piątek, 16 maja 2014

kilka gram heroizmu...


zdj:flickr/londondesigner.com/Lic CC
Mili Moi...
No i spędziłem ten jakże ponury dzień w klasztorze sióstr betanek w Kazimierzu Dolnym. Wszelkie odcienie szarości zawisły nad tym miejscem. W takie dni boję się, że sam zacznę widzieć świat na szaro. Choć bronię się przed tym. Dobrą metodą jest patrzeć na życie... Wyglądam więc za okno i poza szarościami widzę ogromnie dużo odcieni zieleni... Życie trwa. Wchodzę do kaplicy klasztornej i widzę roześmiane, młode twarze. Życie trwa. Szarość nie zwycięży...

Życie trwa... Kocham je jak każdy inny i dziękuję za nie Panu Bogu. Nie szukam męczeństwa, ale... nigdy nie chciałbym przed nim uciekać. Anonimie drogi (to prawda, że szkoda, że nie znamy przynajmniej twojego imienia), pytasz, a ja ci odpowiadam. Nie, nasza wiara nie musi się kojarzyć głównie z męczeństwem i ofiarami. Popraw mnie jeśli się mylę, ale chyba na tym blogu głównie takich skojarzeń nie znalazłeś. To musiało być gdzie indziej. W całej głębi swojego jestestwa nie zgadzam się z tobą jednak, że stawianie sobie pytań o jakość wiary, o jej trwałość, zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych jest stratą czasu, czy robieniem sobie niepotrzebnych problemów. Czas męczenników nie przeminął, a Jezus mówi wyraźnie, że uczeń nie ma być ponad Mistrza. Co więcej, uczeń naśladując swojego Mistrza, z cała pewnością, wcześniej, czy później, spotka się z sytuacjami, które wystawią jego wiarę na próbę. Czasem z wyjątkowo ekstremalnymi sytuacjami... I co wówczas? Spontan? Jakoś to będzie? Się zastanowimy? Ja tak nie chcę...

W nawiązaniu do powyższego, do dzisiejszego Słowa i Patrona... Pomyślałem sobie, że jednym z ważnych źródeł siły do mężnego wyznania swojej wiary w sytuacji granicznej, niebezpiecznej, jest wspólnota... Jezus nie był marzycielem. Kiedy mówił o jedności, kiedy się o nią modlił do Ojca, widział tych wszystkich mężnych wyznawców niesionych na barkach wspólnoty ku czynom heroicznym. Nie każdego Bóg wzywa do męczeństwa, ale każdemu ofiarowuje kilka gramów heroizmu tak na wszelki wypadek. Ukrywa go we wspólnocie...  Myślę sobie, że tylko ktoś, kto ma oparcie we wspólnocie, kto jest pewien jej miłości, kto we wspólnocie uczy się Jezusa, będzie zdolny do męstwa wśród przeciwności...

Andrzej Bobola ze wspólnoty Towarzystwa Jezusowego... Może tak należałoby go przedstawiać. Stał się zdolny do zniesienia niewyobrażalnego okrucieństwa (przykład jego oprawców pokazuje do jakiego poziomu piekieł można zstąpić już tu na ziemi). Wykłute oczy, obcięte nos i wargi, wyrwany język, skóra wycięta w kształcie ornatu, cierniowa korona z gałęzi wierzbowych... Można wymieniać dalej... Tylko dlatego, że nie ugiął się i nie wyrzekł się Jezusa. A może aż dlatego... Może to właśnie w takich sytuacjach widać jak wielką rangę ma to wyznanie, jak wielkiej ceny jest godne, jak daleko się można w wierze posunąć...

To jest tajemnica drogi Anonimie. I nad tą tajemnicą rozważam. Jaką cenę jestem w stanie zapłacić za to najdroższe na świecie wyznanie - Jezus jest Panem i nie ma innego! Jaką cenę jesteś w stanie za nie zapłacić ty? Są na tym świecie rzeczy cenniejsze od życia. Głowa to przyjmuje. Serce jeszcze nie nadąża... Patrzę za okno - życie trwa. Idę do kaplicy - życie trwa. Na szczęście we wspólnocie... A tam zawsze ukrywa się kilka gramów heroizmu...

3 komentarze:

  1. Hmm z tym heroizmem to chyba ma Ojciec rację. I to jest pocieszające, przynajmniej dla mnie...

    Nawiązując jeszcze do szarości, to jakby nie patrzeć to jednak też kolor :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wspomniał Ojciec o męczeństwie to prawda, ale... Ale niestety nie mam czasu teraz się ustosunkowywać do dzisiejszych Ojca słów. Zamierzam zrobić to innego dnia. Moje imię: Paweł

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiara jest heroiczna, zawsze, codziennie i dla każdego, choć pewnie w rożnym stopniu. Święci moga cierpiec za wiare, zeby im jej nie odebrano ale heroizmu potrzeba tez nieświętym zeby wiare odzyskiwac. Mozna cierpiec i umrzec za wiare a z drugiej strony można życ i cierpiec dla wiary, dla nadziei przebudzenia. Zapewne roznica jest jak miedzy męczenstwem a męczarnią. Jak bylam dzieckiem mialam niezachwiana pewnosc ze wiara jest dla mnie cenniejsza niz zycie. Popelnilam blad bo swiadomie wystawilam to przekonanie na próbę, jak sie okazalo zbyt cieżką. Nie warto. Dzis wiem, że relacja milosci z Bogiem jest cenniejsza niz życie, bo życie bez niej to nie Życie... to ciemność, tęsknota, to heroiczna walka o przebudzenie...
    Jaka cene jestem w stanie zaplacic za to najdroższe na świecie wyznanie...? Czy mnie na nie stać...?

    OdpowiedzUsuń