poniedziałek, 31 października 2016

wejść na właściwe drzewo...

zdj:flickr/Chris Gin/ Lic CC
(Łk 19,1-10)
Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A był tam pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu. Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy, widząc to, szemrali: Do grzesznika poszedł w gościnę. Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie. Na to Jezus rzekł do niego: Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło.


Mili Moi…
Miniony weekend to był jakiś przysłowiowy Armagedon. Spotkanie za spotkaniem. Niemal bez wytchnienia. Niektóre bardzo poważne, inne mniej, żeby wspomnieć choćby Wiejską Biesiadę organizowaną przez Polską Szkołę i Klub Weteranów. W naszej rzeczywistości to jest dość normalne, że duszpasterze idą wszędzie, gdzie są ludzie, gdzie nasi parafianie. Nie wpraszamy się, po prostu odpowiadamy na zaproszenie. Rzecz jasna zaglądamy na chwile, żeby nie krępować nikogo naszą obecnością. Ale ogromnie się cieszę, że mogę widzieć ludzi w tych sytuacjach, w jakich żyją na co dzień, również kiedy się bawią. Są wtedy bardzo prawdziwi. A często banalne rozmowy przy stole przeradzają się w całkiem poważne i są już kontynuowane poza salą biesiadną. Lubię z nimi być, bo to są naprawdę świetni ludzie… Wczorajsza biesiada wiejska, więc i proboszcz wiejski…

A dziś procesja na cmentarzu. Przeszliśmy pomiędzy mogiłami, pomodliliśmy się. Wielu z nas z myślą o tych, którzy spoczywają na cmentarzach w Polsce. Trudno te dni porównać z ich atmosferą w Ojczyźnie. Tu jest zupełnie inaczej. Nawet pogoda nas dziś zaskoczyła. Dwadzieścia stopni. Nie bardzo było wiadomo co z siebie zdjąć, żeby jednak podkreślić, że to prawie listopad.

No i zaczęły się spowiedzi… Przychodzą ludzie, których ja osobiście bardzo podziwiam. Oni wykonują tak wielką robotę bilansując swoje życie. Oni zdobywają się na szczyty zaufania otwierając swoje serca wobec Boga za pośrednictwem kapłana. Oni tak bardzo głęboko to przeżywają, a ja razem z nimi. Każdy człowiek to odrębny świat, to wielka historia. Jak wielki trzeba mieć wobec tego szacunek, jak wiele delikatności… A jakie wielkie cuda Pan Bóg czyni… I ja na to wszystko patrzę i w tym uczestniczę. Jakim jestem szczęściarzem…

A dziś Zacheusz… Bardzo lubię tę opowieść ewangeliczną. Kiedyś bardzo dużo nad nią myślałem. Bardzo lubię też Zacheusza. To musiał być jednak odważny człowiek. A jednocześnie tak zmęczony swoim dotychczasowym życiem. Nic go nie cieszyło, w niczym nie odnajdywał spokoju. I spotkanie z Jezusem, które przychodzi w najlepszym momencie. Przypadek? Nie… U Boga nie ma przypadków. On przecież przychodzi szukać i zbawić to, co zginęło. Pan wybrał czas – najlepszy dla Zacheusza. Myślę sobie o uczestnikach naszych rekolekcji, o tych, którzy przyszli. To jest ich czas. Pan go wybrał. Bo jest najlepszy na zmiany. Myślę o sobie. O moim czasie na zmiany. Czy to dziś, czy jutro? A może to jest proces, który zapoczątkował Jezus już dawno, a teraz go powoli i systematycznie rozwija. Chciałbym tylko być tak odważny jak Zacheusz, chciałbym „wdrapać się na drzewo”, na właściwe drzewo, we właściwym momencie, chciałbym Go spotykać, wprowadzać pod swój dach, dzielić z Nim moje życie. Ustawicznie, a jednocześnie ciągle na nowo… To dopiero przygoda…


sobota, 29 października 2016

o drogach Jezusa...

zdj:flickr/matt northam/Lic CC
(Łk 6,12-19)
W tym czasie Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga. Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich dwunastu, których też nazwał apostołami: Szymona, którego nazwał Piotrem; i brata jego, Andrzeja; Jakuba i Jana; Filipa i Bartłomieja; Mateusza i Tomasza; Jakuba, syna Alfeusza, i Szymona z przydomkiem Gorliwy;  Judę, syna Jakuba, i Judasza Iskariotę, który stał się zdrajcą. Zeszedł z nimi na dół i zatrzymał się na równinie. Był tam duży poczet Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i Jerozolimy oraz z wybrzeża Tyru i Sydonu; przyszli oni, aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swych chorób. Także i ci, których dręczyły duchy nieczyste, doznawali uzdrowienia. A cały tłum starał się Go dotknąć,ponieważ moc wychodziła od Niego i uzdrawiała wszystkich.

Mili Moi…
Trwają nasze rekolekcje ewangelizacyjne. Dziś, niemal w połowie, mogę powiedzieć, że uczestniczy w nich ponad pięćdziesiąt osób, co, jak na nasze warunki, jest wielką liczbą. Nasze rekolekcje nabierają tempa, wkrótce czeka nas nabożeństwo uzdrowienia. A w najbliższym tygodniu wielu uczestników przygotuje się do niego poprzez spowiedź generalną. Dla mnie oznacza to tyle, że prawdopodobnie najbliższe dni spędzę w klasztorze prawie bez wychodzenia z niego na zewnątrz… Ale to mała ofiarka wobec uśmiechniętych twarzy i wielkiej ulgi, która zwykle towarzyszy takim spotkaniom. Ostatnio znów Pan Bóg dał mi łaskę, że mogłem w Jego imię wskrzesić człowieka, który trzydzieści lat nie korzystał z Bożego przebaczenia. Takie spotkania są niezwykłym darem również dla mnie samego…

Co do spotkań, to wczoraj miałem okazję sprawować Eucharystię przy łóżku D. Bardzo mody człowiek, który zapadł w śpiączkę dziewięć miesięcy temu. Modliliśmy się o cud uzdrowienia dla niego prosząc Jezusa o miłosierdzie. Udzieliłem mu również sakramentu namaszczenia chorych. Jestem wdzięczny Panu, że posyła mnie w takie miejsca, że pozwala mi służyć w taki sposób, że kieruje do mnie tych wszystkich potrzebujących ludzi. To tak szczególnie przypomina mi o łasce wybrania.

Dzisiejsze Słowo pokazuje ogrom zadań. Jezus wytyczył swoim Apostołom drogi, którymi chodzimy do dziś. Jako współpracownicy następców Apostołów, mamy Go po prostu naśladować i podejmować wyzwania. Nie da się tego zrobić z głębi fotela z herbatką w dłoni. Trzeba wsiąść w samochód, przemierzyć czasem wiele mil, nie wyspać się, zapomnieć o innych sprawach, bo jest człowiek, który potrzebuje. Dla Jezusa, kiedy spotykał takiego człowieka, świat się zatrzymywał i nic ważniejszego nie istniało. Bardzo wiele mi jeszcze do takiego dynamizmu posługi brakuje. Ale każdy krok w tym kierunku, każda okazja, żeby zapomnieć o sobie, każdy gest miłości, jest małym zwycięstwem nad sobą i słabością natury. Jest tyle do zrobienia, a wciąż brakuje rąk, którymi Pan mógłby uzdrawiać, błogosławić, wskrzeszać umarłych… Oby więc tym rękom, które dziś ma do dyspozycji, po prostu się chciało… Modlę się o to dziś za przyczyną Judy i Szymona, Apostołów Jezusa.

Jutro kolejny, parafialny dzień skupienia. Idziemy w tym roku z Ewangelia Mateusza. Mam nadzieje, że słuchacze się znajdą. Bo cóż z tego, że uruchomimy kombajn, jeśli nie będzie czego kosić. Pan obiecywał wielkie żniwo. Wierzę, że prędzej, czy później, gdzieś w tej, czy innej galaktyce, napotkam zapowiadane przez Niego łany. Dziś robię, co mogę, a On musi się zająć resztą. W ten weekend także ruszamy na cmentarze. Sobota i niedziela to jedyne dni, kiedy możemy zgromadzić naszych wiernych w tych miejscach, do których w tym czasie nie ma zwyczaju w Ameryce zaglądać. Smutne te cmentarze tutaj. Puste, bez światła, bez kwiata, bez obecności żyjących… Kiedy będę tam zaglądał każdego dnia dla zyskania odpustu, mam szczerą nadzieję spotkać tam Żyjącego, który jest nadzieją i dla mnie i dla tych, których ciała oczekują tam na zmartwychwstanie…

niedziela, 23 października 2016

przygotuj pięść...

zdj:flickr/nicdalic/Lic CC
(Łk 18,9-14)
Jezus powiedział do niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam. Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: Boże, miej litość dla mnie, grzesznika. Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony.


Mili Moi…
Na szczęście dysponuje już nowym sprzętem, który umożliwia mi kontaktowanie się ze światem zewnętrznym. Trochę mnie to ucieszyło z racji na funkcjonalność tego urządzenia, ale zupełnie nie ucieszyło mnie jako nowa rzecz, czy nowy nabytek. Czyżby przejaw ducha franciszkańskiego? Pomyślałem sobie nad tym i zauważyłem, że od bardzo dawna nie cieszą mnie nowe rzeczy, co więcej, niechętnie wydaję pieniądze na ich kupowanie dla siebie. Przeżywam tortury, kiedy muszę nabyć jakiś nowy ciuch, co na szczęście nieczęsto się zdarza. Ale w gruncie rzeczy bardzo mnie to cieszy i dziękuje za tę łaskę Jezusowi, bo to solidna porcja wolności w praktyce.

Pracy moc… Na ten tydzień przynajmniej trzy spowiedzi generalne się zapowiadają, a ich „sezon” wkrótce dopiero się rozpocznie. Spotkania, rozmowy, przywracanie ludzi do duchowego życia… Czyż może być coś piękniejszego? Tyle mam radości z faktu, że ludzie decydują się zaufać, że otwierają swoje serca, że przyjmują łaskę uzdrowienia od Jezusa. A ja w tym wszystkim mogę być, angażując mój czas i trochę serca… Nie potrzeba wiele…

Wczoraj odbył się doroczny Bal Błękitny Weteranów, na który tradycyjnie jako duszpasterze, jesteśmy zapraszani. Wzrusza mnie nieodmiennie zaangażowanie seniorów w propagowanie tradycji narodowych, ich szczery patriotyzm i wytrwałość w działaniach mimo tego, że z roku na rok jest ich coraz mniej. Poznałem przy okazji uroczą, młodą panią konsul, z którą przegadaliśmy cały wieczór. Tylu ciekawych ludzi wokół mnie – wystarczy tylko się rozejrzeć. Ale „gwiazdą wieczoru” był mój współbrat Ayub, Kenijczyk, który przybył do nas z okazji niedzieli misyjnej. Kiedy okazało się, że mówi po polsku, a co więcej, zna miejsca w Afryce, w których weterani przebywali podczas swojej powojennej tułaczki po świecie, nie mógł się opędzić od rozmówców, którzy nazywali go „sąsiadem”.

A dziś pokorny celnik, cały skupiony na Bogu i na łasce, której jest spragniony. Bez podkreślania swoich zasług, bez zbierania swoich dokonań, bez stawiania Mu przed oczy swoich wysiłków. Raczej z doświadczeniem swojej biedy, która zawsze najbardziej dotyka Bożego serca. Mam podobne doświadczenie. Tyle biedy duchowej, którą w sobie noszę… Tylko piersi jakoś takie mniej posiniaczone… Za mało tego uderzania się i za mało pokornej modlitwy grzesznika. Częściej chyba jakieś próby równoważenia złego wrażenia. Wiem, że jest słabo, więc może ja Ci Panie Boże spróbuje spłacić te moje długi. Małymi ratami, ale zrobię, co w mojej mocy. Tymczasem wcale nie w tym rzecz. Bóg nie tego ode mnie oczekuje. Chodzi raczej o pokorne uznanie, że ja nic sam nie mogę, że nie pomogą moje szlachetne wysiłki, że bez Jego łaski wszystko to funta kłaków warte. Bez tego dudniącego uderzenia, świadomego uderzenia, bolesnego uderzenia, nie można ruszyć z miejsca. Najpierw świadomość tego kim jestem ja, a Kim jest On, a wówczas wszelkie działania zyskują dopiero nowa jakość. Jego jakość. I już do głowy człekowi nie przychodzi, żeby się przed Nim chwalić. Bo wszystko jest łaską…

środa, 19 października 2016

więźniów nawiedzać...

zdj:flickr/nizz7/Lic CC
(Łk 12,39-48)
To rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej ma przyjść, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie. Wtedy Piotr zapytał: Panie, czy do nas mówisz tę przypowieść, czy też do wszystkich? Pan odpowiedział: Któż jest owym rządcą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowi nad swoją służbą, żeby na czas wydzielił jej żywność? Szczęśliwy ten sługa, którego pan powróciwszy zastanie przy tej czynności. Prawdziwie powiadam wam: Postawi go nad całym swoim mieniem. Lecz jeśli sługa ów powie sobie w duszy: Mój pan ociąga się z powrotem, i zacznie bić sługi i służące, a przy tym jeść, pić i upijać się, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna; każe go ćwiartować i z niewiernymi wyznaczy mu miejsce. Sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę. Ten zaś, który nie zna jego woli i uczynił coś godnego kary, otrzyma małą chłostę. Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą.

Mili Moi...
Dziś nadszedł nowy komputer, więc ufam, że już następny wpis będzie poczyniony na własnym sprzęcie, którego brak boleśnie odczułem na własnej skórze w tych dniach. Jak to jednak człowiek przywyka do dobrego... Piśmiennictwa w tych dniach było bardzo dużo. Konferencję za konferencją trzeba tworzyć, a jedynym miejscem, gdzie mogłem to uczynić, był nasz parafialny sekretariat, w którym przez większość dnia pracuje na komputerze sekretarka. Dla mnie pozostawały więc pory mocno ranne. Pobudki o 3 nad ranem nawet dla mnie oswojonego z materią okazały się czymś trudnym. Ale zdecydowanie lepiej pracuje mi się rano, niż późnymi wieczorami. Choć 3 to dla większości ludzi pewnie jeszcze środek nocy. Niemniej cieszy mnie fakt, że będę miał wkrótce dostęp do tego narzędzia, które okazuje się dziś niezbędne nawet w duszpasterstwie.

Trwają nasze rekolekcje ewangelizacyjne. To wielka rzecz. Jutro właściwie będzie taka weryfikacja, bo to już trzecie spotkanie, więc praktyka pokazuje, że kto przyjdzie jutro, zwykle zostaje do końca. Mam nadzieję, że ta piękna liczba 70 osób, których doliczyliśmy się tydzień temu nie zmaleje znacząco i wszyscy doświadczą takiej mocy Boga, jakiej jeszcze nigdy dotąd nie poznali. Wczoraj też miało miejsce kolejne spotkanie naszej grupy małżeńskiej. Ta odrobinę zmalała. Pojawia się regularnie około ośmiu par, co mnie jednak szalenie cieszy i napawa optymizmem na przyszłość. Wczoraj zgodziliśmy się jednak wszyscy, że niesamowicie ciężko jest przekonać ludzi do wybrania się na takie spotkanie. Doświadczają tego powoli sami uczestnicy, zapraszając innych. To pozwala im zrozumieć moją „rozpacz”, kiedy patrzę jak wiele różnych zaproszeń pozostaje prawie bez echa...

A dziś przeżyłem swój kolejny pierwszy raz w Ameryce. Tym razem była to duszpasterska wizyta w więzieniu. Mam tam pewnego młodego przyjaciela, któremu młodość trochę wymknęła się spod kontroli i odsiaduje karę za swoje błędne wybory. Towarzyszę mu już duchowo od dawna, ale wizytowałem go po raz pierwszy. Przygotowania zajęły kilka długich miesięcy, bo okazało się, że człek, który odpowiada za duchową opiekę nad więźniami, a jednocześnie przepuszcza wszystkich duszpasterzy przez swoje biuro, nie jest szczególnie zainteresowany szybkim załatwianiem takich spraw. Pikanterii sprawie nadaje fakt, że funkcję tę pełni muzułmański imam. Nie chcę oskarżać pochopnie, ale po kilkukrotnym przechodzeniu ciągle tych samych procedur jechałem tam dziś z postanowieniem, że jeśli mnie nie wpuszczą, to zrobię tam jakąś awanturę. Na szczęście okazało się, że wreszcie moje podanie po kilku miesiącach zostało „klepnięte” i mogłem się spotkać z M. Ucieszyło mnie, że jest w dobrej kondycji psychicznej i robi poważne plany na przyszłość. Myślę, że jego dojrzewanie zostało znacząco przyspieszone i wierzę głęboko, że tej lekcji nie zapomni. Wyspowiadałem go, pogadaliśmy. I jestem przekonany, że jeszcze tam wrócę. Wrażenie samego więzienia, co pewnie nie dziwne, było jednak ogromnie przygnębiające, więc kiedy wyszedłem, podwójnie dziękowałem Bogu za wolność i dostrzegałem z większą intensywnością kolory jesieni mnie otaczającej. A jest ona piękna u nas. Tak piękna, że śmiem zaryzykować twierdzenie, że wobec jesieni w Connecticut nasze polskie Bieszczady mogą się schować...

Dzieje się więc sporo i to mnie w sumie cieszy, bo w jakiś sposób wczytując się w dzisiejsze Słowo odkrywam Jezusową zachętę, żeby nie poddać się „świętemu spokojowi”, który jest pułapką dla nas wszystkich. Im człowiek starszy, tym pułapka groźniejsza i bardziej aktualna. Nie chcę nigdy wejść w kapłańskie życie w świętym spokoju. Póki sił wystarczy chcę realizować tę misję, którą zlecił mi Jezus w Jego domu, a widzę coraz wyraźniej, że roboty mi nie zabraknie. Oby tylko nie zabrakło sił i ochoty, a On zrobi resztę. Co niechaj się stanie. Amen...

PS. A M., młodego więźnia, polecam waszej serdecznej modlitwie. To naprawdę dobry dzieciak – umiłowany przez Jezusa, który mu już wszystko przebaczył...

niedziela, 16 października 2016

o otwieraniu...


zdj:flickr/mumucs/Lic CC
(Łk 12,8-12)
Kto się przyzna do Mnie wobec ludzi, przyzna się i Syn Człowieczy do niego wobec aniołów Bożych; a kto się Mnie wyprze wobec ludzi, tego wyprę się i Ja wobec aniołów Bożych. Każdemu, kto mówi jakieś słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie przebaczone, lecz temu, kto bluźni przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie przebaczone. Kiedy was ciągać będą do synagog, urzędów i władz, nie martwcie się, w jaki sposób albo czym macie się bronić lub co mówić, bo Duch Święty nauczy was w tej właśnie godzinie, co należy powiedzieć.

Mili Moi...
Właśnie wróciłem z Bostonu, gdzie współprowadziłem dziś dzień skupienia połączony z warsztatami dla małżonków. Piękny czas... I łowimy na wędkę... Przyzwyczajam się, że u nas jest nieco inaczej, niż w Polsce... Nie setki, nie dziesiątki ludzi... Ale niewielkie grupy, za to szczerze szukające Jezusa... Choć muszę przyznać, że na nasze REO w Bridgeport przywędrowało około 70 osób. Zobaczymy ilu z nich uda się tę niesamowitą przygodę z Jezusem kontynuować...

Dla mnie zaś te duchowe działania mają równeż jakiś wymiar materialny. W czwartek posuł mi się komputer. Tak, tak... To już drugi raz. Tym razem nie da się naprawić. Opatrzność Boża pozwoliła mi w tym tygodniu skopiować wszystkie ważne pliki, ale strata i tak jest spora. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to taka „zapłata” od naszego odwiecznego „przyjaciela”, któremu zbyt wiele dusz w ostatnich dniach wymyka się z rąk... A dzieją się naprawdę wielkie cuda. Otwierają się dusze, o kórych otwarcie modliliśmy się od dwóch lat... Kiedy piszę "modliliśmy się" mam na myśli kilka osób tu i siedemdziesiąt klasztorów klauzurowych w Polsce... Jak jest cudownie patrzeć na łaskę Jezusa, która rozlewa się w sercu człowieka, przynosi pokój i radość. Nigdy nie zdołam wyrazić tej wdzięczności za to, co widzę i czego doświadczam dzięki kapłaństwu Chrystusowemu...

Tych małych cudów jest zresztą więcej. Takich drobnych i dobrych rzeczy. Wczoraj na spacerze różańcowym podszedł do mnie właściciel pobliskiego sklepu spożywczego i po hiszpańsku prosił o błogosławieństwo. Nasza dzielnica to miejsce, gdzie po hiszpańsku znacznie łatwiej się porozumieć, niż po angielsku. Oczywiście z radością go pobłogosławiłem. Wzruszył się chłop i jął mnie częstować – a może wodę, a może sok, a może kanapkę by father zjadł... Takie proste gesty... To jest taka szczególna różnica między Ameryką, a naszą Ojczyzną... W Polsce słowo ksiądz rzadko komu przechodzi przez gardło w sklepie, czy urzędzie. Mam czasem wrażenie, że tytułowanie mnie per „pan” jest wyrazem jakiejś szczególnej formy lekceważenia. Tu jest zupełnie inaczej. Ostatnio w mojej ulubnionej restauracji, w której czasem biorę meksykańskie jadło na wynos, miła pani na kasie zapytała czy jestem jakimś „ministrem”, bo i w habicie czasem tam zaglądam. Oczywiście wyznałem, że zakonnikiem. Pani oakzała się „kumata”, co tu nie jest regułą. I od tej chwili ona już inaczej się do mnie nie zwróci, jak „ojcze”. To takie proste i jej samej sprawia dużą przyjemność. Tak samo mam w banku i w aptece. Proste i bez zadęcia...

Duch Święty nauczy was... W ostatnich dniach widzę Jego działanie bardzo wyraźnie. Przemiany jakich dokonuje są tak znaczące, że nie moga pochodzić od samych ludzi. Natchnienia, których doznaję też są jakieś szczególniejsze. Wyraźnie weszliśmy w czas łaski, w czas udzielania się miłości Bożej. I chciałbym już z tej przestrzeni nigdy nie wychodzić. Zaspokajanie głodu Boga jest taką przyjemnością, której z niczym innym w moim życiu nie mogę porównać. Niech więc to trwa dopóki sił wystarczy... Amen!

niedziela, 9 października 2016

odetchnij Nim...

zdj:flickr/Nolan Peers/Lic CC
(Łk 17,11-19)
Stało się, że Jezus zmierzając do Jerozolimy przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei. Gdy wchodzili do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami. Na ich widok rzekł do nich: Idźcie, pokażcie się kapłanom. A gdy szli, zostali oczyszczeni. Wtedy jeden z nich widząc, że jest uzdrowiony, wrócił chwaląc Boga donośnym głosem, upadł na twarz do nóg Jego i dziękował Mu. A był to Samarytanin. Jezus zaś rzekł: Czy nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? żaden się nie znalazł, który by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec. Do niego zaś rzekł: Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła.


Mili Moi…
Zacznę od tego, że dziś w nocy miałem sen… Rzadko mi się to zdarza, a ten dzisiejszy był ciekawy… Śniło mi się, że zostałem przeniesiony z Bridgeport do pracy i posługi w Jerozolimie. W jakimś sanktuarium chleba… (Betlejem?). Mieszkałem z czterema Włochami, a Jerozolima była bardzo zniszczona. Nie wiem czy to jakieś proroctwo, ale sprawdziłem dziś gdzie są walizki… Tak na wszelki wypadek…

A u nas szaleństwo… Szereg spotkań – najpierw proboszczów z biskupem, potem księży z naszego wikariatu, potem rady zajmującej się planem odnowy parafii… Wszędzie administracja i planowanie… Papiery i schematy… Wykresy i przewidywania… Ja się chyba do tego nie nadaję… Ja chcę być księdzem, a nie Naczelnym Sekretarzem Parafialnym, czy Przywódcą Ekip Remontowych… Ewangelię głosić posłał mnie Pan, a nie zajmować się pisaniną, która i tak wyląduje w śmietniku. Nie wiem jak długo potrwa moje proboszczowanie…

Na pociechę ożywczy moment czwartkowego rozpoczęcia rekolekcji ewangelizacyjnych. Trudno powiedzieć ilu ludzi je rozpoczęło. Może około 60-70. Zobaczymy ilu przyjdzie na kolejne spotkanie. Ale ilu by ich nie było, to jest niesamowite poruszenie Ducha w naszej parafii i w moim sercu również. Wiem jakie owoce skrywają te rekolekcje, wiem czego się można po nich spodziewać. Zazdroszczę nawet nieco uczestnikom tych odkryć, które poczynią i tej radości z przebywania z Bogiem, która stanie się ich udziałem. Ja jako głosiciel mam oczywiście w tym swój udział. W tym sensie, że i mnie łaska nie omija. Wierze, że coś z tego ich doświadczenia zstąpi również na mnie. Tak mi się marzy, żeby wszyscy w naszej parafii mogli tego doświadczyć…

A dziś trędowaci – oczyszczeni wszyscy, a tylko jeden w relacji z Jezusem. To też obrazuje jakoś stan naszej wiary. Tak wielu ludzi przyjmujących sakramenty – czasem w kościelnym żargonie mówi się „obsługiwanych duszpastersko”. Tak wielu tych, którzy o coś Boga proszą – otrzymują, zabierają ze sobą i odchodzą. Po to, aby wrócić znowu, kiedy będą w potrzebie. A jaki procent w rzeczywistej relacji? Ilu wraca z dziękczynieniem, ze świadomością jak wielkie łaski Bóg nam wyświadcza w codzienności? Dlatego w dwuletnim planie odnowy parafii pierwszym celem, na który położyliśmy nacisk jest nowa ewangelizacja. Budzenie świadomości dobroci Boga, Jego miłości do każdego człowieka, Jego obecności przy nas. Żeby takich trędowatych Samarytan było jak najwięcej. Wszak trąd grzechu nie omija nikogo z nas. Ważne, żebyśmy wszyscy zdawali sobie sprawę z miłości Lekarza, który nas przywraca do życia. Zawsze ilekroć Go o to prosimy. Lekarza, który pragnie tylko jednego – zostań ze mną. Trwaj przy mnie i nie odchodź, a pokaże ci takie światy, o których istnieniu nie masz pojęcia…

wtorek, 4 października 2016

gdzie jest koniec?

zdj:flickr/Tadson Bussey/Lic CC
25 W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: "Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. 26 Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. 27 Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić. 28 Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. 29 Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. 30 Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie". Mt 11, 25-30

Mili Moi…
Przeżyliśmy nasz parafialny odpust. Było wspaniale, choć pogoda nas nie rozpieszcza w ostatnich dniach. Ale wielu naszych parafian włożyło naprawdę wiele wysiłku w to, żeby ten dzień był niezwykły. Jestem pod wrażeniem ich pracy i otwartego serca. Prężna grupa, z którą można iść na koniec świata… Albo zostać w Bridgeport i mozolnie budować Królestwo Boże w sercach…

W czwartek zaczynają się u nas rekolekcje ewangelizacyjne. Doczekać się nie mogę, bo z doświadczenia wiem, że to wielki czas łaski. I mam szczerą nadzieję, że wiele osób podejmie to wezwanie. Bóg szuka nas na naszych drogach, a to kolejne Jego wyjście w naszym kierunku. Zobaczymy co się wydarzy…

W poniedziałek zaś odszedł do domu Ojca o. Fritz, w Wexford w Irlandii. Miał 90 lat. Dane mi było przepracować z nim wspólnie rok. Niezwykła osobowość. Miałem silne przynaglenie, żeby wybrać się na pogrzeb, ale chyba jednak nie uda mi się poprzestawiać moich zajęć. Byłaby to też niezwykła okazja do sentymentalnej podróży na irlandzką ziemię. Po dziesięciu latach…

Z trwogą obserwuję wydarzenia w Polsce. Takiego starcia cywilizacji życia z cywilizacją śmierci nie pamiętam… Moje poglądy są niezmienne i bardzo zdecydowane. Nie komentuję, bo to większego sensu nie ma. W tym zgiełku nie ma potrzeby dodawać kolejnych słów. Modlę się… I to coraz częściej o powtórne przyjście Pana. Może już czas… Zakończyć historię tego świata, którego szaleństwo staje się dla wielu z nas powoli nieznośne. Modlę się i… weryfikuję znajomości. Nie widzę sensu w oglądaniu w internecie moich znajomych gorliwie popierających tłumy z hasłami „Ręce precz od mojej cipki”. Naprawdę nie widzę sensu… Pożegnałem więc wielu z nich… Modlę się po prostu… Za wszystkich…

I o pokój się modlę… dziś za przyczyną świętego Ojca Franciszka, który zdecydował się być bezbronny w rozumieniu tego świata, wybrał los przegranych według światowej logiki, nie krzyczał i nie unosił się… Modlił się w rozpadlinach skalnych, skrywając przebite ręce. Wołał ze smutkiem – Miłość nie jest kochana. I starał się kochać… Jak Jezus. Także tych, którzy się mylą. Bliskich i dalekich. Nigdy nie rezygnując z przyjaźni z Tym, który dziś zaprasza umęczonych i udręczonych sprawami tego świata… Przyjdźcie do mnie, mówi Pan, a ja was pokrzepię… Nie znam lepszego miejsca, żeby pytać o drogę… Dalszą drogę tego szalonego świata, który już nie potrafi się zatrzymać. Wierzę Mu… W każde słowo… Również w to, że nienawiść nigdy nie zwycięży… Jezu Żyje!!!


sobota, 1 października 2016

obudzić świat...

zdj:flickr/Erin Rempel/Lic CC
(Łk 10,17-24)
Wróciło siedemdziesięciu dwóch z radością mówiąc: Panie, przez wzgląd na Twoje imię, nawet złe duchy nam się poddają. Wtedy rzekł do nich: Widziałem szatana, spadającego z nieba jak błyskawica. Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi. Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie. W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić. Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł: Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli.


Mili Moi…
Przepraszam, że znów mnie tu długo nie było, ale to trochę kwestia okoliczności. We wtorek pojechałem na dwudniowe szkolenie dla nowych proboszczów. Miałem nadzieję, że czegoś cennego się dowiem, ale… Klasycznie – po amerykańsku. Wyjaśniono nam, że zamiast sekretarki, powinniśmy mieć Dyrektora od Pierwszego Kontaktu. Wówczas moglibyśmy na dwóch stronach opisać jej rolę w parafii z uwzględnieniem rzecz jasna charakteru duchowego (ma wszystkich przychodzących witać jak sam Pan Jezus). I ona będzie zadowolona i my (podobno) :). A poza tym – uczono nas jak mamy planować dzień godzina po godzinie. I jak mamy rozwiązywać problemy – przykładowo – grupa modlitewna nie gasi po sobie świateł – winienem usiąść z kartką papieru, opisać problem, wypisać przynajmniej 12 (!) rozwiązań tego problemu, a potem wybrać 3. A z nich – najlepsze… Podsumowując – Amerykanie słuchali uważnie (to bardzo grzeczny naród)… Portorykańczycy i Polacy – też słuchali grzecznie… Ale potem stwierdziliśmy, że to chyba jednak nie dla nas… :)

A po powrocie do domu… popsuł mi się komputer. Na szczęście mój niezawodny parafianin Robert wiedział co zrobić, ale dwa dni byłem bez tego narzędzia i, co najważniejsze, przetrwałem… I nawet mi go aż tak bardzo nie brakowało. Przekonałem się namacalnie, że da się bez tego żyć. Choć trochę się obawiałem, ponieważ wszystkie moje dotychczasowe wyczyny kaznodziejskie znajdowały się w pamięci tej maszyny… i nigdzie indziej. Gdyby więc tę pamięć komputer stracił, to moje straty byłyby wielkie… Nauczka na przyszłość, że takich błędów nie należy popełniać… Chmury i inne nośniki… chyba się muszę z nimi zaprzyjaźnić…

A u nas od wczoraj przygotowania do jednego z najważniejszych wydarzeń parafialnych. Już jutro odpust i piknik przy naszej parafii. Trochę nas martwi pogoda, bo zrobiło się już zimno i deszczowo, ale może nas Pan oszczędzi i wielka praca naszych parafian nie pójdzie na marne. Na pewno będziemy się modlić, bo do tego ładna pogoda nam nie potrzebna. I mam nadzieję, że na radosne przebywanie razem również ochoty nie zabraknie.

A Słowo? Dziś myślę sobie, że kiedy już człek załapie „o co w tym wszystkim chodzi”, to zaczyna się nieprawdopodobnie piękna misja w jego życiu. Gdybyśmy sobie zdali sprawę co oznacza być zbawionym w Jezusie, to nikt z nas nie usiedziałby w miejscu z tą prawdą. Po prostu musielibyśmy się nią dzielić. Rzecz jasna - na naszą miarę i w ramach naszej codzienności. Ale myślę sobie, że wielu chrześcijan robiąc sobie wieczorny rachunek sumienia dostrzeże z łatwością, że przez cały dzień temat Jezusa nie pojawił się ani raz. Już nie mówię w słowach, ale nawet w myślach. Dlaczego tak jest? Dlaczego o Najważniejszym i o Jego darach nie myślimy i nie mówimy innym? Chyba właśnie dlatego, że nie czujemy jak wielką łaskę On nam okazał, jak wielki dar nam ofiarował…

Kiedy myślę dziś o św. Teresce, która jest dla mnie niedościgłym wzorem tej świadomości bycia obdarowanym, to aż mi się serce wyrywa, żeby nie tylko o tym myśleć, ale też mówić, mówić, mówić… Bóg, który jest miłością, kocha nas tak, jak nikt inny… Chciałbym, żeby wszyscy o tym usłyszeli i przejęli się tak, jak święta Tereska. Wówczas nasz świat natychmiast zacznie się zmieniać. Skończą się wymówki, a zacznie się obmyślanie – w jaki jeszcze sposób mógłbym o tym wszystkim opowiedzieć światu… Jak by tu w ten świat wprowadzić więcej Jego miłości… Ach, co to byłoby za chrześcijaństwo… Mam szczerą nadzieje, że rekolekcje ewangelizacyjne, które zaczynamy w przyszłym tygodniu pomogą zapalić nowych chrześcijan, a tym już zapalonym dadzą szansę na podzielenie się swoim doświadczeniem… Małymi krokami… Byle podpalić ten świat ogniem Jego miłości… Byle go obudzić...