zdj:flickr/Chris A/Lic CC
Jezus udał się do pewnego miasta, zwanego Nain; a szli z Nim Jego uczniowie i
tłum wielki. Gdy zbliżył się do bramy miejskiej, właśnie wynoszono umarłego,
jedynego syna matki, a ta była wdową. Towarzyszył jej spory tłum z miasta.
Na jej widok Pan użalił się nad nią i rzekł do niej: „Nie płacz”. Potem
przystąpił, dotknął się mar, a ci, którzy je nieśli, stanęli, i rzekł:
„Młodzieńcze, tobie mówię, wstań”. Zmarły usiadł i zaczął mówić; i oddał go
jego matce.
A wszystkich ogarnął strach; wielbili Boga i mówili: „Wielki prorok powstał
wśród nas i Bóg łaskawie nawiedził lud swój”. I rozeszła się ta wieść o Nim po
całej Judei i po całej okolicznej krainie. Łk
7,11-17
Mili Moi…
Moje drogi
wakacyjne zawiodły mnie już do Lublina. Tu czekają mnie chwile wstydu, które są
niestety nieuniknione. Myślę o moich dokonaniach naukowych, którymi nie będę
mógł się pochwalić. Postaram się zdać egzamin. Nie wiem wprawdzie z jakiego
przedmiotu, ale mam książkę, więc będę się od jutra uczył…
Zanim jednak
dotarłem tutaj, wczoraj pojechałem na Lednicę. Zatęskniłem za tym spotkaniem,
na które jeździłem zawsze właściwie tylko w jednym celu – żeby spowiadać. I tym
razem nie było inaczej. Stanąłem sobie na polu i spowiadałam, spowiadałem,
spowiadałem… Mam jedną obserwację. Młodzi są piękni – zwłaszcza w tych
chwilach, kiedy już nikogo nie udają, kiedy nie starają się grać lepszych,
kiedy stają przed Bogiem w całej swojej bezradności. Niejednemu z nich wówczas
drży broda, a jedyne czego potrzebują to zapewnienie, że Bóg nigdy z nich nie
rezygnuje. Rozczuliłem się wielokrotnie tego dnia… Chyba najbardziej przy
młodym M, który przyszedł ogromnie zakłopotany, a zanim zaczął się spowiadać,
zapytał mnie po pierwsze – czy kiedykolwiek pracowałem z młodzieżą, po drugie –
czy sam byłem kiedyś młody, a po trzecie – czy rozumiem problemy współczesnej
młodzieży? Moje odpowiedzi wyraźnie go nie przekonywały. Dopiero fakt, że
pracuję w Ameryce, z jakichś dziwnych przyczyn go nieco uspokoił… Spowiadał się
długo… Ale kiedy na koniec wziąłem go w ramiona i przytuliłem, to wcale nie
chciał odchodzić… Ze łzami wyznał, że jeszcze nigdy się tak nie wyspowiadał…
Odleciał wolny jak ptak… A ile takich ptaków tego dnia przysiadło obok mnie
powierzając mi niezwykle trudne sytuacje… Niektórzy czekają cały rok, żeby
właśnie na Lednicy porozmawiać o swoich bolączkach…
I tam właśnie
wróciły moje najgłębsze tęsknoty… Tam poczułem na nowo jak ważne, żebym był
księdzem – na 120 procent… Nie tylko na 60, bo pozostałe 40 to administrowanie
parafią, pisanie doktoratów, zajmowanie się wieloma rzeczami niepotrzebnymi…
Jest tylu potrzebujących ludzi. W różnych miejscach na świecie… Ale także tu, w
Polsce… Odczułem taki głód… Przepotężny głód posługi… Również w takich
miejscach, czasach, przy takich okazjach, jak Lednica… Potrzebowałem tego
doświadczenia wiary i entuzjazmu młodzieży. Od dwóch lat jestem właściwie
takich spotkań całkowicie pozbawiony. Tam miałem takie dojmujące poczucie bycia
potrzebnym. Śpiewałem Bogu z wdzięczności całą drogę do samochodu. Parking był
oddalony o dwa kilometry… Szedłem wśród łanów zbóż, przy zachodzie słońca,
zupełnie sam… I byłem szczęśliwy… Jak niewiele do tego potrzeba…
Dlatego jakoś
szczególnie odkrywam dzisiejszą Ewangelię… Bo ja wczoraj w imię Jezusa
wskrzeszałem. I te cuda, które dzieją się w konfesjonale, wcale nie są
mniejsze, niż wskrzeszenia martwego ciała. Do mnie nawet przemawiają bardziej.
Bo wskrzeszone ciało i tak znów, kiedyś będzie musiało umrzeć. Dusza
wskrzeszona w akcie przebaczenia nie musi więcej obumierać… Wszystko zależy od
człowieka i jego wyborów. Modliłem się nad wieloma dzieciakami wczoraj, prosząc
Boga o mądre i dobre wybory dla nich. Wolność jest tak trudnym darem… Chyba
coraz trudniejszym… Ale, co najpiękniejsze, Bóg jest Panem Życia i nikomu go
nie skąpi… Wierzę głęboko, że po wczorajszym spotkaniu nad Lednicą wielu
rodziców odzyskało swoje dzieci, podobnie jak wdowa z dzisiejszej Ewangelii.
Wielu młodych wróciło do domu innych, przemienionych, wskrzeszonych… Niech
żyją!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz