędzie... Nauczono nas, że tak nie wolno. Postmodernistyczna kultura gwarantuje każdemu prawo do jego własnej prawdy, ze szkodą dla jedynej i obiektywnej. Nie wypada więc powiedzieć, że ktoś się myli. Można co najwyżej powiedzieć, że ma inny punkt widzenia w tej sprawie, albo wyznaje inny światopogląd. W ten sposób wszyscy mają rację, tylko każdy swoją. Niestety nawet my, kapłani, w naszym kaznodziejstwie, boimy się konfrontacji. Boimy się powiedzieć, że pewne poglądy są błędne i ubliżają nie tylko wierze, ale wręcz rozumowi. Spotkałem się ostatnio z poglądem, że gdyby Jezus głosił poglądy współczesnych kaznodziejów, nigdy nie zostałby ukrzyżowany. Nie byłoby powodu... Może i coś w tym jest. Może zamiast fałszywych pochlebstw należałoby bez wahania głosić prawdę i tylko prawdę. Ale żeby tak się stało, jeden warunek musi być spełniony - trzeba samemu tę prawdę odkryć, zachwycić się nią i do niej przylgnąć. Jeśli z Boga czyni człek jedyne źródło prawdy, jest bezpieczny i ma odwagę powiedzieć wielu innym z miłością - jesteście w wielkim błędzie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz