niedziela, 5 czerwca 2016

nowe życie...

zdj:flickr/Chris A/Lic CC
Jezus udał się do pewnego miasta, zwanego Nain; a szli z Nim Jego uczniowie i tłum wielki. Gdy zbliżył się do bramy miejskiej, właśnie wynoszono umarłego, jedynego syna matki, a ta była wdową. Towarzyszył jej spory tłum z miasta.
Na jej widok Pan użalił się nad nią i rzekł do niej: „Nie płacz”. Potem przystąpił, dotknął się mar, a ci, którzy je nieśli, stanęli, i rzekł: „Młodzieńcze, tobie mówię, wstań”. Zmarły usiadł i zaczął mówić; i oddał go jego matce.
A wszystkich ogarnął strach; wielbili Boga i mówili: „Wielki prorok powstał wśród nas i Bóg łaskawie nawiedził lud swój”. I rozeszła się ta wieść o Nim po całej Judei i po całej okolicznej krainie. Łk  7,11-17


Mili Moi…
Moje drogi wakacyjne zawiodły mnie już do Lublina. Tu czekają mnie chwile wstydu, które są niestety nieuniknione. Myślę o moich dokonaniach naukowych, którymi nie będę mógł się pochwalić. Postaram się zdać egzamin. Nie wiem wprawdzie z jakiego przedmiotu, ale mam książkę, więc będę się od jutra uczył…

Zanim jednak dotarłem tutaj, wczoraj pojechałem na Lednicę. Zatęskniłem za tym spotkaniem, na które jeździłem zawsze właściwie tylko w jednym celu – żeby spowiadać. I tym razem nie było inaczej. Stanąłem sobie na polu i spowiadałam, spowiadałem, spowiadałem… Mam jedną obserwację. Młodzi są piękni – zwłaszcza w tych chwilach, kiedy już nikogo nie udają, kiedy nie starają się grać lepszych, kiedy stają przed Bogiem w całej swojej bezradności. Niejednemu z nich wówczas drży broda, a jedyne czego potrzebują to zapewnienie, że Bóg nigdy z nich nie rezygnuje. Rozczuliłem się wielokrotnie tego dnia… Chyba najbardziej przy młodym M, który przyszedł ogromnie zakłopotany, a zanim zaczął się spowiadać, zapytał mnie po pierwsze – czy kiedykolwiek pracowałem z młodzieżą, po drugie – czy sam byłem kiedyś młody, a po trzecie – czy rozumiem problemy współczesnej młodzieży? Moje odpowiedzi wyraźnie go nie przekonywały. Dopiero fakt, że pracuję w Ameryce, z jakichś dziwnych przyczyn go nieco uspokoił… Spowiadał się długo… Ale kiedy na koniec wziąłem go w ramiona i przytuliłem, to wcale nie chciał odchodzić… Ze łzami wyznał, że jeszcze nigdy się tak nie wyspowiadał… Odleciał wolny jak ptak… A ile takich ptaków tego dnia przysiadło obok mnie powierzając mi niezwykle trudne sytuacje… Niektórzy czekają cały rok, żeby właśnie na Lednicy porozmawiać o swoich bolączkach…

I tam właśnie wróciły moje najgłębsze tęsknoty… Tam poczułem na nowo jak ważne, żebym był księdzem – na 120 procent… Nie tylko na 60, bo pozostałe 40 to administrowanie parafią, pisanie doktoratów, zajmowanie się wieloma rzeczami niepotrzebnymi… Jest tylu potrzebujących ludzi. W różnych miejscach na świecie… Ale także tu, w Polsce… Odczułem taki głód… Przepotężny głód posługi… Również w takich miejscach, czasach, przy takich okazjach, jak Lednica… Potrzebowałem tego doświadczenia wiary i entuzjazmu młodzieży. Od dwóch lat jestem właściwie takich spotkań całkowicie pozbawiony. Tam miałem takie dojmujące poczucie bycia potrzebnym. Śpiewałem Bogu z wdzięczności całą drogę do samochodu. Parking był oddalony o dwa kilometry… Szedłem wśród łanów zbóż, przy zachodzie słońca, zupełnie sam… I byłem szczęśliwy… Jak niewiele do tego potrzeba…

Dlatego jakoś szczególnie odkrywam dzisiejszą Ewangelię… Bo ja wczoraj w imię Jezusa wskrzeszałem. I te cuda, które dzieją się w konfesjonale, wcale nie są mniejsze, niż wskrzeszenia martwego ciała. Do mnie nawet przemawiają bardziej. Bo wskrzeszone ciało i tak znów, kiedyś będzie musiało umrzeć. Dusza wskrzeszona w akcie przebaczenia nie musi więcej obumierać… Wszystko zależy od człowieka i jego wyborów. Modliłem się nad wieloma dzieciakami wczoraj, prosząc Boga o mądre i dobre wybory dla nich. Wolność jest tak trudnym darem… Chyba coraz trudniejszym… Ale, co najpiękniejsze, Bóg jest Panem Życia i nikomu go nie skąpi… Wierzę głęboko, że po wczorajszym spotkaniu nad Lednicą wielu rodziców odzyskało swoje dzieci, podobnie jak wdowa z dzisiejszej Ewangelii. Wielu młodych wróciło do domu innych, przemienionych, wskrzeszonych… Niech żyją!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz