niedziela, 29 maja 2016

Chleb...

zdj:flickr/Fr Lawrence Lew, O.P./Lic CC
(Łk 9,11b-17)
Jezus opowiadał rzeszom o królestwie Bożym, a tych, którzy leczenia potrzebowali, uzdrawiał. Dzień począł się chylić ku wieczorowi. Wtedy przystąpiło do Niego Dwunastu mówiąc: Odpraw tłum; niech idą do okolicznych wsi i zagród, gdzie znajdą schronienie i żywność, bo jesteśmy tu na pustkowiu. Lecz On rzekł do nich: Wy dajcie im jeść! Oni odpowiedzieli: Mamy tylko pięć chlebów i dwie ryby; chyba że pójdziemy i nakupimy żywności dla wszystkich tych ludzi. Było bowiem około pięciu tysięcy mężczyzn. Wtedy rzekł do swych uczniów: Każcie im rozsiąść się gromadami mniej więcej po pięćdziesięciu! Uczynili tak i rozmieścili wszystkich. A On wziął te pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo i odmówiwszy błogosławieństwo, połamał i dawał uczniom, by podawali ludowi. Jedli i nasycili się wszyscy, i zebrano jeszcze dwanaście koszów ułomków, które im zostały.


Mili Moi…
I nadeszła niedziela… 3655 dzień mojego kapłaństwa i 629 w Ameryce… One wszystkie minęły tak szybko. Zwłaszcza miniony rok. Przecież dopiero byłem na urlopie w Polsce, a dziś wieczorem mam znów wsiąść do samolotu, żeby najbliższych kilka tygodni spędzić pod polskim niebem. Zupełnie tego nie ogarniam. Może na lotnisku sobie to uświadomię, bo na razie nie jestem nawet spakowany. Do ostatnich chwil praca… Parafialne zadania – choćby wczorajszy, ostatni przed wakacjami dzień skupienia ze świętym Piotrem… Spotkania z tymi, którzy chcieli jeszcze mnie złapać przed urlopem – choćby piątkowa modlitwa wstawiennicza nad trzema potrzebującymi osobami, czy wczorajsze kierownictwo duchowe nowojorskich poszukiwaczy Jezusa. A dziś Boże Ciało… Znów wyruszymy w procesji do czterech pięknych ołtarzy, gdzie będziemy padać na kolana przed naszym Panem, który w tym kraju jest wciąż tak mało znany…  Samolot mam o 22.15… Polecam się więc modłom życzliwych, bo latanie nie jest najmilszym zajęciem mojego życia… A jeśli Bóg pozwoli to następnym razem odezwę się z Polski.


Myślę dziś o misji Apostołów… Nie bardzo byli sobie w stanie wyobrazić, że ktoś byłby w stanie nakarmić te tłumy. Bo i czym??? Tą maleńką ilością pożywienia? To nawet nikomu do głowy nie przyszło… A czy z nami nie jest podobnie? Czy kiedy staję przed człowiekiem z maleńką hostią w dłoni i mówię „Ciało Chrystusa”, to mam w sobie to przekonanie, że ta odrobina może go nakarmić? To przecież po ludzku zupełnie niemożliwe… Ale jeśli tylko przedrę się przez ludzkie zasłony, jeśli pozwolę mojemu umysłowi poszybować wraz ze Słowem Bożym, to nagle okazuje się, że ten pokarm ma taką moc, że jest w stanie zastąpić każdy inny. Znanych jest przecież wcale niemało przypadków ludzi, którzy żyli tylko Eucharystią, nie jedząc niczego innego. Choćby moja ulubiona Marta Robin… Skoro ten pokarm ma tak wielką moc, co więcej, jak mówi sam Jezus, ci, którzy Go spożywają, mają życie w sobie, to ręka musi zadrżeć, to serce musi zabić mocniej, to głos obwieszczający co spożywamy, musi być mocny… Do jak wielkich rzeczy dopuścił mnie Pan… Stoję dziś przed tą tajemnicą chleba, który w moich dłoniach staje się Jego Ciałem i wołam z głębi mojej bezradności – dawaj mi zawsze tego chleba… Abym mógł, sam nasycony, sycić Nim innych… A zwłaszcza tych, którzy jeszcze nie znają Jego potęgi…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz