zdj:flickr/clarisseclarina/Lic CC
(Mt 5,17-19)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo
albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę bowiem powiadam
wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie
zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni. Ktokolwiek więc zniósłby jedno z
tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie
najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten
będzie wielki w królestwie niebieskim.
Mili Moi…
Mijają moje
urlopowe dni. Jestem w Lublinie. Właściwie o urlopie mogę tak naprawdę mówić od
dziś, ponieważ zdałem egzamin. Jeśli chodzi o cykl studiów jest to egzamin
ostatni, choć tak naprawdę czekają mnie jeszcze trzy duże, zwane doktorskimi,
które planuję zdać gdzieś w okolicach stycznia. Niemniej dzisiejszy w przemiłej atmosferze, choć ksiądz profesor
nie krył rozczarowania postępami mojej pracy. Ale przyjęliśmy pewien schemat
działań. Jest to tym ważniejsze, że muszę przy okazji tej wizyty wystąpić z
wnioskiem o przedłużenie studiów. Opinię od promotora otrzymałem nad wyraz
dobrą, zgodę przełożonych mam. Jeszcze tylko wniosek… I mam dokładnie rok na
sfinalizowanie mojego doktoratu. Wydaje się, że to długo… Ale niestety tylko
się tak wydaje…
Mija niemal dwa
tygodnie od mojego przybycia do Polski. Moje wrażenia? Przedziwne… Właściwie na
razie nie dzieje się nic wielkiego. Nie mam żadnych przykrych doświadczeń. Ale…
O ile rok temu czułem, że przybywam do swojego kraju, z którego wyjechałem
niedawno i w którym czuję się wciąż dobrze. Nawet jeśli niektóre rzeczy
zaczynały mnie razić, a wcześniej, żyjąc tu, wcale ich nie dostrzegałem. O tyle
tym razem… Czuję się całkowicie obco. Jakbym zwiedzał zupełnie obcy i nieznany
mi kraj. Czuję się gościem i to gościem, który właściwie sam nie wie czego
szuka. Bardzo to dziwne uczucie. I łączy się we mnie z ogromną tęsknotą za
domem… Na to wszystko nakłada się jeszcze fakt, że nie umiem odpoczywać i każda
chwila odpoczynku kojarzy mi się z marnowaniem czasu… No i mamy to, co mamy… Ja
chcę do Bridgeport… :)
A wszystko to
łączy się jakoś z dzisiejszym Słowem, które mówi mi o stabilności, która jest
tylko w Bogu samym. Próżno spodziewać się jej w tym świecie. A tym mniej można
na nią liczyć, kiedy jest się duszpasterzem, w którego życie niestabilność jest
niemal naturalnie wpisana. Obserwuję jednak pewna prawidłowość – im człowiek
starszy, tym mniej skłonny do szaleństw i podejmowania działań spontanicznie
nieprzewidywalnych. Nawet jeśli chodzi o miejsce na ziemi – chciałoby się mieć
jakieś swoje, do którego się przynależy. Tymczasem Bóg, który jest Bogiem wolności
i uwalnia także od naszych naturalnych, ludzkich skłonności, pozwalając nam je
przekraczać, wskazuje dziś na siebie, jako na ostatecznie źródło trwałości i
gwarant nieprzemijalności pryncypiów. Cieszę się, że czy to pod polskim niebem,
czy pod amerykańskim słońcem Bóg jest ten sam. Jego Słowo jest takie samo. Jego
Prawo Miłości jest niezmienne… To stanowczo uspokaja…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz