Mili Moi…
Piękne, gorące dni… A ja w
moim klimatyzowanym pokoiku błogosławię Pana i modle się w duchu za wynalazcę
klimatyzatorów. W moim pokoju sytuacja byłaby nie do zniesienia. Przekonuje się
o tym wychodząc na korytarz na moim piętrze. Dziś trudno mi wyobrazić sobie ten
pokój bez klimatyzacji, a przecież jeszcze tak niedawno… Jakie to jest
klasyczne – do dobrego człowiek przywyka tak łatwo i szybko. I już po chwili pyta
sam siebie – jak ja mogłem dotąd bez tego, czy owego żyć?
Minione rekolekcje, choć
nie byłe słuchaczem, ale głosicielem, stały się również i dla mnie przestrzenią
przemyśleń, zwłaszcza w temacie mojej własnej dbałości o siebie. I nie idzie
wcale o urodę i wprowadzenie wizyt u kosmetyczki, ile raczej o pilnowanie tego
co jem i większą aktywność fizyczną. Zrobiłem sobie intensywną, retrospektywną
wycieczkę do USA, gdzie schudłem 25 kilogramów, obejrzałem zdjęcia, przypomniałem
sobie, jak się czułem i… nabrałem wiatru w żagle.
To oznacza ni mniej ni
więcej, że muszę wprowadzić istotne zmiany w moich kilkudniowych wypadach w
kwestii jedzenia. Oznacza to po prostu samodzielne żywienie, zwłaszcza w
perspektywie śniadań i kolacji. Do tego niemal codzienne kijaszki (Nordick
Walking). To wszystko sprawiło, że planuje dzień właściwie z zegarkiem w ręku.
Dyscyplina musi być bardzo duża i stanowczo przestrzegana, żebym zdążył zrobić
wszystko, co koniecznie muszę zrobić. Nowe zajęcia, to czas… Tu pół godzinki,
tam godzinka… A doba nie jest elastyczna… Ale za to człowiek jest. Miesiąc intensywnej
pracy i niemal pięć kilo mniej. Dobry początek…
Moje dzieci też znajdują
do mnie drogę. I one musza znaleźć miejsce w moim kalendarzu. Czasem to nie
godzina, ale dwie, czy trzy. To są dla mnie ważne spotkania, bo one pozwalają
choć trochę zapomnieć o… samotności. O tak… Bo ta jest stałym gościem w moim
życiu. Oswajam ją, czasami nawet się lubimy. Ale jeszcze jej nie ufam do końca.
Jeszcze muszę się jej wiele nauczyć.
Dziś zaś Mateusz zapisuje
trzy rady Jezusa, które właściwie mogłyby stanowić jedno ze streszczeń całej
Ewangelii. Zaprzyj się siebie, weź swój krzyż i naśladuj mnie. Nie ty jesteś
najważniejszy, nie wpatruj się w siebie z takim zachwytem, niech twoje życie
przestanie się kręcić wokół twojego własnego „ja”. Twój cel jest poza tobą.
Skup się na nim. Dotrzesz tam drogą krzyża – nie ma innej. Ale zrozumiesz to
tylko w perspektywie miłości – naśladuj więc Tego, który z miłości wziął na
barki najcięższy krzyż. Kochając poniesiesz swój. Nie zrzucisz go z pleców, bo
pojmiesz jego wartość. A wówczas… Wiele rzeczy straci na znaczeniu. Nigdy jednak
DUSZA. Ona i jej sprawy, jej życie, staną się dla ciebie naprawdę ważne. Nie
masz nic cenniejszego…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz